Zdradą miłości jest nie wrogość, ale obojętność („najemnikowi nie zależy na owcach”). Wypływa ona z traktowania siebie jako centrum wszelkiego istnienia, gdzie wszystko, włącznie z moimi intymnymi relacjami z innymi osobami, posiada takie znaczenie, jakie mu nadaje mój prywatny interes.
Moje wewnętrzne ja też jest wówczas podporządkowane tej logice, a przez to szczelnie jest ono zamknięte na miłość – tym szczelniej, im bardziej jest ono ambitne. Wówczas wywiera presję na moją osobowość ze wzmożoną siłą. Często nakłada się na to jeszcze kłamliwe przekonanie, że ten egoizm w rzeczywistości, to wysublimowana, ascetyczna miłość, aspirując prze to do rangi cnoty, czyli czegoś co powinienem popierać i o co powinienem zabiegać.
W jaki sposób można rozbić skorupę obojętności w człowieku?
Jak pokonać egoizm i wyzwolić uwiezioną w nim miłość ?
Nie ma innego sposobu i innej drogi od tej, żeby spotkać prawdziwą miłość , zachwycić się nią i nauczyć się od niej, że oddanie samego siebie drugiemu człowiekowi, w jej imię, to znaczy nigdy nie odwracając się od Boga, ale na Nim budując swoje życie, to prawdziwa wolność i prawdziwa radość jakiej gdzie indziej nie ma.
Owszem, można ulec złudzeniu i można z tym rozumieniem miłości walczyć, nawet uznawać je za swojego wroga, jednak prawdziwą zdradą jest obojętność, zdradą nie tylko miłości, ale czegoś więcej, bo zdradą w sobie człowieka. (J 10,11-18)
Foto: flickr.com/skyeslee