W poniedziałek, 22 czerwca 2020, pożegnaliśmy o. Piotra Deczewskiego SJ. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył Ks. Bp Tadeusz Pikus, a okolicznościowe kazanie wygłosił o. Tomasz Ortmann SJ – Przełożony Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego. Poniżej publikujemy kazanie, w którym Ojciec Prowincjał opowiedział o śp. Piotrze, jako współbracie, z którym rozpoczynał, w tym samym czasie, drogę powołania w Towarzystwie Jezusowym. Nawiązał do czytań z 2 Księgi Królewskiej 2,1.6-14 oraz z Ewangelii według św. Mateusza 6,1-6.16-18.

Drodzy Bracia i Siostry, droga Siostro Katarzyno otoczona swoją Nazaretańską Rodziną i będąca w duchowej jedności z Mamą, która ze względów zdrowotnych nie może tu być z nami.
Każdy kto miał okazję uczestniczyć z o. Piotrem w Eucharystii wie, że – jak tylko miał taką możliwość – to w modlitwie powszechnej modlił się o dobrą śmierć. Z kolei we wspomnieniach o o. Piotrze, które zamieściło Hospicjum Pomorze Dzieciom, możemy przeczytać, że na początku maja tego roku, poproszony o krótką notkę o sobie, napisał: „Wierzę, że ludzie są wieczni, a dzień śmierci, to jeden z najważniejszych dni w życiu. I wcale nie ostatni. Tyle. Piotr”

Ta dobra śmierć, ten najważniejszy dzień w jego życiu – i jak pisze „wcale nie ostatni” – w sposób zaskakujący dla wszystkich, nastąpił w minioną środę, 17 czerwca, w jego rodzinnym domu w Sulejówku. Dzień zaskakujący, niespodziewany, ale w mniemaniu o. Piotra dobry, bo otwierający przed nim bramy wieczności.

To dlatego też chyba w wielu świadectwach, które napływały do nas do Kurii, pierwsze skojarzenie, jakie jest przywoływane, to postać Eliasza uniesionego do nieba – akurat ta postać pojawia się w czytaniu mszalnym z 2 Krl w dniu, w którym Pan wezwał Piotra do siebie. Dlatego też to właśnie czytanie wraz z Ewangelią wybrałem na dzisiejszą liturgię, aby było ono nam przewodnikiem w tych trudnych dla nas chwilach, w chwilach kiedy trudno jest nam nazwać śmierć „dobrą”, kiedy trudno jest nam uznać dzień śmierci za „wcale nie ostatni”.

Księgi Królewskie przedstawiają nam wspomnianego Eliasza, jako człowieka bardzo charyzmatycznego. Jest to ktoś ognisty, ktoś kto potrafił zachwycać. Kimś takim był niewątpliwie o. Piotr, o bogatej osobowości (miłośnik sztuki: teatru, książki – grał na kontrabasie; miłośnik Wschodu: znawca tamtejszych religii, zaangażowany w początkach swego życia zakonnego w dialog międzyreligijny, a w ubiegłym roku zdobywający stopień mistrzowski 1 Dan w kendo). Z drugiej strony, a właściwie jednocześnie, o. Piotr to ktoś charakteryzujący się dużą wrażliwością na potrzeby drugiego, zwłaszcza skrzywdzonego, czy też bezradnego człowieka. W trakcie całej swojej formacji zakonnej udzielał się jako wychowawca w domu dziecka, w świetlicach środowiskowych (niejednym pomógł odkryć w sobie powołanie pedagoga), w Łaźniewie przez długie lata współorganizował rekolekcje dla chorych na stwardnienie rozsiane.

Współbracia określali Piotra, że ma charyzmat do pracy w środowiskach specjalistycznych, trudnych, na granicach. Przez wiele lat były to wspomniane już granice społeczne/ubóstwa, granice religii, a począwszy od 2003 r. granice życia i śmierci. To wtedy zaczął bowiem pracować jako kapelan w szpitalu MSWiA.

Niespełna dwa lata później sam o tę granicę się otarł i odtąd – jeśli tak można powiedzieć – zadomowił się na tej granicy na dobre, będąc dla wielu osób zarazem Ojcem i towarzyszem. Tego charyzmatu doświadczyli głównie pacjentki i malutcy pacjenci szpitalu położniczego w Gdańsku Wrzeszczu jak również domowego hospicjum perinatalnego i dziecięcego. Można powiedzieć, że już mniejsza/cieńsza granica między życiem i śmiercią nie jest możliwa, granica między dopiero co budzącym się życiem a już czyhającą śmiercią. To tu „pomagał łączyć światy, w których zderzają się różne wymiary bólu, cierpienia, niezgody. Piotr jako kapelan pozostawał człowiekiem pełnym zrozumienia dla ogromu rozpaczy, umiejącym ją wytrzymać, niezaprzeczającym jej, umiejącym dać ukojenie, wsparcie”.

Tak jak wspomniałem na początku, to ukojenie i wsparcie przychodzi do wielu z nas także i teraz, gdy wsłuchujemy się w opis ostatnich chwil Eliasza. Na usilną prośbę swego towarzysza i następcy, Elizeusza, Eliasz pozostawia mu swój płaszcz i w ten sposób przechodzą też na niego dwie części ducha. Myślę, że każdy z nas także prosi o jakąś cząstkę ducha o. Piotra dla siebie, każdy jakiś fragment jego płaszcza w sobie zachowuje lub pragnie zachować.

Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć Mamy o. Piotra, która z racji zdrowotnych nie jest tu z nami fizycznie, ale łączy się przez modlitwę. Jak wiecie, Pani Stanisława była obecna przy Piotrze w momencie jego odejścia, była obecna jak Elizeusz przy Eliaszu:

Eliasz rzekł do Elizeusza: «Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie». Elizeusz zaś powiedział: «Niechby – proszę – dwie części twego ducha przeszły na mnie!» On zaś odrzekł: «Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie ujrzysz, nie spełni się».

Pani Stanisławo, albo musiałaś trudnej rzeczy zażądałaś albo otrzymałaś trudną łaskę od Boga, ujrzałaś bowiem jak Twój Syn został od Ciebie wzięty, ale też – ufamy – że „dwie części jego ducha przeszły na Ciebie”.

Drodzy Bracia i Siostry, ta droga o. Piotra, taka droga o. Piotra była możliwa tylko dlatego, że – jak mówi wysłuchana Ewangelia, także z tego „najważniejszego dnia” – wchodził on codziennie do swojej izdebki i spotykał się w ukryciu z Ojcem. Przez dwa lata filozofii w Krakowie miałem szczęście mieszkać z nim w tym samym pokoju i byłem tego często zaspanym świadkiem, gdy wstawał wcześnie rano i siedząc na poduszce kontemplował wizerunek MB Częstochowskiej. Później, gdy kiedykolwiek odwiedzałem go czy to w Warszawie, czy w Gdańsku, wystrój pokoju się zmieniał, z wyjątkiem wspomnianej poduszki leżącej przed ikoną Maryi z Dzieciątkiem Jezus.

Piotrze, lubiłeś powtarzać, że tylko dwie rzeczywistości są prawdziwe: „tu i teraz” oraz wieczność. Na tych modlitwach szukałeś ich jedności, szukałeś też swojej jedności z Jezusem (w swojej prośbie o święcenia napisałeś: tęsknię za bliskim życiem z Jezusem). Piotrze, w imieniu całej Prowincji, dziękując za dar Twojego powołania, ufamy, prosimy Dobrego Boga, abyście byli Jedno! Amen.

Na zakończenie uroczystości w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli usłyszeliśmy dwa poruszające świadectwa, w których pan dr Tomasz Stefaniak (dyrektor medyczny Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku) i pani Ewa Liegman (Prezes Zarządu Hospicjum Pomorze Dzieciom) dziękowali śp. Piotrowi za świadectwo życia i za miłość, z jaką służył najbardziej potrzebującym.

 

Ewa Liegman – Prezes Zarządy Fundacji Hospicjum Pomorze Dzieciom

dr Tomasz Stefaniak – dyrektor medyczny Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku