Jezus nie miał jeszcze formalnego obowiązku aby brać udział w pielgrzymce do Jerozolimy, ale on gorąco tego pragnął, czując w duszy, że jest to również pragnienie jego Ojca Niebieskiego. Szedł zatem do Jerozolimy razem z rodzicami, Maryją i Józefem, jak do Nieba, na Spotkanie i osiem dni spędzonych w Jerozolimie było dla niego jak jeden dzień.
Jezus czuł zawsze w sobie ogień miłości do Ojca, ale tutaj, w tym mieście, w świątyni, płonął on ze szczególną intensywnością i pragnął gorąco, aby właśnie tutaj było szczególnie widoczne królowanie Boga pośród ludzi. Dlatego bardzo bolał nad tym, że cisza i skupienie tego świętego miejsca były stale naruszane przez zgiełk ludzkich konfliktów hałas ich interesów załatwianych bez liczenia się z prawem Bożym i szacunkiem dla Jego Boskiej Osoby.
Tym bardziej było to dla niego bolesne, że tak radośnie przeżywał, właśnie w tym miejscu, swoją mistyczną więź z Ojcem, przygotowując się do spełnienia otrzymanej od Niego mesjańskiej misji. Upojony tą miłością nie udał się do domu, do Nazaretu, razem z Maryją i Józefem, gdyż stało się dla niego oczywiste, że musi pozostać w Jerozolimie, aby dokończyć tych rekolekcji które tutaj rozpoczął i które wyrażały się słuchaniem i rozmową z Ojcem, dającym mu wielką radość i siłę Ducha Świętego.
Nie zdziwił się gdy zobaczył trzeciego dnia swoją matkę i ojca, przybyłych aby Go zabrać ze sobą do domu. Na pytanie matki, czy nie jest mu przykro, że z jego przyczyny przez trzy dni z wielkim niepokojem poszukiwali go, ona – jego matka i Józef – jego ojciec, dał im wtedy bardzo delikatnie do zrozumienia, że jest Synem Bożym i w związku z tym spoczywa na nim szczególna lojalność wobec jego Ojca Niebieskiego.
Nie tylko nie chciał ich urazić tą odpowiedzią, ale pomógł im przypomnieć sobie i odnowić ich zaangażowanie w jego mesjańską misję. Pomógł im też zrozumieć, że misja ta naznaczona jest bolesnym znamieniem krzyża, który im towarzyszy od samego początku, od jego narodzin w stajni, ucieczki do Egiptu i aż po chwilę obecną, po tę pielgrzymkę podczas której im się „zgubił” i trzy dni go nie było z nimi.
Wiedział i im chciał to przekazać, że krzyż stanowi stały element drogi prowadzącej do dojrzałej miłości i że tylko w ten sposób może się ona okazać zwycięska. Abstrakcyjne rozważania i werbalne pouczenia są niewystarczające. Musza one zostać poparte konkretną życiową postawą. Trzeba z wiarą przejść przez ból krzyża, jak Mojżesz przez morze i przez kuszenia na pustyni, udając sie do Ziemi Obiecanej, tak oni do Zmartwychwstania i do Królestwa Bożego na ziemi.
Łatwo zauważyć, że od momentu „zagubienia się” Jezusa podczas pielgrzymki, pojawiła się wyraźna rysa w ich wzajemnych stosunkach, jakiś brak poprzedniego dziecięcego sposobu komunikowania się między nimi, ale ich wzajemna miłość nie została jednak w żadnym stopniu zanegowana. Wprost przeciwnie, stawała się ona coraz bardziej dorosła, coraz bardziej dojrzała, w miarę jak Maryja „zachowując to zdarzenie w sercu”, często do niego powracała, coraz lepiej rozumiejąc jego sens i coraz bardziej gotowa do towarzyszenia Jezusowi w jego zbawczej misji.
O tej gotowości, a więc o dojrzałości jej wiary i miłości, świadczy wymownie opis Ewangelii, mówiący o jej obecności pod krzyżem u boku Jezusa – Nowa Ewa, obok Nowego Adama. Oboje są pod zniszczonym, rajskim drzewem, zbrukanym wszystkimi ludzkimi grzechami, ale obmytym krwią „Baranka bez skazy”, wydartym ze szponów szatana i przywróconym człowiekowi.
Dziewica – trzymająca w objęciach umęczone ciało swego dziecka – Bożego Syna, tuli je do swego matczynego serca, bez kierowania do Boga oskarżycielskiego pytania „dlaczego nam to uczyniłeś”, jakie zadała Jezusowi, gdy swego czasu „zgubił się” podczas pielgrzymki w Jerozolimie.
Pieta – pomnik pełen żywej wiary i miłości Maryi i Jezusa – pomnik Zmartwychwstania i zwycięstwa Bożej Miłości, która nie tylko uratowała świat przed ostateczną zgubą, ale przemieniła go i nieustannie przemienia w Jego chwalebne Królestwo i nas do tego powołuje poprzez uczestnictwo w misterium Kościoła.
Ilustracja: Frans Francken, Jezus w świątyni