Publikujemy tłumaczenie przedmowy papieża Franciszka do „duchowego testamentu” ojca Paolo Dall’Oglio (ur. 1954), jezuity, który zaginął dziesięć lat temu w Syrii. Książka „Il mio testamento”, zbierająca jego niepublikowane wypowiedzi, ukazała się ostatnio nakładem Centro Ambrosiano Editrice. Ojciec Paolo z wielką odwagą szukał kontaktu w północnej Syrii z porywaczami dwóch biskupów, jednego syryjskiego prawosławnego i drugiego greckiego prawosławnego, którzy zostali porwani kilka tygodni wcześniej. W lipcu 2013 roku, kontakt się urwał. Jezuita założył w Syrii wspólnotę monastyczną Deir Mar Musa. Miał proroczą wizję Kościoła otwierając nowe horyzonty ekumenizmu oraz dialogu z islamem. Przedmowa papieża została opublikowana 7 lipca we włoskiej gazecie „Il Sole24Ore”.

Z pewnym wzruszeniem wertujemy strony tej książki, w której ojciec Paolo Dall’Oglio komentuje Regułę wspólnoty monastycznej Deir Mar Musa; to znaczy opowiada o głębokich intencjach, które skłoniły go do ożywienia bardzo starożytnego klasztoru syriackiego, pochodzącego z VI wieku naszej ery.  Odzyskując wielką duchową tradycję ojców pustyni, nadał jej nowe znaczenie świadectwa miłości Chrystusa w kontekście arabsko-muzułmańskim.

Klasztor Mar Musa al-Habashi (Święty Mojżesz Abisyńczyk) był jego dziełem, poczętym z wielką miłością: te rozmowy z braćmi – wokół znaczenia Reguły – są wyrazem wielkiej pasji. Wolny duch, odrzucający formalizm i zwroty okolicznościowe; niekiedy dość radykalnie, jak sam przyznaje z dozą autoironii. Rozmowy te ujawniają również głębię jego wizji, będącej źródłem jego zaangażowania: „Klasztor na pustyni – wyjaśnia sugestywnym obrazem – jest światłem, które widać z daleka, jest przystankiem na drodze, stacją pielgrzymki; dla nas jest jak dąb Mamre, gdzie Bóg staje się naszym gościem, a my Jego gośćmi”.

Minęło dziesięć lat, odkąd przestały napływać wiadomości o ojcu Paolo. Z wielką odwagą szukał kontaktu w północnej Syrii z porywaczami dwóch biskupów, jednego syryjskiego prawosławnego i drugiego greckiego prawosławnego, którzy zostali porwani kilka tygodni wcześniej. Potem nadeszła ciemność. Jego rodzinie i przyjaciołom do tej pory odmówiono nawet zwrócenia ciała, by mogli przeżyć żałobę, zapłakać nad nim i zapewnić mu godny pochówek. Nie mamy słów, by wyrazić ten ból i nie jesteśmy w stanie ani nazwać nienawiści, jaką kierowali się ewentualni prześladowcy ani podać jej powodów. Wiemy jednak, że nie chciałby, abyśmy obwiniali islam jako taki za jego tajemnicze i dramatyczne zniknięcie, wyrzekli się tego pełnego pasji dialogu, w który zawsze wierzył, dialogu mającego prowadzić do „odkupienia islamu i muzułmanów”, jak głosi jeden z przepisów stworzonej przez niego Reguły. W tej kwestii o. Paolo był bardzo jasny. Nie ignorował problemów, słuchał opowieści o cierpieniach swoich arabskich braci chrześcijan, Koptów, Chaldejczyków, Maronitów, Asyryjczyków… Czuł jednak, że jego szczególnym powołaniem i powołaniem jego wspólnoty monastycznej jest droga braterstwa. „Dlatego – podkreślał – niezależnie od sytuacji i biorąc pod uwagę najgorsze, co może się wydarzyć, rolą tych chrześcijan, którzy są powołani przez Boga, zawsze pozostanie misja miłości do wszystkich muzułmanów”.

Nie była to kwestia taktyki politycznej, ale spojrzenie misjonarza, który doświadcza, przede wszystkim na sobie, mocy miłosierdzia Chrystusa. Spojrzenie, które nie jest fundamentalistyczne, ale łagodne, pełne nadziei, która nie zawodzi, ponieważ oparte jest na Bogu. Zawsze otwarte na uśmiech. Dlatego wzruszające jest ponowne przeczytanie dzisiaj niektórych proroczych fragmentów tekstu, który tak bardzo przypomina duchowy testament. W szczególności, gdy ojciec Paolo mówi o dniu swojej ostatniej ofiary dla Jezusa: „Mówię: nasze powołanie w kontekście muzułmańskim powinno być ozdobione radosnym i szczerym śmiechem. I niech ten dzień będzie dniem radości, jeśli Bóg zechce, dniem, w którym zakosztujemy ostatniej ofiary dla Jezusa, i o tę łaskę trzeba prosić; bo jest to łaska, której nikt nie może sobie przypisać”.