Tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego…” J 20, 19-23
Duch Święty… Tchnienie, Obecność, Oddech, Ogień.
Na Ducha mogę być tylko otwarty, mogę zrobić Mu przestrzeń w moim sercu, pozwolić, by czynił ze mnie nowego człowieka.
Nowy człowiek jest poraniony i te rany zostaną w nim na zawsze (jak u Chrystusa). Duch uzdalnia mnie do kochania, kiedy jestem poraniony. Często myślałem, że najpierw potrzebuję „się naprawić”, by móc pomagać innym. Myślałem też, że jeśli w dzieciństwie nie byłem kochany tak, jak chciałem być, jeśli nie dostałem tego czy tamtego, to nie mogę tego dawać innym. I po ludzku to prawda.
Jednak Duch Święty uzdalnia mnie do kochania, pomimo tego, że czegoś nie dostałem albo że nie byłem kochany tak, jakbym chciał. W uczniach sprawia, że pomimo ich lęku i zamknięcia, pomimo ich życiowych ran, wychodzą i zaczynają głosić ŻYCIE i MIŁOŚĆ. Głoszą Miłość Ukrzyżowaną i Zmartwychwstałą. Głoszą JEDYNĄ Miłość. Poranioną, Ukrzyżowaną, Zabitą i Zmartwychwstałą.
Duch przychodzi do mojego życia i czyni mnie zdolnym kochać w nowy sposób (jak Chrystus). Dzieje się to, kiedy przyjmę krzyż, przyjmę moje rany, moje straty, krzywdy (zadane przez innych i przez samego siebie), pogodzę się z tym, przebaczę (sobie i innym). Kiedy będę zdolny wypowiedzieć za Jezusem „nikt mi życia nie odbiera, ja sam je ofiarowuję” – wtedy przychodzi NOWY DUCH na moje NOWE ŻYCIE. Wtedy moje uschłe kości zostają ożywione, spieczona ziemia nawodniona obficie, a serce z kamienia zamienione na serce z ciała. Wtedy „żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”, i wcale nie muszę tego czuć. Bo miłość zasadza się na czynach, a nie na słowach czy uczuciach.
Na obrazku prymicyjnym miałem wypisane słowa św. Ignacego „naucz mnie dawać, a nie liczyć, walczyć, a na rany nie zważać…”. Dziś sobie uświadomiłem, że Duch jest Tym, który pozwala mi nie zważać na rany, tzn.nie skupiać się na swoim bólu i zasklepiać się w nim. Pozwala mi walczyć, ale to słowo zamieniłem na „kochać”, bo Bóg jest miłością, więc jego „walka” to kochanie.
…naucz mnie kochać, a na rany nie zważać…