Rabbi, kiedy tu przybyłeś? J 6, 22-29
Wiara nie rodzi się ze znaków, lecz znaki potwierdzają naukę, czyli Słowo. Znak odnosi mnie do Tego, który za znakiem stoi, odnosi mnie do tego, Kim On jest.
Żydów jakby to nie obchodziło. Jezus sam zwraca im na to uwagę: szukacie mnie, boście się najedli do syta. Zatrzymujecie się na znaku, a nie na Tym, do którego on się odnosi. Patrzycie na palec, a nie tam, gdzie palec wskazuje.
Połowę dzisiejszego tekstu zajmują słowa o poszukiwaniach Jezusa. Tłum zauważa, że łodzie odpłynęły, Jezusa nie ma, a potem cała ich wyprawa, by znaleźć Jezusa. To chwalebne, że Go szukają. Lecz słowa Jezusa ujawniają ich intencje, które takie chwalebne nie są. Zatrzymują się na tym, co widzialne tylko i co nasyca żołądek. Niebezpieczeństwem dla wiary jest, kiedy taka postawa stanie się najważniejszą troską życiową: by posiadać, by się urządzić, zabezpieczyć, nie być głodnym i w ogóle, żeby mnie omijały przeciwności losu.
Jedyne, co posiadam jest moje życie. Pochodzi od Boga, który jest Życiem i źródłem wszelkiego życia. Cała reszta jest dodatkiem do życia, pomocą, bardzo użyteczne i potrzebne, ale nie absolutne. Dzisiaj słyszę słowo, które mi mówi o tym, jak pełnić wolę Bożą. Dzieło Boga polega na tym, bym wierzył w Tego, którego Ojciec posłał. On jest najpewniejszym Znakiem, Pośrednikiem, Pokarmem. Tylko w Nim jest sens i cel mojego życia, tylko w Nim mogę zostać nasycony i mając niewiele, albo nic – mogę mieć WSZYSTKO.