– Najbardziej podobały mi się szczere, dobre, ufne i autentyczne rozmowy między nami, w których nie baliśmy się odsłonić tych bardziej kruchych kawałków siebie – napisał po spotkaniu jeden z uczestników forum scholastyków, które odbyło w pobernardyńskim klasztorze w Karczówce. Po siedmiu latach przerwy młodzi jezuici z obu polskich prowincji znów spotkali się, by – jak ich założyciel Ignacy Loyola – budować wspólnotę na przyjaźni w Panu, przekonani, że to właśnie ona jest najtrwalszym fundamentem życia zakonnego.
Karczówka to malownicze miejsce na kielecczyźnie, gdzie od wieków wydobywa się wapień i rudy ołowiu. Pozostałości dawnych kopalń i górniczych szybów wciąż można dostrzec na południowym i zachodnim stoku wzgórza. Spacerując po resztkach starej kopalni odkrywkowej, spoglądając na jej strome zbocza wtopione obecnie w malowniczy leśny krajobraz, myślałem ile trudu kosztowało średniowiecznych grubiorzy wydobycie skarbów kryjących się w ziemi. Nie mieli przecież współczesnych narzędzi i technologii – posługiwali się jedynie prymitywnymi kilofami, drewnianymi łopatami i taczkami. Kilka godzin później, gdy modliłem się w ciszy bernardyńskiej kaplicy, poruszyła mnie ta mozolna praca, to poszukiwanie skarbów, które zanim zajaśnieją pełnym blaskiem, kryją się w ciemności, brudzie i błocie, a ich wydobycie wymaga trudu i ciężkiej pracy. Pomyślałem, że podobnie bywa z życiem we wspólnocie…
Sarb „kruszcowej góry”
Karczówka przywitała nas zapachem sosnowego lasu i śmiechem współbraci, z którymi dawno się nie widzieliśmy, lub widzieliśmy się zaledwie wczoraj. Jakkolwiek by nie było, właśnie takiego spotkania potrzebowaliśmy! Po siedmiu długich latach dzielących nas od ostatniego forum, udało nam się wreszcie zorganizować kolejne takie wydarzenie. Na „kruszcowej górze” zgromadzili się prawie wszyscy jezuici w formacji z obu polskich prowincji. W programie znalazło się spotkanie z prowincjałami i konferencja o. Tomasza Kota, ale też wyjście na paintball, saunę i basen.
Najważniejsze jednak, że znaleźliśmy czas na wspólnotowe spotkania i rozmowy. To one budują to, co najważniejsze – nasz skarb z „kruszcowej góry” – relacje przyjaźni, które z czasem przekładają się na jakość życia zakonnego i misji każdego z nas. W rozmowach ze współbraćmi najczęściej wracało właśnie to: dzięki takim spotkaniom poznajemy się i zacieśniamy braterskie więzi. – Najbardziej podobały mi się szczere, dobre, ufne i autentyczne rozmowy między nami, w których nie baliśmy się odsłonić tych bardziej kruchych kawałków siebie – napisał po zakończeniu spotkania jeden z jego uczestników Mateusz Odachowski.
Ignacy miał świadomość, że fundamentem zakonu nie mogą być przepisy i regulacje prawne, ale przyjaźń tych, którzy zamierzają służyć razem pod sztandarem Krzyża. Zewnętrza struktura jest tylko po to, by to ułatwiać. Stąd nasz założyciel tak duży nacisk kładł na budowanie relacji między współbraćmi, a tych, którzy znajdowali się daleko, prosił by prowadzili regularną korespondencję. Taka postawa Ignacego wynikała z doświadczenia pierwszej wspólnoty paryskiej, w której niezwykle różne charaktery połączyła przyjaźń, miłość do Jezusa i wspólny cel.
Choć od czasów Ignacego minęły wieki, to jedno się nie zmienia – my współcześnie również potrzebujemy budować przyjaźnie w Panu. Tylko w ten sposób mamy szansę tworzyć prawdziwą wspólnotę zakonną – rodzinę życzliwych i wspierających się osób, która – jak uważał Ignacy – jest misją samą w sobie. To wcale nie pusty frazes – Ewangelię głosi się najskuteczniej dzięki chrześcijańskiemu życiu. Papież Franciszek, zachęcając do dawania świadectwa o Chrystusie, często powtarzał: „zawsze głoście Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, także słowami!”.
Przyjaźń ma siłę zapalić świat
Gdy Ignacy przybył do Paryża, znalazł się w jednym z centrów dyskusji reformacyjnych. Z jednej strony dynamicznie rozwijała się na tamtejszym uniwersytecie refleksja na temat chrześcijaństwa i Kościoła, a z drugiej można było zaobserwować rozpaczliwe zabiegi o utrzymanie autorytetu tej szacownej instytucji, która zdawała się kruszyć i upadać. Te doświadczenia pozwoliły Ignacemu rozeznać się w sytuacji, zrozumieć procesy zachodzące w ówczesnym Kościele i społeczeństwie, sprawiły, że nasz założyciel – pisząc Konstytucje dla nowego zakonu – „uszył” je na miarę ówczesnego Kościoła.
Dziś, podobnie jak w XVI, Kościół wydaje się organizacją w likwidacji, tracącą wiernych, poddaną licznym skandalom, nadużyciom i słabościom. Ostatnie sondaże mówią o gwałtownym spadku autorytetu Kościoła i księży. Nie wydajemy się adekwatną odpowiedzią na problemy, które przeżywa świat. Topnieje także samo Towarzystwo, które wobec zmniejszającej się liczby powołań wymaga restrukturyzacji i przemian (tego dotyczyło między innymi spotkanie z o. Tomaszem Kotem, które odbyło się w ramach forum). W podobnych okolicznościach musiał odnaleźć się Ignacy, który przystępując do dzieła budowania – jak się okazało – nowego zakonu, postawił nie tylko na reguły, przepisy i praktyki pobożnościowe, ale przede wszystkim na przyjaźń w Panu, która – jak wierzył – ma siłę zapalić świat.
Nasz generał, o. Arturo Sosa, podczas pobytu w Krakowie powiedział, że zmniejszająca się liczba jezuitów i kryzys całego Kościoła nie muszą być odczytywane jedynie w kluczu tragedii, ale także szansy, którą daje nam Pan. Dzięki większej kameralności Towarzystwa możemy postawić bardziej na relacje niż struktury. – Zmniejszająca się liczba jezuitów nie przeraża nas, ale jest okazją do budowania silniejszych więzi z tymi, którzy są. I to daje mi nadzieję, że w moim powołaniu nie jestem skazany na indywidualizm, ale na współpracę z tymi, których znam – podkreślił Mateusz Odachowski.
Podobnie uważa jeden z organizatorów spotkania Andrzej Pietrzyk: – Cieszę się z tego, że wielu z nas nie wpada w rozpacz czy kryzys z powodu zmian społecznych i tego, że „kiedyś to było”… A teraz? Nasze życie i nasze powołanie jest właśnie teraz – nie w przeszłości czy przyszłości. To ciągle chcę sobie przypominać i do tego wracać – wyznał jezuita.
Jesteśmy w tym razem
Stąd pomysł zorganizowania forum jako powrotu do korzeni – do budowania przyjacielskich relacji, które są najlepszą glebą ewangelizacji i jak magnes przyciągają kolejnych młodych ludzi. Nie jest to proste zadanie, zważywszy, że wśród nas są współbracia z różnych stron świata, a nawet z krajów między którymi toczy się obecnie wojna – z Ukrainy i z Rosji. Różnimy się także wiekiem oraz etapem formacji – w forum uczestniczyli jezuici z filozofii, magisterkowicze, studenci teologii oraz diakoni. – Jeżeli jednak coś może pomóc nam głębiej przeżywać nasze jezuickie powołanie, to właśnie doświadczenie, że jesteśmy w tym razem. Te wszystkie wspomniane różnice były tak naprawdę kolejną świetną okazją żeby zobaczyć, jak Bóg niesamowicie i kreatywnie buduje najmniejsze Towarzystwo – podsumował jeden z organizatorów spotkania, Jakub Majchrzak.
Z kolei Andrzej Pietrzyk zauważył, że pomimo trudów związanych z organizacją, forum było przede wszystkim doświadczeniem Bożego prowadzenia. – Przygotowując ten czas mieliśmy dość jasne intuicje, że najważniejsze są: spotkanie, rozmowa i wzajemne poznanie, które dzieje się w zaufaniu. Osobiście czułem, że ważne jest szukanie dobra, jak to zwraca uwagę św. Ignacy (we wszystkim szukać Boga). Ja chyba najbardziej znalazłem Go w tym, że wszyscy obecni współbracia deklarowali, że chcieli przyjechać. Oddać te kilka ostatnich dni wakacji wspólnocie. To było piękne – dodał jezuita.
Najcenniejszy dar
Po powstaniu styczniowym, w którym bernardyni z Karczówki wzięli czynny udział, władze postanowiły pozbyć się krnąbrnych zakonników. Car nakazał likwidację klasztoru i konfiskatę mienia a samych bernardynów przeniósł do Wielkowoli. Władze pozwoliły zostać tylko jednemu bratu –dwudziestoośmioletniemu Kolumbianowi Tomaszewskiemu. Chyba nawet car nie spodziewał się, że samotnie wytrwa on na wzgórzu przez następne 50 lat, stając się oparciem dla mieszkańców Kielc, ocaleniem dla klasztoru i jego sakralnego charakteru.
Ojciec Kolumbian Tomaszewski, choć na pół wieku został sam jak palec, nie zamknął się w swojej samotności, stał się „współbratem” całego miasta, którego mieszkańcy znajdowali w nim oparcie i pocieszenie w niełatwych czasach. Swoją samotność przemienił w dar dla innych, którzy dzięki niemu odzyskiwali pokój i nadzieję. Opowieść o nim, którą w trakcie forum usłyszałem od pallotynów mieszkających obecnie na Karczówce, umocniła mnie jedynie w poczuciu wartości wspólnoty i wzajemnych relacji. Wytrwanie bez nich jest heroizmem, postrzeganym jako wyczyn godny legendy.
Tak jak górnicy z trudem wydobywali ukryte w ziemi skarby, tak i my – jezuici w formacji – odkrywamy najcenniejszy dar, jaki Pan powierza nam na drodze powołania: siebie nawzajem. To właśnie wspólnota, przyjaźń i wzajemne wsparcie okazują się złotem, które jaśnieje najpełniej, gdy dzielimy się nim z innymi. Forum w Karczówce przypomniało nam, że nie idziemy tą drogą samotnie – jesteśmy w tym razem, a nasza przyjaźń w Panu ma moc nie tylko umacniać nas, lecz także zapalać świat.