Kilka nocy temu widziałem pełnię Księżyca. To oczywiście nic nowego. Pełnia Księżyca zdarza się co miesiąc. W ciągu siedemdziesięciu lat chodzenia po Ziemi mogłem zobaczyć ponad 800 pełni. Dlaczego ta jedna więcej miałaby być szczególna?

Gdy jestem nocą na zewnątrz, zawsze wypatruję Księżyca. Sprawia mi to po prostu przyjemność. Tak też spoglądałem na niego kilka nocy temu. Jako zawodowy astronom i dyrektor Obserwatorium Watykańskiego śledzę Księżyc i jego fazy, ponieważ wpływa to na sposób, w jaki planujemy nasz teleskop w Arizonie – światło Księżyca w pełni może zakłócać niektóre programy obserwacyjne. Jednocześnie uważam się także za amatora, za kogoś, kto po prostu uwielbia wychodzić z domu i patrzeć w gwiazdy. Rozpoznaję w nich starych przyjaciół, których imion nauczył mnie po raz pierwszy mój ojciec, gdy miałem dziesięć, a nie siedemdziesiąt lat.

Dlaczego więc ta konkretna pełnia Księżyca wywarła na mnie silniejszy wpływ niż zwykle?

W ciągu ostatnich kilku miesięcy byłem szczególnie zajęty. Właśnie skończyliśmy organizować letnią szkołę astrofizyki z dwoma tuzinami studentów i pół tuzinem instruktorów; chociaż jest to tutaj czas zawsze ekscytujący, nieustannie jestem w napięciu upewniając się, czy wszystko gra. W tym miesiącu otrzymałem do zrecenzowania artykuł naukowy, co oznaczało, że musiałem go uważnie przeczytać i skomentować w taki sposób, który pomógłby autorom i redaktorowi czasopisma w przygotowaniu go do druku. Tymczasem artykuł, który pomogłem wcześniej napisać, właśnie wrócił od redaktora z listą sugestii dotyczących ulepszeń. Jako dyrektor Obserwatorium i szef Fundacji, która je wspiera, byłem również zajęty opracowywaniem budżetu na następny rok oraz przeglądaniem różnych dokumentów dotyczących wszystkiego, co zaplanowaliśmy na najbliższą przyszłość.

W tym stresie łatwo było zapomnieć, po co wykonuję tę całą pracę. To co robiłem, przesłoniło mi jej cel. Badania naukowe i edukacja, dokumenty i budżety… Te sprawy mają znaczenie tylko wtedy, gdy stoi za nimi coś większego. Dla mnie, jezuickiego astronoma w obserwatorium finansowanym przez Watykan, tym celem jest pomaganie w uchyleniu tajemnicy niebios, które głoszą chwałę ich Stwórcy. Bez Boga stojącego za tym wszystkim, nie widzę powodu, bym miał zajmować się nauką.

Bóg stoi za tym wszystkim. Można Go znaleźć we wszystkich rzeczach. Jednak właśnie dlatego, że Bóg jest zawsze obecny, można Go łatwo wziąć za coś normalnego i oczywistego, a przez to ignorować Go, zapominać o Nim. Podobnie jak Księżyc, który nas oświetla, a my nie zwracamy uwagi na jego obecność. Niagłe dostrzeżenie Księżyca w pełni, pośród tych wszystkich zajęć, było dla mnie wezwaniem do przebudzenia się z otępienia stresu i zmartwień.

Księżyc przypomniał mi o wspaniałości wszechświata większego niż moje codzienne troski. Znajomy blask Księżyca sprawił, że zatrzymałem się i złapałem oddech. Jest tam. Jest piękny. Przez resztę miesiąca, kiedy nie jest tak jasny lub zasłaniają go chmury, nadal krąży wokół mojej Ziemi… przypominając o swoim Stwórcy, który również zawsze tam jest, niezależnie od tego, czy jest jasny i piękny, czy trudniejszy do zauważenia, ale wciąż obecny.

To prawda, że Księżyc jest tylko wielką bryłą skały i nie dba o to, czy go zauważę, czy nie. Natomiast Bóg, większy niż cały wszechświat kryjący w sobie również ten Księżyc w pełni, kocha mnie. I zaprasza, abym i ja Go pokochał.

Guy Consolmagno SJ – Dyrektor Obserwatorium Watykańskiego

Jesuit Brother Guy Consolmagno pictured in Rome in 2011 (CNS photo/Paul Haring).

Artykuł ukazał się w magazynie JIVAN. News and Views of Jesuits in India, August 2023, s. 31.