Zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu… Łk 19, 1-10

Dom… z tym słowem mamy wiele skojarzeń. Uświadomiłem sobie, że ono w jakimś sensie jest synonimem miłości. Bo nawet, gdy w naszym rodzinnym domu sytuacja nie wyglądała, albo nie wygląda najlepiej, to zawsze tęsknimy za lepszym i mamy wyobrażenie tego, jak ten lepszy miałby wyglądać. I wcale nie chodzi o jego położenie, rozkład pomieszczeń czy umeblowanie. Chodzi o relacje, które są utkane z miłości. Gdy tego brakuje, wszystko inne niewiele znaczy.

Zacheusz włazi na drzewo, bo to daje mu poczucie panowania nad sytuacją. Może na wszystko spojrzeć z góry, z pewnego dystansu, który jednak jest czymś negatywnym – dystans, który nie tworzy bliskości, który ocenia z pozycji wyższego, w którym może być tylko niezaangażowanym obserwatorem rzeczywistości. Miłość tymczasem wymaga zaangażowania, bliskości, patrzenia w oczy.

Jezus pragnie, by Zacheusz, którym i ja jestem, zszedł z drzewa, ze swojej wygodnej, zdystansowanej i niezaangażowanej pozycji. Bo ON chce zatrzymać się w moim DOMU. Zacheusz zszedł prędko i przyjął Go rozradowany. A potem zaczyna rozdawać swoje bogactwa. Zobaczyłem, że to coś odwrotnego do bogatego młodzieńca. Tamten też miał wiele posiadłości, ale również przestrzegał „wszystkiego”. A jednak czegoś mu było brak. I odszedł zasmucony od Jezusa, kiedy Ten go zaprosił do porzucenia wszystkiego na rzecz Niego – jedynego i prawdziwego Boga. Zacheusz zaś był bogaty i miał wszystko i nagle – jakby sam z siebie – zaczyna to bogactwo rozdawać, pozbywać się Go. Przecież Jezus mu tego nie kazał robić? Może zrozumiał, pojął i mocno odczuł, że oto do Jego domu przyszedł ten, który jest WSZYSTKIM, może więc wszystko inne zostawić.

Jezus wraca do słowa dom. Zbawienie stało się udziałem – nie mówi, że Zacheusza, tylko Jego domu. Uświadomiłem sobie, że tym domem ja jestem. Bóg chce we mnie zamieszkać, chce wejść do domu, czyli w głęboką relację ze mną, relację utkaną z miłości. Do tego potrzebuję i bardzo chcę rozdać mój majątek: moje racje, nieuzasadnione pretensje, chore oczekiwania, nadmierne ambicje, wszystkowiedzę, narzekania, osądzania i potępiania bliźnich… wszystko, co wydawało się moim „bogactwem”, tyle tylko, że czyniły mój dom pustym, zimnym, bezdusznym, bez miłości…

Panie Jezu, wypełnij mój dom sobą. W pełni, całkowicie. A wtedy będę zanurzony w Miłość, czyli WSZYSTKO.