Faryzeusze cenili sobie szabat zbyt wysoko, aby zgodzić się z Jezusem, iż to właśnie On jest „Panem szabatu”. Szukali więc okazji do nowej konfrontacji. Nadarzyła się ona niedługo. W sobotni dzień Jezus, jak to miał w zwyczaju, wszedł do synagogi, aby nauczać. „Był tam człowiek, który miał uschniętą rękę” (Mk 6,1). „«Uschnięta ręka» to tłumaczenie dosłowne, my byśmy powiedzieli «sparaliżowana» lub «bezwładna». W takiej kończynie, jako nieużywanej, mięśnie zanikają i przypomina ona rzeczywiście z wyglądu uschłą gałąź. Przywrócenie władzy w takiej ręce wymaga czasu, zwłaszcza na rehabilitację, która zmierza do rozwinięcia mięśni i poprawy kontroli nad nimi” (M. Wojciechowski). Łukasz notuje, że była to prawa ręka. „Ręka prawa jest ręką pracy. Ten człowiek o uschłej prawicy nie mógł pracować, a więc też nie mógł zachowywać odpoczynku szabatowego. Odpoczynek stał się dla niego przymusem. Odpoczywać bowiem może tylko ten, kto pracuje. Jest tu zatem emblematyczna sytuacja: Czy ten człowiek był zadowolony, że przez całe życie mógł mieć szabat? Wcale nie, ponieważ nie mógł też osiągnąć zadowolenia ze zdobywania chleba pracą własnych rąk” (I. Gargano).
Uczonych w Piśmie i faryzeuszy to nie interesowało. Oni zajęli się Jezusem: „śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć” (Mk 6,2). Człowiek z uschłą ręką nie wzbudzał w nich współczucia, za to mógł się stać „wabikiem”, który pogrąży Jezusa. Słusznie domyślali się, że Nauczyciel z Nazaretu nie przejdzie obok niego obojętnie i w ten sposób ponownie naruszy obowiązek świętowania szabatu.
Jezus faktycznie zauważył chorego człowieka i kazał mu wyjść z cienia: „Podnieś się na środek!” (Mk 6,3). Ewangelista używa w tym miejscu greckiego słowa egeirō, które oznacza również „powstań”. Występuje ono w opisach uzdrowienia, ale także zmartwychwstania Jezusa (Mk 16,6). „Jezus nie tylko przynosi uzdrowienie z chorób fizycznych, lecz także przywraca do pełni życia” (M. Healy). Chory powinien najpierw podnieść się i wyjść ze swego ukrycia, cienia i odważnie stanąć w centrum synagogi. „Ten, który zawsze się tylko przystosowywał, który wszystko obserwował z boku, który wolał się chować za plecami innych, niż wziąć na siebie odpowiedzialność, teraz musi stanąć w centrum. Musi stanąć przed innymi. (…) Jezus czegoś od niego wymaga. Chory nie może się nadal trzymać roli widza. Staje w środku oglądany ze wszystkich stron. Znalazł się w sytuacji, której zawsze unikał” (A. Grün).
Zanim jednak Jezus go uzdrowił, zwrócił się do słuchaczy, głównie faryzeuszy: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie uratować czy zabić?” (Mk 6,4). Odpowiedź wydaje się oczywista. Słuszną rzeczą jest w szabat czynić dobro i ratować życie, a nie czynić zła i zabijać. Nie było to jednak tak oczywiste dla faryzeuszy. Od czasów machabejskich praktykowana była zasada, że zagrożenie życia znosi szabat, jednakże intepretowano ją w sposób niejednoznaczny. Żydowskie prawo zezwalało na niesienie pomocy medycznej tylko w przypadkach zagrożenia życia. Wolno było w szabat pomagać kobiecie rodzącej. Można było leczyć zakażenie gardła. Jeżeli przewracający mur przywalił człowieka, można było odrzucić tylko tyle gruzu, ile było potrzeba, aby sprawdzić, czy człowiek jeszcze żyje. Jeżeli żył, trzeba było mu pomóc, jeżeli nie żył, ciało należało pozostawić pod gruzem do następnego dnia. Wszelkie zabiegi przy złamaniach kości były w szabat zabronione.
Ewangelista Mateusz, opisując tę scenę, przytacza przykład zaczerpnięty przez Jezusa z codziennego życia: „Kto z was, jeśli ma jedną owcę, i ta mu wpadnie do dołu w szabat, nie chwyci i nie wyciągnie jej?” (Mt 12,11). Oczywiście każdy z faryzeuszy, bez wahania wyciągnąłby swą jedyną owcę z dołu, gdyby tam przypadkiem wpadła, nawet w szabat. A przecież nikt nie wątpi, że człowiek jest ważniejszy niż zwierzę hodowlane, dlatego nawet łamiąc szabat należy przyjść z pomocą cierpiącemu człowiekowi. „Jezus stosuje tutaj typową żydowską argumentację «o ileż bardziej» (qal wachomer): Jeśli ktoś troszczy się o owcę, o ileż bardziej musi się troszczyć o człowieka? I ten argument musiał być zrozumiały dla przeciwników Jezusa, za pomocą analogii wykazując niekonsekwencję ich interpretacji przepisów dotyczących szabatu” (C. Keener).
Faryzeusze nie przyznali racji Jezusowi, mimo iż miał słuszność. Ich odpowiedzią było grobowe milczenie. Wtedy spojrzał na nich przenikliwym i lodowatym wzrokiem, „z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serc” (Mk 3,5). Smutek i gniew mają słuszne racje. Jezus wnika w głąb słuchaczy i widzi ich zatwardziałość, sztywny sposób myślenia, upartą odmowę otwarcia się na Boga. Gdyby byli elastyczni i otwarci, powinni przyjąć Jego sposób myślenia i przyznać Mu rację. Tymczasem pozostają nieugięci, zamknięci w sobie i swoim legalizmie. Zarzucają Jezusowi, że uzdrawiając, pracuje i łamie szabat, tymczasem sami czynią podobnie, śledząc Go. Między nimi a Jezusem jest jednak zasadnicza różnica: „Śledzący pracują w szabat, aby popełnić zło przeciw bliźniemu, usprawiedliwiając swoje łamanie szabatu gorliwością o Prawo. Ten, który wskutek uprzedzenia jest uważany za niezachowującego szabatu, pracuje natomiast w szabat z miłości do bliźniego, która jest bezpośrednią projekcją pierwszego i największego przykazania Prawa. Właśnie Tora bowiem nakazuje, by czyni dobro w szabat” (I. Gargano).
Jezus „dystansuje się wobec faryzeuszy, ale nie zrywa więzi. Podaje im rękę i współczuje im. Smuci się z powodu ich zatwardziałości, ale też stara się w nich wczuć: Jak musi wyglądać ich serce, skoro stało się tak zatwardziałe? Jaki musi ich przeszywać lęk, skoro w ich duszy zapanowała taka ciasnota? Ile musi w nich być rozpaczy i pogardy, skoro potrafili się zamknąć na ludzkie cierpienie?” (A. Grün).
Stojąc przed murem milczenia i zatwardziałości, Rabbi rzekł do chorego: „Wyciągnij rękę! Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa” (Mk 6,5). Cud, którego dokonał Jezus wzburzył faryzeuszy i jeszcze bardziej umocnił w negatywnym nastawieniu do Niego. „Dla faryzeuszy to tak, jakby Jezus spalił ich flagę narodową” (C. Mitch, E. Sri). Opuścili synagogę i naradzali się ze zwolennikami Heroda Antypasa, w jaki sposób pozbyć się niewygodnego nauczyciela. „Obraz jest przerażający: wobec dobra, klucza otwierającego serce na miłosierdzie, zamiast dać się nim zarazić, oni jeszcze bardziej hermetycznie zamykają się w swoich nabytych przekonaniach, aż są nawet gotowi zadekretować śmierć. (…) Jakże przepastne może być zamknięcie się w sobie człowieka, który kieruje się w sposób legalistyczny wskazaniami prawa!” (I. Gargano).
Wynik narady był skrajnie niekorzystny dla Jezusa; został skazany przez przedstawicieli religijnej elity żydowskiej na śmierć. Wykonanie wyroku było tylko kwestią czasu. Tymczasem On w wielkiej wewnętrznej wolności „oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora” (Mk 3,7).
Pytania do refleksji:
- Z kim się najczęściej konfrontujesz? Dlaczego?
- Co w tobie uschło, zwiędło i wymaga ponownego ozdrowienia?
- Czy nie wykorzystujesz innych, taktując ich przedmiotowo?
- Czy jesteś gwiazdą (gwiazdorem)? A może żyjesz w cieniu i powinieneś stanąć w centrum?
- Co cenisz wyżej: człowieka czy inne wartości?
- W jakich sytuacjach Jezus mógłby spojrzeć na ciebie ze smutkiem i gniewem?
- Czy twoje serce nie jest zatwardziałe?
- Czy nie zamykasz się na okazywane ci dobro miłosierdzie?