„Nie może mieć Boga za Ojca, kto nie ma Kościoła za Matkę”, pisał św. Cyprian.

Przeczytałem dziś tekst, w którym autorka nawiązując do czyjejś wypowiedzi w kontekście zła, które jest obecne w Kościele, podsumowuje: „Rozumiem, że ludzie odchodzą od Kościoła, czasami sama mam na to ochotę, ale kiedy myślę o tym, że jest w Nim nadal Bóg, to przyjmuję Go, jak < >”. I choć rozumiem dobre intencje, to jednak ręce trochę opadają. I smutno. I boli.

Musi uwierać nas w Kościele bylejakość, musi nam być wstyd za zło, musi nas boleć grzech. Ale na miły Bóg – Kościół nie jest dla nas jakimś dodatkiem, który w swojej hojności możemy przyjąć lub nie. Kościół jest Matką, która rodzi nas do ŻYCIA i jest środowiskiem, bez którego to ŻYCIE więdnie i umiera. Choćby nie wiem co się działo w Kościele, to nie robimy Kościołowi łaski, że w Nim trwamy – to bycie w Kościele jest dla nas łaską par excellence. W czasach św. Ignacego, mówiąc delikatnie, w Kościele nie było lepiej, ale Ignacy od początku uczył nas, że Kościół potrzebuje bardziej naszej pokornej służby i głoszenia Dobrej Nowiny, niż wytykania zła – nawet z łaskawym dodatkiem, że mimo to „przyjmuje się Kościół”.

Dziś dobry dzień, żeby pomodlić się za wstawiennictwem Matki Kościoła, za Matkę Kościół i wszystkie jej dzieci – żebyśmy potrafili tę naszą Matkę naprawdę mądrze kochać.