Montserrat to jeden z najbardziej znanych klasztorów benedyktyńskich Katalonii, położony w masywie górskim o tej samej nazwie, czterdzieści kilometrów na północny zachód od Barcelony. Nazwa oznacza „przepiłowaną górę”, a czynu tego mieli dokonać sami aniołowie przy pomocy złotej piły.
Już sam wjazd na górę dostarcza niezapomnianych wrażeń. Uwagę przykuwają niezwykłe iglice wieńczące urwiste skały. Ich wysokość sięga tysiąca metrów nad poziomem morza; można stąd podziwiać niemal całą Katalonię. W trzech czwartych drogi na szczyt znajduje się klasztor usytuowany na zlepieńcowych formacjach skalnych. Zamieszkuje go osiemdziesięciu mnichów, jednakże ze względu na ogromny napływ turystów i skomercjalizowanie całego kompleksu trudno tu oczekiwać atmosfery głębszej duchowości. Pierwotny klasztor zbudowany w X wieku i rozbudowany przez dwa kolejne był jednym z głównych centrów pielgrzymkowych średniowiecznej Hiszpanii. Jednakże wojska napoleońskie dokonały niepowetowanych zniszczeń. Kształt obecnym obiektom został nadany w XIX wieku.
W niemal godzinnej kolejce czekam, aby pomodlić się przez chwilkę w najważniejszym miejscu bazyliki, przed romańską figurą Matki Bożej z Dzieciątkiem. Znajduje się ona w niszy nad ołtarzem głównym w miejscu ozdobionym cennymi klejnotami. Katalończycy zwą ją La Moreneta, czyli „Czarna”, a pieszczotliwie „Czarnulką”. Czarny kolor w kulturze iberyjskiej symbolizuje między innymi mądrość, pokonanie zła, szatana, zmartwychwstanie w przeciwieństwie do bieli, symbolizującej śmierć. Jednakże ciemny kolor Madonny z Montserrat można wytłumaczyć bardziej prozaicznie. Jest on wynikiem palonych przez setki lat świec. Legenda mówi, że figura została wyrzeźbiona w drewnie w Jerozolimie przez ewangelistę Łukasza, zaś do Katalonii miał ją sprowadzić sam święty Piotr około 50 roku. Grota wybrana na miejsce jej stałego pobytu została przygotowana przez aniołów. Figura zaginęła podczas najazdu muzułmanów, została jednak odnaleziona w 880 roku w cudownej grocie. W rzeczywistości pochodzi ona z XII wieku. W 1881 roku papież Leon XIII ogłosił Madonnę z Montserrat patronką Katalonii.
Po oddaniu hołdu „Czarnulce” i Eucharystii celebrowanej w kaplicy przylegającej do bazyliki zwiedzam klasztor. Wiele cennych pamiątek wartych jest dłuższego zatrzymania. Wystarczy wspomnieć muzeum, które posiada obrazy wielu znanych hiszpańskich i zagranicznych malarzy (El Greco, Pablo Picasso, Dali, Caravaggio, Monet) i liczy około trzystu tysięcy tomów różnych manuskryptów i ksiąg. Ponadto miejsce to posiada nieocenione walory turystyczne z parkiem górskim, licznymi grotami i kaplicami.
Zanim opuszczę to malownicze miejsce, zatrzymuję się na chwilę przed figurą Ignacego Loyoli. Przedstawia ona świętego w stroju żebraczym i upamiętnia pielgrzymkę, którą odbył do tego miejsca po swoim nawróceniu. Sam Ignacy tak ją wspomina w swojej autobiografii: „Przybywszy do Montserratu (21 III 1522), po modlitwie porozumiał się ze spowiednikiem, następnie odbył spowiedź z całego życia, która przygotowana pisemnie trwała trzy dni. Załatwił też ze spowiednikiem, żeby postarał się o zatrzymanie [przy klasztorze] jego mulicy, miecz zaś i sztylet zawiesił w kościele przed ołtarzem Najświętszej Panny. Był to pierwszy człowiek, któremu wyjawił swoje postanowienie, ponieważ aż do tej pory nie mówił o tym żadnemu spowiednikowi. W wigilię święta [Zwiastowania] Najświętszej Panny w marcu 1522 roku udał się w nocy ukradkiem na poszukiwanie jakiegoś żebraka. Zdjąwszy z siebie całe swoje ubranie oddał mu je, a przywdział swoje upragnione odzienie [pielgrzymie]. Następnie uklęknął przed ołtarzem Matki Boskiej z kosturem w ręce i spędził tam noc całą – już to klęcząc, już to stojąc. Z brzaskiem dnia wyruszył stamtąd, aby go nikt nie poznał”.
Wspominając pobyt Ignacego w Montserrat, uświadamiam sobie jego ducha maryjności. Wcześniej, broniąc czci Maryi gotów był zabić Maura, gdy ten nie mógł zrozumieć dziewictwa Niepokalanej. Na szczęście pozwolił wybrać drogę mulicy, która okazała się rozsądniejsza i poszła inną drogą niż Maur. W swoich „Ćwiczeniach duchownych” odnosi się do Niej z wielkim szacunkiem i czcią. Maryja jest dla Ignacego Matką i Drogą do Jezusa. Ten XVI-wieczny mistyk z wielką gorliwością i zapałem realizował Jej testament i wskazanie dla ludzi wszechczasów: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie [Jezus] (J 2, 5).
Fragment książki: Na ziemi Boga, WAM 2017, fot. autor