W Kościele zauważa się ponowne odkrywanie modlitwy adoracyjnej. Jest to modlitwa, która bywa nieraz bardzo trudna. Jak adorować?

Sądzę, że nasze problemy w czasie adoracji nie są związane najpierw z samą modlitwą, ale objawiają one trudności bardziej pierwotne: są wyrazem pewnej nieumiejętności przebywania sam na sam ze sobą. Ponieważ brak nam podstawowej zgody na siebie i swoje życie, chwile adoracyjnej ciszy odsłaniają przede wszystkim nasz wielki niepokój, jakieś wewnętrzne zabieganie. Nie umiemy trwać przed Bogiem w ciszy, ponieważ gdzieś na dnie serca tli się jakaś niezgoda na swoje życie i bunt wobec Stwórcy. Adoracja domaga się więc minimalnego uspokojenia wewnętrznego. Choć jest ona trudną modlitwą, nie należy od niej uciekać. Trud adorowania trzeba potraktować jako wyzwanie dla naszego życia duchowego.

1. Rozważając problem modlitwy adoracyjnej nieco od innej strony, możemy powiedzieć, że jest to – paradoksalnie mówiąc – najprostszy i najłatwiejszy sposób modlitwy. W czasie adoracji nie musimy bowiem sami nic robić, ale jedynie poddać się temu, co dzieje się w naszym sercu, przyjmować jedynie to, co sama modlitwa objawia.

W rozważaniach o modlitwie wychodzimy nieraz z błędnego przekonania, że nasze spotkania z Panem winny wiązać się z wielką aktywnością umysłową, wolitywną, uczuciową. Wprowadzenia do modlitwy oraz różnego rodzaju modlitewniki, z których korzystamy, zachęcają nas do takiej aktywności. Stąd też nieraz, może z pewną przesadą, usiłujemy w czasie modlitwy szukać pobożnych myśli, wzbudzać pewne pobożne uczucia, mówić wiele słów. Z niepokojem i pewną niecierpliwością pytamy siebie na modlitwie, za co powinniśmy Panu Bogu podziękować, za co Go przepraszać, o co Go prosić. Całe to nasze „zapracowanie” na modlitwie ma swój głęboki sens. Nie należy go bynajmniej pomniejszać. Możemy być pewni, że Pan Bóg z całą łaskawością i miłością patrzy na nasze wysiłki. Trzeba nam jednak pamiętać, że jest to jeden ze sposobów modlitwy. Z pewnością ważny, ale nie jedyny. Innym sposobem modlitwy – także ważnym – jest synowskie otwarcie pełne „pobożnej” pasywności i cierpliwe oczekiwanie na działanie Boga. W czasie modlitwy adoracyjnej On sam naprowadza nas na te sytuacje, problemy i treści, które są bardzo ważne dla naszego życia.

2. Rozproszeń, które pojawiają się na adoracji (szczególnie w pierwszym okresie uczenia się tej formy modlitwy), nie trzeba traktować jako przeszkody w spotkaniu z Bogiem. Odruchowe „bieganie” po różnych sytuacjach życiowych, konfliktach, słabościach trzeba przyjmować jako pomoc, a nie przeszkodę w modlitwie adoracyjnej. Dzięki nim możemy zrozumieć samą istotę naszych problemów. Na adoracji polecamy Bogu nasze życie takim, jakim ono w danej chwili jest. Modlimy się, adorujemy – jak mówi pięknie Etty Hillesum – z nogami wrośniętymi w ziemię, a jednocześnie z twarzą zwróconą ku niebu.

Abraham J. Heschel zauważa, że „w tysiącu i jednym doświadczeniu, z których składa się [nasz] dzień, jest miłość Boga”. Na adoracji odkrywamy, że wszystko jest łaską i darem miłości; nie tylko chwile radości, pocieszenia i pokoju, ale także przeżycia smutku, cierpienia, trudu. We wszystkich naszych doświadczeniach objawia się nieskończona miłość. Tego właśnie uczy nas adoracja. Także nasze słabości i niewierności dzięki adoracyjnej otwartości na Boga stają się miejscem obfitości Jego łaski: Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5, 20).

Gdy więc przestajemy oczekiwać od adoracji pięknych przeżyć, myśli, natchnień, a przyjmujemy to, co niesie samo życie i Bóg, który w nim działa, wówczas staje się ona o wiele łatwiejsza. Wielu błędnie myśli: „Jestem na adoracji. Jest to wzniosła modlitwa, więc nie powinienem doznawać takich «okropnych» myśli, rozproszeń, niepokojów” itd. Ten sposób rozumowania jest zupełnie błędny. Na adoracji zachowujemy się tak samo jak w życiu. Adoracja jest lustrem, w którym odbija się nasze życie. Jeżeli nasze życie bywa rozbiegane, pełne lęków, nerwowych odruchów, to nie powinniśmy się dziwić, że wszystko to powraca na adoracji. O ile jednak w codzienności życia poddajemy się często naszym odczuciom, ponieważ nie umiemy nabrać do nich choćby odrobiny dystansu, o tyle modlitwa adoracyjna daje nam możliwość spojrzeć na nasze życie z wewnętrzną wolnością i powierzyć je Bogu takim, jakim ono jest.

3. Zanim w czasie adoracji doświadczymy prawdziwego głębokiego uspokojenia wewnętrznego, wielkiej radości z bycia z Panem, musimy nieraz przeżyć niejedną burzę, wewnętrzny zamęt, być może też wylać niejedną łzę skruchy i żalu. Trzeba czasami dużo przecierpieć, by pocieszenie wewnętrzne nie było jedynie tanim emocjonalnym pocieszaniem samego siebie, ale autentycznym znakiem zaufania Bogu i Jego woli. Adoracja dla wielu ludzi – szczególnie w początkach życia duchowego – nie jest siedzeniem jak „u Pana Boga za piecem”, ale twórczym zmaganiem się z zamknięciem, egocentryzmem i nieufnością własnego serca. Na adorację przynosimy wszystko to, czym żyjemy.

Prawdziwa adoracja prowadzi zawsze do wielkiego pojednania z Bogiem, a poprzez Boga – z sobą samym i z bliźnimi. Rainer M. Rilke w jednym z wierszy modli się: „Zawsze wszak zdążam do Ciebie / całym swym chodzeniem; / bo kim byłbym ja i kim byłbyś Ty, / gdybyśmy nie rozumieli się wzajemnie?”. Na adoracji dochodzimy do „porozumienia z Bogiem”. Jest to jednak porozumienie trudne. Nie może być w nim mowy o żadnych, choćby najmniejszych, kompromisach. Wchodząc w relację z Bogiem nie zostawiamy sobie z tyłu niedomkniętej furtki, którą moglibyśmy w każdej chwili wycofać się, uciec. „Nasza sprawa z Bogiem (…) jest na śmierć i życie” (T. Węcławski).

Trud wiary w realną obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest paralelny do trudu bezwarunkowego powierzenia całego swojego życia Bogu i tylko Jemu.

4. Na adoracji myślimy nie tylko o nas samych, ale i o bliźnich. Otwarcie na Boga owocuje natychmiast otwarciem na braci. Stąd też na adoracji myślimy i modlimy się za „tych, których bardzo kochamy”, ale i za tych, „których kochamy jeszcze za mało” (druga Modlitwa Eucharystyczna dla dzieci). Na adorację przynosimy nie tylko swoje sprawy, ale także sprawy braci. Adoracja jest zawsze modlitwą wstawienniczą: prosimy o miłosierdzie nie tylko dla nas, ale i dla całego świata.

Zanim przystąpimy do adoracji, trzeba najpierw szukać zrozumienia, czym ona jest. Zaczynając adorację, pytajmy Boga, czego On od nas oczekuje? Pytajmy Go, czy nasze oczekiwania i pragnienia są słuszne, prawdziwe, czy mogą się Jemu podobać? Czy nie są one przypadkiem jakąś ucieczka od własnego życia, od bliźnich, od świata?

Adorować Boga możemy jedynie w tym miejscu naszego życia, w który znaleźliśmy się nie bez Jego wiedzy i woli. I choćby było to miejsce pełne cierpienia i bólu, adoracja Boga jest zawsze możliwa.

5. Niezwykły przykład postawy adoracji daje nam Etty Hillesum, wspomniana już młoda Żydówka, która zginęła śmiercią męczeńską. Z obozu koncentracyjnego Westerbork w Holandii, do którego zgłosiła się dobrowolnie, by pomagać ludziom, i z którego też wysłana została do Auschwitz, pisze w liście do swojego przyjaciela Tideke: „Po południu odpoczywałam na swojej pryczy, gdy nagle poczułam, że muszę zanotować w moim pamiętniku poniższy fragment: «Ogromnie mnie wzbogaciłeś, Boże, pozwól mi rozdawać siebie całymi garściami. Moje życie przeistoczyło się w jeden wspaniały dialog z Tobą, Panie. Kiedy stoję w jakimś zakątku obozu, z nogami wrośniętymi w Twoją ziemię i twarzą zwróconą ku niebu, niekiedy po mojej twarzy spływają łzy, urodzone ze wzruszenia i wdzięczności, która szuka ujścia. Również wieczorem, kiedy leżę w łóżku i znajduję spokój w Tobie, czasem łzy wdzięczności ciekną z moich oczu. Tak właśnie wygląda moja modlitwa». Od kilku dni czuję ogromne zmęczenie, ale i to minie. Wszystko toczy się zgodnie z własnym głębokim rytmem i należy uczyć ludzi słuchać tego rytmu, tej najistotniejszej umiejętności, którą człowiek powinien sobie przyswoić w życiu. Nie walczę z Tobą, Panie. Moje życie przypomina wielki dialog. Może nigdy nie zostanę artystką, tak jak pragnę. Czuję się w Tobie zbyt bezpiecznie, żeby się tym przejąć. Czasem chciałabym wyryć małe prawdy i wibrujące opowieści, ale za każdym razem moja ręka żłobi jedno i to samo słowo: «Bóg», które obejmuje wszystkie, toteż nie muszę wymieniać innych. Cała moja twórcza energia przemienia się w wewnętrzne dialogi z Tobą. Falujące uderzenia mojego serca stały się bardziej wzburzone i spokojniejsze zarazem. Mam wrażenie, że moje duchowe bogactwo stale rośnie”.

tekst: Józef Augustyn SJ