W bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa odbyła się Msza św. pogrzebowa jezuity o. Józefa Antosa.

Zmarłego 13 marca zakonnika żegnała rodzina, współbracia i licznie zgromadzeni wierni. Nabożeństwu przewodniczył o. Jakub Kołacz, prowincjał PME, a homilię wygłosił o. Józef Augustyn SJ

Po Mszy św. kondukt żałobny udał się na cmentarz Rakowicki, gdzie spoczął o. Antos.

O. Józef Antos SJ urodził się 20 kwietnia 1928 r. w miejscowości Paszkówka. Do Towarzystwa Jezusowego wstąpił 18 września 1948 r., a po dwuletnim nowicjacie złożył pierwsze śluby 19 września 1950 r. w Starej Wsi… >>zobacz więcej

Homila o. Józefa Augustyna SJ

W uroczystość św. Józefa oddajemy ostatnią posługę śp. Ojcu Józefowi Antosowi.

W informacji o jego zgonie pisano: zakonnik gorliwy, serdeczny, pełen dobroci i humoru. Do tych przymiotników możemy dodać wiele innych: człowiek wysokiej kultury osobistej, dyskretny, łagodny, delikatny, wrażliwy na bliźnich, współczujący, przyjacielski.

Kilka ramowych informacji o życiu Ojca Józefa. Urodził się 20 kwietnia 1928 roku w Paszkówce. Mając 20 lat, wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Po dwuletnim nowicjacie złożył pierwsze śluby zakonne. Maturę uzyskał w 1951 roku. Przygotowując się do kapłaństwa, studiował filozofię w Krakowie i teologię w Warszawie. Święcenia przyjął 16 maja 1957 roku. Ostatnie śluby zakonne złożył w Święto Ofiarowania Pańskiego 2 lutego 1961 roku w Kłodzku.

W naszych parafiach pracował jako katecheta i wikary: w Wambierzycach, w Kłodzku, we Wrocławiu, w Gliwicach, w Czechowicach-Dziedzicach. W Czechowicach-Dziedzicach był także proboszczem parafii.

Był gorliwym i ofiarnym duszpasterzem: doskonałym spowiednikiem, kierownikiem duchowym. We wszystkich niemal placówkach, gdzie pracował, pełnił rolę ojca duchownego wspólnoty.

W latach 1998–2016 pracował w Centrum Duchowości w Częstochowie; był ojcem duchownym wspólnoty, spowiednikiem i prowadzącym rozmowy z rekolektantami oraz kronikarzem domu zakonnego. Wszystko, co było mu powierzone, wykonywał z zaangażowaniem, z pasją, z sercem.

Ostatnie trzy lata, ze względu na stan zdrowia, przebywał w infirmerii w Kolegium Krakowskim, gdzie zmarł 13 marca.

Ojciec Józef Antos całe życie posiadał szerokie grono bliskich współbraci, parafian, przyjaciół, którzy korzystali z jego mądrości, spowiedzi, kierownictwa duchowego, przyjacielskiej rady.

W relacjach z bliźnimi był prosty, bezpośredni, serdeczny, ciepły, skromny, bardzo pokorny. Potrafił cieszyć się, dziwić, zachwycać jak dziecko. To właśnie owa dziecięca postawa, synowska postawa, czyniła go dobrym ojcem duchownym, spowiednikiem, współbratem, przyjacielem. Tylko dobry, posłuszny syn może być dobrym ojcem.

Ojciec Antos umiał słuchać: cierpliwie, współczująco, z łagodnością. Jako człowiek wolny wewnętrznie, mający też dystans do siebie, umiał pomagać ludziom pokonywać ich obawy, lęki, niepokoje. Wielu szukało jego obecności, ponieważ czuli się rozumiani, przyjęci, kochani. Nikogo nie osądzał.

Pewna siostra zakonna opowiadała mi o spotkaniu z Ojcem Józefem na ignacjańskich ćwiczeniach. Przyszła na pierwszą rozmowę i na samym początku powiedziała: „Ojcze, ja nie wiem, o czym mam z ojcem rozmawiać”. Ojciec Antos odpowiedział jej z uśmiechem: „Siostro, ja też nie wiem”. Całe napięcie natychmiast opadło. Rozmowa potoczyła się sama.

Pełniąc przez dziesiątki lat posługę spowiednika i kierownika duchowego naszych wspólnot, nauczył się nadzwyczajnej delikatności i dyskrecji. By nie robić choćby cienia wrażenia, że się wynosi nad innych czy też poucza ich wyniośle, dając rady, używał zwykle formy pierwszej osoby liczby mnogiej: „módlmy się”, „starajmy się”, „troszczmy się”, „pracujmy”. Swoich penitentów zachęcał, by dostrzegali najpierw to, co dobre, pozytywne, piękne.

Wszystkich darzył najwyższym szacunkiem. Wobec rozpowszechnionej dzisiaj postawy wzajemnego lekceważenia się, wyniosłości, niechęci, a niekiedy wręcz pogardy do innych Ojciec Józef Antos jest nam dany jako wzór szacunku opartego na Ewangelii dla każdego człowieka.

O swoich relacjach z bliźnimi mówił w wywiadzie udzielonym jednemu ze współbraci z okazji 90. rocznicy urodzin[1]: „Najważniejsze to być z ludźmi, być ze współbraćmi. Czuć się we wspólnocie, być ze wspólnotą – czy to ze współbraćmi, czy ze świeckimi”.

Ale ów łagodny, spokojny Ojciec Józef potrafił zachować się stanowczo, zdecydowanie, wyrazić oburzenie, a nawet podnieść głos, głos proroka, gdy naruszone były fundamentalne zasady moralne. Był człowiekiem przejrzystości i prawości serca.

Ostatnie lata swego życia, gdy już nie mógł pełnić posług duszpasterskich, pracował nad historią swojej rodzinnej parafii Paszkówki, którą regularnie odwiedzał. Korzystał przy tym z rękopisów w języku łacińskim. Książkę ukończył dosłownie na kilka tygodni przed śmiercią.

Ojciec Antos był człowiekiem twórczym. „Człowiek cieszy się twórczością – mówił we wspomnianym wywiadzie. – Zresztą do tego jesteśmy stworzeni. Pan  powołał nas, byśmy ofiarowaną nam ziemię starali się po swojemu przekształcić. Jaka radość jest w nas, kiedy uda nam się coś nowego wymyślić”. Słyszałem z jego ust słowa zachęty, umocnienia: „Cieszmy się, że możemy działać dla Boga i dla ludzi”.

Jeden ze współbraci, który go wspierał w pisaniu i pomagał przy publikacji, odwiedził go w przeddzień śmierci. Ojciec Antos pytał go dyskretnie o losy książki. Książka jest aktualnie przygotowywana do druku.

Przywołując piękną postawę duchową, ludzką, przyjacielską, wspólnotową Ojca Józefa Antosa, możemy pytać: „Skąd on to wszystko miał?”, jak pytali świadkowie nauczania i działalności Jezusa.

Ojciec Józef był człowiekiem wielkiej modlitwy, zażyłej, intymnej więzi z Jezusem. O swojej modlitwie w udzielonym wywiadzie pisał: „Czym jest modlitwa, przekonałem się podczas wojny. Była ona wówczas schronieniem u Boga, wejściem w Jego ramiona. Jako dwunastoletni chłopiec uświadomiłem sobie, że obraziłem Boga przez grzech, i zastanawiałem się, co mogę Mu ofiarować jako zadośćuczynienie. Odpowiedź serca była jedna: całkowicie Mu się oddać. I to uczyniłem. Bóg przyjął moje oddanie. Doświadczyłem radości serca. Składanie ślubów w zakonie było dla mnie później oczywistością, bo liczyło się tamto pierwsze oddanie. Bez pomocy szczególnej łaski Boże nie byłbym w stanie wypełnić tego oddania. Przekonałem się o tym wiele razy w moim życiu”. Oto odpowiedź na pytanie: „Skąd on to wszystko miał?”.

Mieszkając z nim pod jednym dachem zakonnym przez wiele lat, widziałem go udającego się na medytację wczesnym rankiem do kaplicy domowej. Całe swoje życie modlił się wiernie, wytrwale, z sercem. I tak modlił się tuż przed śmiercią.

Święty Ignacy Loyola w Konstytucjach pisze, że każdy jezuita, „jak w ciągu całego swego życia, tak tym bardziej w obliczu śmierci, powinien starać się najusilniej, aby Bóg i Pan nasz Jezus Chrystus był w nim uwielbiony, a Jego upodobanie spełniło się w nim”.

Ojciec Antos był wiernym, gorliwym jezuitą. W obliczu swojej śmierci spełniał to, co polecał św. Ignacy. Ostatnią noc ojciec Andrzej, Rektor Kolegium, wraz ze scholastykami czuwali przy Ojcu Józefie. Byli świadkami, jak od czasu do czasu wypowiadał na głos słowa modlitwy: „Jezu, zabierz mnie już do siebie” lub też: „Jezu, ufam Tobie”. W ręce trzymał różaniec. Jeden ze współbraci, czuwający przy nim, zauważył, że gdy wypadł mu różaniec z ręki, niespokojnie go szukał. Gdy mu go podano, był spokojniejszy.

Wszystko, co najważniejsze, najpiękniejsze, najsensowniejsze w życiu człowieka wierzącego, kapłana, zakonnika, matki, ojca, osoby samotnej, rodzi się w modlitwie, na modlitwie, przez modlitwę, dzięki modlitwie. Tak też było w życiu Ojca Józefa Antosa.

Wierzymy mocno, że Boskie upodobanie spełniło się w życiu i w śmierci Ojca Józefa Antosa.

Święty Augustyn w Wyznaniach pisze: „Wobec Ciebie, Panie, wolny od grzechu nie jest nikt, nawet dziecko, które jeden dzień przeżyło na ziemi”. Modlimy się więc za śp. Ojca Józefa, aby Pan odpuścił mu wszystkie jego ludzkie słabości i ułomności.

W uroczystość św. Józefa, przybranego Ojca Jezusa oraz Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, żegnamy się z Tobą, Ojcze Józefie. Będzie nam Ciebie bardzo brakować. Niech św. Józef, tak miłowany przez Ciebie, przyjmie Cię u bram raju, niech zaprowadzi Cię do Maryi, swojej Oblubienicy, a razem z Nią do Jezusa. I do zobaczenia.