Niektórzy sądzą, że wyznanie grzechów przed kapłanem to zasadniczy element pojednania z Bogiem. Najczęściej traktowane jest przy tym jako przykry i bolesny obowiązek. Z chwilą opuszczenia kratek konfesjonału „mamy święty spokój do najbliższych świąt”. Tymczasem sakrament pojednania nie kończy się z chwilą opuszczenia konfesjonału. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że dopiero wtedy się zaczyna.
Proces nawrócenia
Święty Tomasz z Akwinu wymienia szesnaście cech spowiedzi. Według Doktora Anielskiego powinna ona być prosta, pokorna, zupełna, czysta, wierna, częsta, klarowna, dyskretna, dobrowolna, wstydliwa, skruszona, krótka, mężna, poufna, oskarżająca się i gotowa do posłuszeństwa. Taka spowiedź jest spotkaniem z Bogiem miłosiernym, pojednaniem z Nim na nowo i ponownym wyznaniem miłości: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham, mimo że czasami jestem zagubiony, słaby i upadam (J 21, 17).
Kardynał Carlo Maria Martini radził, by nadać spowiedzi formę szczególnej liturgii, potrójnego wyznania (confessio): wyznania chwały i uwielbienia Boga połączonego z wdzięcznością (confessio laudi), wyznania swoich słabości i upadków w obliczu serca miłosiernego Ojca (confessio vitae) oraz wyznania wiary i ufności w Boże miłosierdzie (confessio fidei). Z kolei niemiecki benedyktyn Anselm Grün proponuje, by sakrament utrwalić jakimś rytuałem o charakterze świątecznym (postludium). Dla jednych stanowiłby on chwilę ciszy medytacyjnej przed Najświętszym Sakramentem bądź ikoną, dla innych radość wyrażoną kieliszkiem wina, dla jeszcze innych radosne spotkanie w gronie bliskich lub przyjaciół.
Sposoby ożywiania sakramentu pojednania, które proponują znani teolodzy, muszą jednak iść w parze z codzienną pracą duchową. Celem sakramentu pojednania jest bowiem również nawrócenie. To nowotestamentalne pojęcie pochodzi od greckiego słowa metanoia, które oznacza „poznać w późniejszym czasie”, „odmienić sposób myślenia”, „myśleć inaczej niż dotychczas”. Meta może również znaczyć „poza”. Nawrócić się znaczyłoby zatem: „wyjrzeć poza świat przedmiotów”, „w każdym człowieku i stworzeniu dostrzegać samego Boga”, „w naszych codziennych przeżyciach rozpoznawać obecność Boga, który do nas przemawia”1.
Niektórzy lubią mówić o cezurze, jaka dzieli ich życie: przed i po nawróceniu. Określają przy tym dokładną datę nawrócenia, często związaną z sakramentem pojednania po długiej nieobecności w Kościele. Sądzą ponadto, że owo nawrócenie jest wydarzeniem jedynym i definitywnym. Tymczasem prawdziwe nawrócenie nie jest wydarzeniem jednorazowym. To raczej proces, który trwa całe życie. Każdego dnia, poznając Boga, Jego miłość i miłosierdzie, doświadczając bliskości Jezusa, żyjąc Ewangelią, kochając innych, pokonując swoje słabości czy błędy i wyciągając wnioski z porażek, nawracamy się, czyli zmieniamy myślenie, zbliżamy się do myśli Bożej. Sakrament pojednania czy jakieś szczególne przeżycie mistyczne lub doświadczenie powrotu do Kościoła jest tak naprawdę początkiem lub kolejnym etapem w całym procesie nawrócenia.
Rachunek sumienia i postanowienie poprawy
W pracy duchowej, która ma miejsce między systematycznym przystępowaniem do sakramentu pojednania, ważne miejsce zajmuje – proponowany przez mistrza duchowości św. Ignacego Loyolę – codzienny rachunek sumienia. Jest on o tyle istotny, że współczesny tryb życia nie sprzyja wyciszeniu i refleksji. Uczynione po spowiedzi postanowienia w codzienności bywają odstawiane do lamusa. Tymczasem rachunek sumienia to pomoc w podejmowaniu refleksji nad wyznawanymi w sakramencie pojednania grzechami oraz w badaniu własnej świadomości: na ile proces nawrócenia dokonuje się w codzienności.
Oczywiście codzienny kwadrans szczerości, do którego zachęca Ojciec Ignacy, nie zawsze jest możliwy. Niemniej krótka refleksja w czasie wieczornej modlitwy leży w zasięgu każdego. W czasie takiej refleksji można dziękować Bogu za dobro i duchowy wzrost, który dokonuje się każdego dnia z pomocą Jego łaski. Można również przeprowadzić krótką rewizję swoich uczuć, motywacji, słów, myśli, zachowań i czynów. W jej trakcie łatwiej dostrzec, w jakim kierunku prowadzi Bóg i w jaki sposób człowiek odpowiada na Jego delikatne natchnienia i prowadzenie.
W sakramencie pojednania ważne stają się pewne duchowe „postanowienia”, będące „motorem” do dalszej pracy. Stosując je, należy jednak unikać pewnych niebezpieczeństw. Przede wszystkim nie powinny one być ogólnikowe i abstrakcyjne („Będę bardziej kochać Pana Boga”), gdyż w codzienności „rozmywają się”, okazują się nierealne i zamiast być bodźcem do dalszej pracy, wywołują zniechęcenie i frustrację. Nie powinny również zawierać huraoptymizmu ani być oderwane od realności. Samo przekonanie, że wystarczy zaufać Panu, a On sam będzie działał, to za mało. Z drugiej strony, nie jest dobrze, jeśli postanowienia te podszyte są lękami i obawami albo skazane z góry na niepowodzenie. Nie można również oczekiwać łatwych i natychmiastowych zmian w czasie ich realizacji. Wierność, nawet w pozornie małych i błahych sprawach, może być pierwszym krokiem w kierunku głębokiej przemiany.
Przytaczany powyżej Anselm Grün OSB – jako psycholog – zamiast postanowień woli używać terminu „program ćwiczeń”. „«Program ćwiczeń» jest wolny od surowości, jaka w czasach średniowiecza cechowała pokutę. Wyrasta z optymistycznego przekonania, że nie jesteśmy wydani na łup słabości. […] Wprawdzie nie możemy zmienić swej skóry, ale możemy się ćwiczyć, tak by coś się jednak zmieniło – możemy próbować nowych dróg”2. Pomocą w realizacji postanowień bądź „programu ćwiczeń” może być dzienniczek uczuć3. Zapisywanie wniosków, sposobu ich realizacji, a także uczuć, jakie im towarzyszą, śledzenie przebiegu wewnętrznej pracy i kierunku duchowego rozwoju bardzo pomaga w duchowej praktyce.
Przebaczenie i pojednanie
Integralną częścią spowiedzi jest przebaczenie i pojednanie z ludźmi. Doświadczenie Bożego miłosierdzia nie jest sprawą prywatną, która nie ma żadnego wpływu i oddziaływania na innych. Przeciwnie, zakłada czyny, działanie. Sakrament pokuty daje łaskę, by rozpocząć proces pojednania z sobą i innymi. Bywa, że staje się to możliwe zaraz po spowiedzi. Częściej to dłuższy proces wymagający czasu i dojrzałości, zwłaszcza gdy w grę wchodzą zadawnione zranienia emocjonalne.
Nie można jednak poprzestać na stwierdzeniu zranienia i trwać w uporze, nic nie czyniąc w tym kierunku lub stosując mechanizmy obronne. Przebaczenie i przyjęcie przebaczenia ma wymiar terapeutyczny. Jego brak rodzi zgorzknienie i pretensjonalność. Ponadto zniewala. Uzależnia od innych i wciąga w tryby manipulacji. Dopóki człowiek nie przebaczy, pozostaje związany z innymi niewidzialną nicią i nie do końca jest sobą. Zamiast duchowego pokoju i radości towarzyszy mu smutek i agresja.
Przebaczenie jest wyzwalające. Pamiętam rozmowę z pewną siostrą zakonną, przełożoną, która czuła wielki ból i złość do swoich podwładnych. Wkładała ogromny wysiłek i całe serce, by zaspokoić ich potrzeby duchowe i materialne. Jednak zamiast wdzięczności spotykała się z ciągłą krytyką. W czasie modlitwy wylała wiele łez i wypowiedziała swoje bóle oraz żale do Boga. W końcu Pan Bóg dał jej światło: „Jeżeli ja przeżywam taki ból z powodu obojętności ludzi i dlatego, że nie potrafię przebaczyć, jak bardzo musi cierpieć Bóg, gdy Jego miłość jest tak bardzo deptana i odrzucana”. Od tej chwili była wyzwolona. Pragnęła wypełniać dobrze swoją misję, nie uzależniając jej od ludzkiej gratyfikacji i profitów.
Grzechy nałogowe i grzechy powszednie
Z omawianą tu kwestią codziennego nawracania po spowiedzi wiąże się jeszcze kilka kwestii szczegółowych, które w tym miejscu jedynie krótko zasygnalizuję. Jedną z nich jest problem grzechów nałogowych. To grzechy często popełniane, które stają się przez to niemal przyzwyczajeniem. Grzechy te zwykle nie mają wagi grzechu śmiertelnego, gdyż są skutkiem ograniczonej świadomości i wolności. Według nowego katechizmu grzech śmiertelny wymaga natomiast „pełnego poznania i całkowitej zgody. Zakłada wiedzę o grzesznym charakterze czynu, o jego sprzeczności z prawem Bożym. Zakłada także zgodę na tyle dobrowolną, by stanowił on wybór osobisty” (KKK 1859).
W ocenie grzechu należy uwzględnić wielość czynników, jak na przykład niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe, czynniki psychiczne lub społeczne. Te, a także inne uwarunkowania zmniejszają, a często nawet redukują do minimum winę moralną. Nie oznacza to oczywiście, że do grzechów nałogowych można podchodzić laksystycznie. Przeciwnie, ponieważ są mocno zakorzenione, wymagają większej pracy duchowej. W takim przypadku oprócz modlitwy i innych pomocy duchowych, ascezy i systematycznej spowiedzi, najlepiej u jednego spowiednika, zalecane jest kierownictwo duchowe, a niekiedy również terapia. Oczywiście nie można wtedy podejmować postanowień typu: „Nigdy więcej tego grzechu nie popełnię”, gdyż nie jest to możliwe. Można jednak z Bożą pomocą podejmować te środki, które stopniowo będą pomagać w walce z nałogami.
Innym problemem są z kolei grzechy powszednie i codzienne zaniedbania. One będą nam w życiu zawsze towarzyszyć w większym lub mniejszym nasileniu. Perfekcjonizm duchowy to iluzja. Jest też niebezpieczny, gdyż koncentruje wyłącznie na sobie, własnej pracy i możliwościach. Stopniowo przechodzi w pychę i wyklucza łaskę oraz potrzebę zaufania Bogu. Grzechy i codzienne zaniedbania uczą pokory i większego otwarcia na miłość Boga. Dlatego dobrze jest, gdy stanowią treść codziennego rachunku sumienia i regularnej spowiedzi. „Wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane. Istotnie, regularne spowiadanie się z grzechów powszednich pomaga nam kształtować sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami, poddawać się leczącej mocy Chrystusa i postępować w życiu Ducha. Częściej otrzymując przez sakrament pokuty dar miłosierdzia Ojca, jesteśmy przynaglani, by być – jak On – miłosierni” (KKK 1458).
Jan Maria Vianney radzi, by w sytuacji grzechów i słabości codziennych stosować pewne drobne akty duchowe lub ascetyczne: „Gdy tylko na duszy pojawi się (coćby) mała plamka, trzeba postąpić jak człowiek posiadający piękną i drogocenną kryształową kulę. Gdy zbierze się na niej trochę kurzu, zaraz ją czyści i poleruje, by była czysta i błyszcząca. Gdy więc zauważycie najmniejszą skazę na swojej duszy, zaraz przeżegnajcie się ze czcią wodą święconą i spełnijcie jakiś dobry uczynek, […] dajcie jałmużnę, uklęknijcie przed Najświętszym Sakramentem, przyjdźcie na Mszę świętą”4.
Pewną trudność stanowią grzechy, które się powtarzają. Niektórzy wątpią w sens spowiedzi będącej ciągłym (zwykle nieświadomym) powtarzaniem takich „wyuczonych” grzechów. W sakramencie pojednania nie chodzi jednak o to, byśmy byli oryginalni bądź wymyślali nowe grzechy. Pan Bóg przecież dobrze zna nasze serca. Dlatego oczekuje raczej szczerości, prawdy i skruchy. Ponadto świadomość powtarzających się słabości rodzi większą pokorę wobec Boga, samego siebie, a także wyrozumiałość wobec błędów innych. Poznając własną naturę i jej słabe strony, można podejmować wspomniany wcześniej „program ćwiczeń”.
Zadośćuczynienie
Na koniec przypomnę jeszcze, że dopełnieniem spowiedzi jest działanie zmierzające w kierunku naprawy popełnionych błędów bądź krzywd. „Rozgrzeszenie usuwa grzech, ale nie usuwa wszelkiego nieporządku, jaki wprowadził grzech. Grzesznik podźwignięty z grzechu musi jeszcze odzyskać pełne zdrowie duchowe. Powinien zatem zrobić coś więcej, by naprawić swoje winy; powinien «zadośćuczynić»” (KKK 1459).
Zadośćuczynienie zależy od wagi i okoliczności grzechów. Czasami będzie to dłuższa modlitwa, innym razem czyny miłosierdzia, różne formy ascezy czy akceptacja cierpienia i krzyża. Jeżeli grzech naruszył dobra moralne bądź materialne bliźnich, wymaga restytucji. Na przykład kradzież cudzej wartości wymaga jej zwrotu. Zniesławienie czy oczernianie bliźnich wymaga sprostowania wypowiedzianych kłamstw. To wymogi, które wynikają ze sprawiedliwości, praw innych i miłości bliźniego. Bez ich spełnienia spowiedź pozostaje aktem formalnym.
Zasygnalizowane krótko problemy świadczą, że spowiedź nie kończy się z chwilą otrzymania rozgrzeszenia. To raczej proces nawrócenia trwający całe życie. Tym bardziej świadomy, im głębsze życie duchowe. Święci, mistycy byli najbardziej świadomi istoty grzechu i własnej nędzy. Przeczuwali, że nawet najmniejszy grzech oddziela ich od najświętszego Boga. Dlatego spowiadali się często i żyli w przekonaniu, że są tylko grzesznikami, którym Pan darował wielki dług (por. Łk 7, 41-43). Niech ich przykład stanowi bodziec i zachętę do codziennej nieraz mozolnej pracy wewnętrznej i permanentnego nawracania.
Przypisy
1 A. Grün OSB, Sakramenty, Kraków 2008, s. 185.
2 Tamże, s. 177.
3 Metoda prowadzenia dzienniczka uczuć opisana została w: S. Biel SJ, Życie duchowe bez trików i skrótów, Kraków 2010, s. 168-172.
4 Cyt. za: A. Monnin SJ, Zapiski z Ars, Warszawa 2009, s. 164.
Życie Duchowe/fot. Quinten de Graaf on Unsplash