Niekiedy spotykam się ze zdaniem, czy też opinią, że dzisiejsza młodzież nie chodzi do kościoła, nie chce się modlić, nie słucha nakazów swoich rodziców, aby z nimi poszli na Mszę. Zawsze też pada pytanie o to, jak zachęcić młodych do pójścia na Eucharystię.

Pracując z młodzieżą widzę, że młodzi nie chcą byle jakiej religijności. Nie chcą się zatrzymać na płytkiej duchowości, tylko jak już, to chcą czegoś więcej. Dlatego też mogą zadawać wiele pytań, często niewygodnych.

I tutaj pojawia się pytanie o duchowość i religijność ich rodziców, opiekunów, wychowawców, katechetów. Jeżeli w nich nie ma głębokiego życia wiarą i nie ma głębokiej modlitwy, której efekty widoczne byłyby w ich postawie, czy też podejściu do drugiego człowieka, to trudno mówić o jakimkolwiek prowadzeniu młodego człowieka do Pana Boga.

Niedawno czytałem artykuł o poziomie katechezy w szkołach (przepraszam, ale nie jestem w stanie znaleźć teraz do niego linku). Autor zapytał się młodych o tym, jak wygląda katecheza w ich szkołach. Ktoś odpowiedział, że na katechezie oglądają tylko filmy religijne i rozwiązują krzyżówki, że brakuje porad, jak rozwinąć swoją modlitwę, jak rozumieć pewne rzeczy, które dzieją się w Kościele. Było również stwierdzenie, że warto trochę też powiedzieć o samej historii Kościoła. Przyznam, że w swojej katechetycznej „karierze” również miałem czas, kiedy sądziłem, że bardzo dobry film religijny pomoże młodym w ich życiu duchowym. Niestety, moim zdaniem, katolickie filmy religijne są zwyczajnie słabe, często infantylne… ale to moje zdanie.

Jeżeli już są puszczane filmy na katechezie, to niech chociaż będą one potem omówione. Niech z tego będzie dyskusja, podczas której młodzi będą mogli się swobodnie wypowiedzieć.

Młodzi potrzebują autentyczności. Dlatego nie powinniśmy się na nich denerwować, gdy zarzucają nas pytaniami o naszą wiarę, o sprawy Kościoła, nawet, gdy robią to pod wpływem emocji.

Gdy tak jest, to daj sobie taką możliwość, aby nie bać się i spokojnie ze swoimi młodymi rozmawiać.

Podstawą jest zawsze moja osobista relacja z Bogiem. Jeżeli ona będzie płytka, to co mam o Bogu mówić młodym? Jakiej modlitwy mam ich uczyć? Młodzież, która naprawdę szuka Boga nie jest w stanie zatrzymać się tylko na odklepywaniu modlitw. Trzeba im zaproponować coś głębszego. Aby to zrobić, samemu najpierw trzeba stać się człowiekiem, który dba o swoją relację z Bogiem.

Na początku Wielkiego Postu wziąłem moją wspólnotę młodzieżową na dzień skupienia. Zaproponowałem im to, co sam lubię praktykować, co też mocno związane jest z duchowością ignacjańską, czyli skupienie i medytację opartą na Słowie Bożym. Młodzi pięknie weszli w ciszę. Mieli też możliwość, ab porozmawiać ze mną na temat ich wiary, i o tym, czym obecnie żyją. Sądzę, że nie zdobyłbym się na taki dzień skupienia, gdyby dla mnie samego medytacja nie była czymś ważnym.

Inne doświadczenie (bardzo głębokie) tego minionego Wielkiego Postu, to były rekolekcje, które współprowadziłem z moimi młodymi. Pojechaliśmy do jednej ze szkół, gdzie młodzież z mojej wspólnoty miała okazję do mówienia innym o swoim doświadczeniu wiary. Licealiści, z którymi byliśmy przez trzy dni mieli przed sobą ludzi w swoim wieku, lub niewiele starszych, którzy dzielili się swoją relacją z Bogiem. Potem mieli okazję z nimi osobiście porozmawiać. Ja też miałem sporo pięknych rozmów i spowiedzi.

Dzisiejsi młodzi nie potrzebują banału. Potrzebują kogoś, kto ich najpierw wysłucha, kto poprowadzi na głębię i ich nie opuści. Nie zadowalają się byle czym. Jeżeli więc Pana Boga przedstawiamy im byle jak, to nie dziwmy się, że młodych w kościele nie ma.

Dzisiejsza Ewangelia kończy się słowami: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Wcześniej Pan Jezus zarzuca uczniom to, że nie uwierzyli tym, którzy „widzieli Go zmartwychwstałego”. Jak zatem mam mówić o kimś, kogo sam nie znam? Aby głosić najpierw trzeba samemu wejść głębiej i tym, co się z tej głębi wydobędzie, dzielić się z młodymi.