„Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? Jezus mu odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»” (Mt 3,13-17).
1. Jan udzielał chrztu w Betanii Zajordańskiej, a przyjmującymi chrzest byli głównie Judejczycy. Tymczasem przyszedł Jezus z Galilei. „Do tej pory nie było mowy o pielgrzymkach z Galilei; zdawało się, że wszystko pozostaje w granicach Judei. Istotnej nowości nie stanowi jednak samo przyjście Jezusa z innej strefy geograficznej. Istotną nowością jest to, że On – Jezus – chce otrzymać chrzest. Że wchodzi w szary tłum grzeszników, oczekujących na brzegach Jordanu. Częścią składową chrztu było także wyznanie grzechów. Sam chrzest był wyznaniem własnych win i próbą porzucenia starego życia i otrzymania nowego. Czy Jezus mógł to uczynić? Jak mógł On wyznać grzechy? Jak zerwać z dotychczasowym życiem z myślą o nowym?” (Benedykt XVI).
Pytania, które stawia papież Benedykt nie są jedynie retoryczne. Musieli z nimi zmagać się starożytni chrześcijanie. Oczywiście, że Jezus, który nie miał nawet cienia grzechu, nie potrzebował chrztu, podobnie, jak nie potrzebował obrzezania, czy przestrzegania innych przepisów starego Prawa. Jednak stanął w grupie grzeszników. W ten sposób wszedł do końca w człowieczy los, ludzką słabość, nędzę, grzech. „Zbrukał się” grzechami, które pozostawiano w Jordanie, by później wyzwolić z nich ludzkość poprzez krzyż. Najlepszym sposobem dogłębnego spotkania Jezusa jest więc świadomość własnej grzeszności i potrzeby zbawienia. Odcięcie się od grzeszników, przekonanie, że jest się innym, lepszym, sprawiedliwym jest wykluczeniem siebie z relacji z Jezusem.
Trudności ze zrozumieniem Jezusa miał również Jego prekursor. Jan Chrzciciel dobrze rozumiał swoją misję. Była ona trudna; wymagała pokory, wyrzeczenia, rezygnacji, utraty uczniów. Sam Jan określił ją jako umniejszanie: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). Z chwilą wskazania Jezusa jako Mesjasza właściwie została zakończona. Odtąd będzie czynił wszystko, by Jezus mógł w pełni zrealizować swoje posłannictwo, będzie wtapiał swoje małe życie w wielkie życie Jezusa.
Wydarzenie nad Jordanem dowodzi, że pójście drogą Jezusa wymaga pokory. Gdy Jezus prosi swego kuzyna o chrzest, ten wzbrania się, czuje się niegodny, ma świadomość pewnego dystansu, dlatego pyta zdziwiony: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. Jednak Jezus prosi go cierpliwie: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe”. „W świecie, w którym żyje Jezus, sprawiedliwość sprowadza się do odpowiedzi człowieka na Torę, jest przyjęciem całej woli Bożej, niesieniem jarzma królestwa Bożego” (Benedykt XVI). Kościół Wschodni w sławach Jezusa widzi antycypację wydarzeń z Ogrodu Oliwnego: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39). W takiej interpretacji „całe znaczenie chrztu Jezusa, niesienie przez Niego „całej sprawiedliwości”, ukaże się dopiero na Krzyżu: chrzest ten jest zgodą na śmierć za grzechy ludzkości. (…) W ten sposób zrozumiałe staje się również, że w przepowiadaniu Jezusa słowo „chrzest” oznacza Jego śmierć” (Benedykt XVI).
Jan oczywiście nie mógł o tym wiedzieć. Znając swoje miejsce, był przekonany, że to Jezus powinien go ochrzcić, a nie odwrotnie. Jednak, słuchając argumentów Jezusa, rozumie, że Boże postanowienie jest inne i przechodzi z własnej, ludzkiej logiki na Bożą i chrzci Jezusa. Ma świadomość, że prośba Jezusa przekracza jego kategorie myślenia, jednak powinien czynić wszystko, czego On chce. Jan Chrzciciel uczy ten sposób, że posłuszeństwo Bogu (nieraz wymagające i niezrozumiałe) jest ważniejsze niż własna, nawet najwznioślejsza wizja oddawania Mu chwały.
Czy mam świadomość własnej grzeszności? W jaki sposób otwiera mnie ona na Zbawiciela? Co dla mnie oznacza „umniejszanie się”, pokora? W jaki sposób „wtapiam” moje małe życie w życie Jezusa? W jakich sytuacjach czuję się niegodny? Jak rozumiem sprawiedliwość? Co dla mnie jest ważniejsze: posłuszeństwo Bogu czy własna wizja oddawania Mu chwały?
2. Święty Łukasz podkreśla, że dalsze wydarzenia miały miejsce podczas modlitwy Jezusa, czyli najbardziej intymnego zjednoczenia z Ojcem. Otwarło się wówczas niebo. Izajasz wołał: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” (Iz 63,19). Ta dramatyczna prośba proroka została wysłuchana nad Jordanem. W chwili chrztu Jezusa otwiera się niebo, Więź między Bogiem a człowiekiem, która została zerwana jednostronnie przez człowieka, zostaje ponownie przywrócona. Człowiek wchodzi na nowo w orbitę miłosierdzia i łaski. Wyraża to sam język Jezusa, który różni się znacznie od przepowiadania Jana Chrzciciela. Jan mówi o karze, gniewie Bożym, akcentuje sprawiedliwość. Jezus mówi przede wszystkim o miłości, dobroci i miłosierdziu Ojca.
Gdy Jezus się modlił „Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica” (Łk 3,22). Egzegeci w rożny sposób interpretują gołębicę. Mamy tutaj odniesienie do Ducha, który unosił się nad pierwotnym chaosem, gdy Bóg kształtował świat. Gołębica pojawia się również po potopie, gdy przynosi Noemu radosną wiadomość o ustąpieniu wód, czyli końcu kary Bożej. W poezji i Biblii gołębica symbolizuje miłość. „Gołąbko ma, ukaż mi swą twarz i daj mi usłyszeć swój głos” – mówi oblubieniec do ukochanej w Pieśni nad Pieśniami (Pnp 2,14). W czasie chrztu Jezusa miłość Boża znów spłynęła na świat. Bóg w Jezusie ukazał „swą twarz i dał usłyszeć swój głos”.
Darowi Ducha, konkretnemu, wyrazistemu i lekkiemu jak lot gołębicy (I. Gargano) towarzyszy głos Boga Ojca: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Autor listu do Hebrajczyków pisze: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1-2). Bóg przemówił przez Syna językiem miłości: „Ty jesteś moim umiłowanym synem, Ty jesteś królem Izraela, Ty jesteś synem Dawida, Ty jesteś w całym znaczeniu tego słowa namaszczonym, Ty jesteś Izaakiem obietnicy, Ty jesteś tym, który objawił całe dobro, jakie nosiłem w sobie jeszcze przed założeniem świata” (por. Ef 1,4). Tak jak rodzice przelewają na dziedzica wszystko, co mają; wszystko, czym są, tak ten głos, który materializuje się w niebie, wskazuje, że na Jezusa z Nazaretu Bóg Izraela przelał wszystko, co ma; wszystko, czym jest” (I. Gargano).
W obrzędzie chrztu Jezusa uczestniczy więc cała Trójca Przenajświętsza: Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty. Bóg Ojciec jest głosem, wypowiada Słowo, rodzi Syna: „Tyś Synem moim, ja Ciebie dziś zrodziłem” (Ps 2,7). Syn Boży objawia pokorę Boga, wchodzi we wspólnotę z grzesznikami, ogałaca się. Duch Święty, który jest miłością, „unosi się między Ojcem i Synem”. Jakby „łączy” ich; czyni Jednym. Trójca Święta towarzyszy również początkowi życia duchowego w czasie sakramentu chrztu. Bóg Ojciec wypowiada te same słowa, które wypowiedział nad Jezusem: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. Jezus zaprasza do intymnej relacji i przyjaźni z sobą. Duch Święty napełnia Bożą miłością: „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5).
Czy doświadczyłem otwarcia nieba nade mną? W jakich okolicznościach? Jak wyobrażam sobie „twarz „ Boga? Które słowa Boga (Jezusa) są dla mnie szczególnie ważne? Dlaczego? Jaka jest moja relacja z Trójcą Świętą? Jak często modlę się do Trójcy Świętej?
Więcej w książce: „Powiew Ducha. Medytacje biblijne, WAM
fot. Pixabay