Na horyzoncie znów pojawili się uczeni w Prawie i faryzeusze, aby nękać Chrystusa swą krytyką i zniechęcić do niego ludzi, wykazując im gdzie tylko można i na wszystkie sposoby, że jest on dziwnym „prorokiem”, bez autoryzacji ze strony starszych Izraela, samozwańcem, awanturnikiem i moralnie podejrzanym osobnikiem.

Wiadomo, że chcąc kogoś skompromitować trzeba znaleźć na niego coś, co spotka się z ludzkim oburzeniem i dezaprobatą. Tym razem chcieli pokazać, że reprezentowana przez niego duchowość jest pozbawiona ascezy, zauważyli bowiem, że uczniowie Jezusa nie praktykują postów, tak jak oni i ich uczniowie to czynili.

Pewni siebie, uważając że są autoryzowani do tego aby kontrolować życie religijne Żydów, jako najlepsi jego znawcy i stróże, przyszli tym razem nie tyle z pytaniem, co z oskarżeniem, że jego uczniowie nie poszczą, dając do zrozumienia, że skoro ich życie modlitewne posiada taki skandaliczny brak, to cała ich religijność jest do niczego.

Jasne było i oczywiste, że chodziło im jak zwykle, o Mistrza. To jego chcieli zdyskredytować, potępiając zachowanie się jego uczniów, bo on był przecież za nich odpowiedzialny i co więcej, znaczyło to z całą pewnością, że on również postów nie praktykował, a więc religijnie był dla nich zupełnie niewiarygodny, a nadto jeszcze, gorszył swoją postawą innych.

Zdawało się im, że już tryumfują, ale chcieli żeby ich tryumf był szumny, dlatego pozwolili, aby zbiegło się dużo ludzi i żeby dobrze wszyscy słyszeli ich zarzuty. Nic dziwnego, że apostołowie Jezusa byli skonfundowani. Niektórzy chcieli głośno zaprzeczać tym oskarżeniom i coś chcieli tłumaczyć, inni chcieli ich zignorować, wszyscy jednak czekali na to co zrobi Jezus. On się zatrzymał, był bardzo spokojny, a nawet więcej, wyglądało tak, jak gdyby na ten atak czekał i że nawet był zadowolony, że doszło do konfrontacji.

Była to dla niego okazja, aby znów powtórzyć to o czym często mówił, ale nie docierało to ciągle jeszcze do jego słuchaczy. Nawet apostołowie mieli z tym kłopot. Jezus był daleki od natarczywego nagabywania swoich słuchaczy, bo wiedział, że prawda może się narodzić w ich sercach tylko w pokoju, aby móc w przyszłości przetrwać burze, które się z pewnością pojawią. Misją jego jest przecież wypełnić Prawo, a nie zaprzeczać temu co ono zawiera. Nie po to przyszedł aby Prawo odrzucić ale aby zostało zrozumiane w całym swym zbawczym wymiarze.

Posłużył się, jak często to robił, przykładem. Tym razem było to wino. Dał do zrozumienia tym którzy go oskarżali o religijny nieporządek, że jest wino stare, ale prawdziwy, palący problem stanowi wino nowe i nie tyle chodzi o to które jest lepsze, ale co zrobić aby nowe wino się nie zmarnowało, tym bardziej, że uczta weselna się rozpoczęła i o nią trzeba się zatroszczyć, bo przecież to o nią chodzi, o osoby których ona dotyczy, a wiec w pierwszym rzędzie dom królewskich i wszystkich którzy mają wziąć w niej udział.

We wszystkim ważna jest właściwa perspektywa, dająca całościowy ogląd i zrozumienie tego co się dzieje. Obecny czas jest czasem Dobrej Nowiny, o tym że nadeszło Boże zbawienie i tak jak to zapowiadali prorocy, Mesjasz na ziemi zakłada Królestwo Boże. Rozpoczynają się Jego gody królewskie. W tym kontekście należy patrzeć na potrzebę wina, tym bardziej, że jest ono symbolem tego na czym zarówno zbawienie jak i samo istnienie polega – symbolem miłości.

Na godach weselnych nie post jest ważny, ale wino, bo na weselu celebruje się przecież miłość i chodzi o to, aby swoją radością pomnażać wspólną radość wszystkich uczestników wesela. Zupełną groteską jest natomiast jest robinie na weselu problemu z powodu postu. Normalna jest jednak na nim troska o wino. Wesele to nie pogrzeb. Do wesela należy się przyłączyć z weselną radością, a nie ze złością i zajadłą krytyką.

Photo by Kai-Chieh Chan from Pexels