„Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie? Oni Mu odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. On ich zapytał: A wy za kogo mnie uważacie? Odpowiedział Mu Piotr: Ty jesteś Mesjasz. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” (Mk 8,27-33)

*

Kiedyś myślałem, że im bliżej jest się Boga, tym wszystko jest łatwiejsze. Z każdym kolejnym doświadczeniem życiowym przekonuję się, że niekoniecznie tak to działa. Bo okazuje się, że – zgodnie z nauczaniem św. Ignacego – im lepiej poznaje się Boga, tym bardziej się Go kocha i tym bardziej stara  się Go naśladować. Ale im głębsze poznanie – tym bardziej doskwiera świadomość, że to poznanie jest jednak strasznie kiepskie. Im większa miłość – tym bardziej bolesne wszystkie wątpliwości, które bynajmniej nie znikają. I im wierniejsze naśladowanie, tym większe uczestniczenie w Krzyżu.

***