Nie da się autentycznie kochać nie umierając dla własnego egoizmu. Czy jednak zawsze to musi boleć?

Zmarła w tych dniach Maria Venturi (ur. 1933), autorka wielu książek na temat miłości, walczyła z przekonaniem, że kochając decydujemy się na bezsensowne cierpienie, na bolesne zniewolenie. Przyznawała, że miłość wiąże się z cierpieniem, ale jest ono konstruktywne, prowadzi do jeszcze większej więzi i realizacji wspólnych pragnień. Nigdy nie jest cierpiętnictwem, nie powoduje bólu doświadczanego jako porażka. Ten ból związany z miłością nie musi być destrukcyjny. Jest raczej trampoliną motywująca do przezwyciężania własnego „ja”.

W Polsce Maria Venturi dała się poznać z takich pozycji jak „Szept wspomnień”, „Moja na zawsze”, „A jednak miłość”, i z najwyżej ocenionej na „lubimyczytac.pl” powieści „Zwycięstwo miłości”. We Włoszech pracowała również jako dziennikarka w tygodniku „Oggi” udzielając czytelnikom porad sercowych i realizowała uwielbiane telenowele (zdjęcie umieszczone powyżej, pochodzi z plakatu zapowiadającego film, do którego napisała scenariusz). W romantycznej historii opisanej w „Moja na zawsze” pisze, że „kiedy niebo za bardzo się chmurzy, trzeba mieć nadzieję, że przyjdzie burza i przegoni chmury”.

Okres Wielkiego Postu jest dla nas chrześcijan okazją, aby przypomnieć sobie czym jest poświęcenie osoby kochającej do granic heroizmu. Związane z tym cierpienie zbliża i uszlachetnia. Trzeba jednak odkryć jego głęboki sens.