Gdy Jezus z trudem przeciskał się przez tłum wąskimi uliczkami Kafarnaum, podążając do domu Jaira, zbliżyła się do Niego kobieta, która „od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi” (Mk 5,25). Przypuszczalnie miała zaburzone krwawienie miesiączkowe lub krwawienie z narządów rodnych. Dwunastoletni okres choroby musiał być bardzo uciążliwy. Łączył się ze słabością i nieustannym zmęczeniem, które towarzyszą chronicznym krwawieniom. „Choroba ta zaczęła się przypuszczalnie po okresie płodności. Zakładając, że przeciętna długość ludzkiego życia wynosiła wówczas około czterdziestu lat oraz uwzględniając informację, że chorowała «od dwunastu lat», można dojść do wniosku, iż cierpiała na tę dolegliwość przez połowę lub całe swe dorosłe życie” (C. Keener). Nadto choroba była wstydliwa i uciążliwa pod względem religijnym. Nieustanne krwawienie sprawiało, że według Prawa kobieta była stale rytualnie nieczysta. Księga Kapłańska bardzo precyzyjnie określa przepisy dotyczące tej nieczystości: „Jeżeli kobieta ma wyciek, to jest krwawienie [miesięczne] ze swojego ciała, pozostanie siedem dni w swojej nieczystości. Każdy, kto jej dotknie, będzie nieczysty aż do wieczora” (Kpł 15,19); „Jeżeli kobieta doznaje upływu krwi przez wiele dni poza czasem swojej nieczystości miesięcznej albo jeżeli doznaje upływu krwi trwającego dłużej niż jej nieczystość miesięczna, to będzie nieczysta przez wszystkie dni nieczystego upływu krwi, tak jak podczas nieczystości miesięcznej” (Kpł 15,25). Co gorsze, kobieta nie miała wstępu do świątyni, nie mogła uczestniczyć w kulcie religijnym. „Należy jednak zauważyć, że choć pierwotne źródło tych przepisów żydowskich mogło być higieniczne, nie była to nieczystość w dzisiejszym sensie potocznym, czyli brud, lecz raczej stan tabu. Jego przyczyną było bowiem przelanie krwi. Za nieczystą w tym sensie uważano więc również kobietę po porodzie. Dlaczego? Krew uważana była za nośnik życia, a tym samym za coś sakralnego. Przez krwawienie kobieta ocierała się o tajemnicę życia danego przez Boga, a tym samym była wyłączona z życia zwykłego” (M. Wojciechowski).
Konsekwencją choroby były nie tylko cierpienia fizyczne, ale również społeczny ostracyzm. W tamtych czasach ludzie chorzy znajdowali się w bardzo trudnym położeniu: „Już sam fakt, że zachorowali, był rozumiany w szerszym kontekście kulturowym jako znak Bożego niezadowolenia. Na domiar złego, należało ściśle przestrzegać przepisów określających miejsca, w których mogła przebywać kobieta w czasie menstruacji” (R. Ascough). Talmud Babiloński posuwa się do następujących sformułowań: „Kiedy kobieta przechodzi menstruację i przechodzi pomiędzy trzema mężczyznami, to gdy jest początek cyklu, jednego zabija, a gdy zbliża się koniec cyklu, powoduje pomiędzy pozostałymi konflikt. (…) Jeśli jakaś kobieta ma nieregularny upływ krwi, (…) jej mąż powinien ją odrzucić i nigdy nie wziąć jej na nowo” (cyt. za E. Bianchi). Oznacza to, że bohaterka tej opowieści przez dwanaście lat pozostawała poza społecznością, zdana na samą siebie. Prawdopodobnie nie była mile widziana w swym rodzinnym domu i w wiosce. Żyła na marginesie społeczeństwa. Być może z powodu choroby opuścił ją mąż lub też nigdy nie wyszła za mąż. „Wiodła smutny żywot odrzuconej, pozornie przez Boga i naprawdę przez człowieka”(J. Coleman).
Ewangelista Marek podkreśla, że „wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej” (Mk 5,25-26). Być może dlatego, że lekarze bali się kontaktu z pacjentką, aby nie popaść w stan rytualnej nieczystości. Inna sprawa, że medycyna stała wtedy na niskim poziomie, a stan wiedzy lekarzy na temat przyczyn i sposobów leczenia chorób nie był imponujący i często opierał się na przesądach. Chora wydała na lekarzy cały swój majątek, ale jej stan tylko się pogarszał. Biernie poddawała się lekarzom, którzy „nie wahali się dodawać swych profesjonalnych tortur do cierpień związanych z chorobą: bezsilni, by ją uzdrowić, ale zręczni w przejmowaniu pieniędzy; umieli jedynie pogarszać sytuację tak kliniczną, jak i finansową biednej chorej” (A. Pronzato). W ówczesnym świecie semickim chorobę traktowano bardziej w kategoriach religijnych niż medycznych.
Kobieta cierpiąca na krwotok słyszała o Jezusie. Dotarły do niej zapewne słowa o cudach dokonanych przez Mistrza z Nazaretu, o Jego mocy uzdrawiającej. Obmyśliła więc sposób zbliżenia się do Niego: „Mówiła bowiem: Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa” (Mk 5,28).
Z racji swojej nieczystości rytualnej nie może jednak otwarcie pokazywać się wśród ludzi. Nie może narażać innych na nieczystość. Dołącza więc do tłumu, gdzie nie jest znana. Szuka dogodnej sposobności. Beznadziejna sytuacja rodzi w niej wiarę na wyzdrowienie. Pomysłowość i determinacja kobiety jest nadzwyczajna. Nie dba w tej chwili o przepisy Prawa. Wie, że naraża się na obraźliwe komentarze, a może nawet i ukamienowanie. Dociera do Jezusa i dotyka frędzli Jego płaszcza. Jezus jak każdy pobożny Żyd nosił płaszcz z czterema frędzlami, zgodnie z zaleceniami Prawa: „Niech sobie zrobią frędzle na krajach swoich szat, oni i ich potomstwo, i do każdej frędzli użyją sznurka z fioletowej purpury. Dla was będą te frędzle, a gdy na nie spojrzycie, przypomnicie sobie wszystkie przykazania Pana, aby je wypełnić – a nie pójdziecie za żądzami swego serca i oczu, przez które plamiliście się niewiernością – byście w ten sposób o wszystkich moich przykazaniach pamiętali, pełnili je i tak byli świętymi wobec swojego Boga” (Lb 15, 38-39).
Kobieta dotknęła Jezusa inaczej niż wszyscy. Łukasz opisując intensywność nacisku tłumu na Jezusa, posługuje się słowem, które oznacza wyciskanie wina z moszczu lub oliwki z oliwek. Kobieta dotyka Jezusa „delikatnie, bez zwracania na siebie uwagi, podczas gdy inni niedbale się na Niego pchali” (M. Healy). Sposób, w jaki to uczyniła, nie był jej wymysłem. „W czasach Jezusa popularne było wierzenie, że godność i władza człowieka przenosi się na jego odzienie” (J. Coleman). Wierzono, że nie tylko szaty cudotwórcy, ale nawet jego cień emanują leczniczą mocą. „Bóg dokonywał takich cudów niezwykle rzadko. Istniało pewne niebezpieczeństwo, że ludzie bardziej niż Boga będą czcić szaty, które według nich mogły uzdrawiać” (J. Coleman). Niebezpieczeństwo to jest realne również w czasach współczesnych. Wiara w moc relikwii i kult miejsc świętych bywają czasem intensywniejsze niż wiara w moc Boga.
Dotyk Jezusa przyniósł natychmiastowy efekt: „ustał jej krwotok i poczuła w swym ciele, że jest uleczona z dolegliwości” (Mk 5,29). Można założyć, że wiara kobiety nie była idealna, łączyła się z zabobonami. Niemniej „Nauczyciel zadowala się nawet prostą wiarą, niedojrzałą, zmieszaną z elementem zabobonu” (A. Pronzato). Nawet taka wiara, o wiele mniejsza niż ziarnko gorczycy, wystarcza, aby dokonać cudu. „Jezusowi wystarcza, że kobieta przyszła, bo czegoś od Niego oczekiwała, a już niczego nie oczekiwała od innych, gdyż swoją ufność złożyła wyłącznie w Nim” (A. Pronzato).
Gdy kobieta została uzdrowiona, „Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego” (Mk 5,30). „Siła życia wychodzi z Jezusa i Jezus to czuje! W rzeczywistości jest to energia Boga, Ojca Stworzyciela, działająca bez przerwy (J 5,17); nawet poza wolą Jezusa, Wysłannika Bożego. Bóg uzdrawia tę kobietę w tajnikach jej kobiecego ciała, płciowości nawet, i w samej głębi jej kobiecego serca, w tej wierze, która wybawia” (P. Mourlon Beernaert).
Jezus rozejrzał się wokół, „i zapytał: Kto dotknął mojego płaszcza?” (Mk 5,30). Wśród starożytnych ludów istniało przekonanie, że cuda pozbawiają uzdrowiciela jego mocy. Żydzi wierzyli natomiast, że nadprzyrodzoną wiedzę posiadają jedynie nauczyciele znajdujący się blisko Boga. Jezus wykorzystuje ją, by ustalić, która kobieta Go dotknęła. Chociaż w oczach tłumu stał się rytualnie nieczysty, nie zwraca na to uwagi. Odwraca logikę myślenia współczesnych mu ludzi: „To nie kobieta uczyniła go nieczystym, ale dzięki mocy, która wyszła z Niego, ona została uzdrowiona. Wyzwalające dla kobiety jest to, że Jezus utożsamia się z nią w jej nieczystości” (E. Adamiak). Jezus nie odwraca się od kobiety, nie szuka jej, by ją potępić, ale pragnie poznać tę, która „wykradając” cud, stała się zdrowa. Pragnie poprowadzić ją do pełni zdrowia i do wyzwolenia z lęku. Pragnie wejść z nią w relację. Chce przywrócić jej twarz, by nie musiała ukrywać jej przed innymi, by nie musiała żyć z dala od ludzkiej miłości.
Na pytanie Jezusa zareagowali Jego uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto Mnie dotknął. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła” (Mk 5,31-32). Uczniowie wciąż są dalecy od rozumienia Jezusa. „Kompletnie nie rozumieją, o co Mu tak naprawdę chodzi. Czują się nawet w obowiązku pomóc swemu Panu odzyskać zdroworozsądkowe spojrzenie i poczucie realizmu. Lecz ich pełna konsternacji reakcja tylko pokazuje, jak wiele jeszcze muszą się sami nauczyć” (M. Healy).
Przerażona kobieta wyznaje Jezusowi, co się stało. Przywołuje historię swojego udręczenia. Zalękniona opowiada całą prawdę. Z pewnością drży, gdyż naraziła Jezusa na nieczystość. Obawia się kary, zwłaszcza że przepisy żydowskie i rzymskie zakazywały rozmowy z kobietą w miejscu publicznym. Doświadczenie uzdrowienia jest bardzo żywe. Trudno jej opanować emocje. Pada na kolana jakby w oczekiwaniu na wyrok. I słyszy z ust Jezusa: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna od swej dolegliwości!” (Mk 5,34). Jezus nie tylko nie pognębia kobiety przez nałożenie na nią obowiązku obmyć rytualnych i złożenia ofiary, ale pozbawia ją lęku. Podnosi ją na duchu i każe jej odejść w pokoju.
W osobistym dialogu z chora kobietą Jezus potwierdza jej uzdrowienie. „Nie dotyczy ono uzdrowienia fizycznego, ponieważ tamto zostało dokonane wcześniej, lecz przywrócenia kobiety na powrót społeczeństwu. Jezus zaświadczył przed ludźmi, że niewiasta rzeczywiście została uwolniona z okowów swej choroby. Ludzie z jej rodzinnej wioski, którzy być może powątpiewali w to uleczenie, usłyszeli, że Jezus – uzdrowiciel – potwierdził jej rytualną czystość” (R. Ascough). Ponadto podkreślił, że została uzdrowiona dzięki wierze. To nie magia zadecydowała o uzdrowieniu, nie zewnętrzny gest dotknięcia szaty, ale wiara, która wypływa z serca człowieka. „Zewnętrzny gest, kontakt fizyczny był tylko wyrazem głębszej rzeczywistości” (A. Pronzato).
Użyty przez Marka termin sesōken oznacza zarówno „uzdrowić” jak i „ocalić”, „zbawić”. Kobieta przez osobiste spotkanie z Jezusem została uzdrowiona nie tylko w sensie fizycznym, ale również w sensie duchowym, została zbawiona. Jest wolna od choroby, ale również od lęku. Jezus nazywa ją pieszczotliwie „córką”. „Prezentuje siebie, bardzo konkretnie uwypuklając rys ojcostwa. Rzeczywiście nawiązuje z tą kobietą relację w taki sposób, w jaki ojciec odnosi się do syna” (I. Gargano). Wprowadza ją tym samym do wspólnoty wierzących, zbawia ją całkowicie.
Tradycja, idąc za apokryficzną Ewangelią Nikodema, utożsamia tę kobietę z poganką, Weroniką, która pochodziła z Cezarei Filipowej i otarła Jezusowi twarz w drodze na Golgotę.
Pytania do refleksji:
- Co sądzisz o biblijnym rozumieniu choroby i cierpienia?
- Co stanowi twój „krwotok”? jak długo trwa?
- Czy nie stosujesz ostracyzmu wobec chorych, niepełnosprawnych, ludzi starszych?
- Jakie są twoje doświadczenia w leczeniu?
- Czy nie traktujesz Boga zbyt magicznie?
- Czy potrafisz się zdobyć na odwagę „dotknięcia” szaty Jezusa?
- Czy doświadczyłeś kiedyś mocy wypływającej od Jezusa? Z jakim skutkiem?
- Czy możesz przypomnieć sobie chwile delikatności, czułości Boga wobec ciebie?
- Czy czujesz się przybraną córką (synem) Boga? Jaki to ma wpływ na twoje postrzeganie siebie?