(fot. Krzysztof Kołacz)

(fot. Krzysztof Kołacz)

Drodzy Bracia i Przyjaciele w Panu.

Z wielką radością zwracam się do całego Towarzystwa w dniu, w którym Papież Franciszek ogłosił świętym Piotra Fabera, „cichego towarzysza” należącego do pierwszego pokolenia jezuitów. Jest to również dzień urodzin Ojca Świętego, który zapragnął dać przy tej okazji całemu Kościołowi powszechnemu prezent, który dla niego samego jest znaczący i cenny.

Kanonizacja Piotra Fabera zbiega się z innym wielkim wydarzeniem na naszej drodze, w jezuickim kairos : mianowicie z dwusetną rocznicą przywrócenia Towarzystwa w 1814 roku. Nie ulega wątpliwości, że w naszym towarzyszu z Sabaudii możemy odnaleźć inspirację i energię dla naszej dynamicznej odnowy, tak osobistej, jak i wspólnotowej, odnowy naszego życia jezuickiego, będącego ciągłym pielgrzymowaniem. Przejrzysta i spontaniczna wiara, podobna do wiary dziecka, która prowadziła Fabera, musi nam pomagać w tym, abyśmy w „Jego Towarzystwie” pozostawali pełnymi wiary według naszego ignacjańskiego stylu, w „Tym, który jest i który wszystko w nas czyni, Tym, przez którego wszystkie byty mają istnienie i ruch, w Tym, w którym wszystkie byty trwają” (Dziennik 245).

„Błogosław, duszo moja, Pana, i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach!”. Ten werset z początku Psalmu 103 został wybrany przez Piotra Fabera, aby w sekrecie otworzyć drzwi swojego serca w jego Dzienniku. Werset ten w kilku słowach podsumowuje głębokie podejście Fabera do życia i do Boga: błogosławieństwo, pamięć i wdzięczność.

Ludzkie i zakonne zalety, a także niezwykłe dzieła innych jezuitów, którzy byli jego towarzyszami (Ignacy, Ksawery, Laynez, Borgiasz czy Kanizy), mogły rzucić pewnego rodzaju cień na osobę i dzieło Piotra Fabera, pozostawiając go w pełnym szacunku zapomnieniu. Dziś zaś zauważamy w jego życiu i dziedzictwie sposób postępowania, który jest ściśle ignacjański oraz głęboko zakorzeniony w osobie naszego Pana. Faber był towarzyszem Jezusa.

Faber zmarł 1 sierpnia 1546 roku w Rzymie, mając zaledwie czterdzieści lat. Kilka dni wcześniej przyjechał z Coimbry do Wiecznego Miasta, wyczerpany długą i ciężką podróżą. Po Janie Codure, zmarłym w 1541 roku, został drugim z towarzyszy paryskich, którzy odeszli do domu Pana. Podczas gdy jego przyjaciele: Laynez, Salmeron i Jay nadal na niego czekali, spodziewając się go spotkać w Trydencie, po Europie zaczęła krążyć już wieść, że „Magister Faber znalazł miejsce na lepszym Soborze, ponieważ opuścił to życie 1 sierpnia” (Monumenta Lainii I, 52).

Czego nas dziś uczy „Magister Faber”, prawie 470 lat po swojej śmierci, swoją pedagogiką cichości, która to była jego sposobem postępowania? Czego możemy się uczyć „jeśli oddamy się Chrystusowi i pozostawimy mu możliwość zajęcia samego centrum naszego serca?” (Dziennik 68).

Opatrzność zapragnęła, żeby pod koniec września 1529 roku na trzecim piętrze Kolegium Świętej Barbary spotkali się trzej studenci: Piotr Faber, Franciszek Ksawery i Ignacy Loyola. Po pięciu latach wspólnego życia studenckiego, podczas Eucharystii odprawianej przez Fabera 15 sierpnia 1534 roku, serca siedmiu pierwszych „przyjaciół w Panu” skierowały się ku temu samemu pragnieniu: Jerozolimie. Zaczynał się jeszcze nieprzewidywany wówczas projekt: Towarzystwo Jezusowe. Przetrwał on, zachowując niezwykłą żywotność aż do naszych czasów.

Ignacy, wyjeżdżając do swojej rodzinnej Azpeitii w marcu 1535 roku, pozostawił „Magistra Fabera, jako naszego starszego brata„ (określenie użyte przez Layneza piszącego do Polanco [FN I, 104]), aby czuwał nad zdrowiem i wzrostem wspólnoty. Jak zatem Piotr Faber prowadził tę wspólnotę? Dzięki jego uwadze i przyjaźni, owo „najmniejsze Towarzystwo” nie przestało wzrastać w liczbie i cnocie, przyjmując na początek, dzięki rozmowom i Ćwiczeniom, Claude’a Jay, Jean’a Codure i Paschazego Broeta. Później pojawili się Franciszek Borgiasz i Piotr Kanizy. Ogień, który płonął w jego sercu, zapalał inne płomienie. W Piotrze Faberze widzimy brata, który troszczył się o „jedność serc”, o zachowanie i wzrost ciała, o budowanie jego ukochanego „Towarzystwa Jezusowego”, jako brata mającego silne pragnienie, aby „wszelkiego rodzaju dobre pragnienia oraz pełnia świętości i sprawiedliwości przed Bogiem wzrastały w Towarzystwie” (Dziennik 196).

W 1577 roku, trzydzieści jeden lat po śmierci Fabera, Szymon Rodriguez mówił na jego temat: „W traktowaniu i rozmowach z ludźmi miał taką delikatność i pociągające, przyjazne podejście, jakich nigdy w życiu u nikogo nie widziałem […]; ta łagodność zdobywała dla Boga serca tych, z którymi się spotykał”. Faber jest dla nas mistrzem boskiej retoryki, kimś, kto „z każdej rzeczy, nie urażając nikogo, potrafił znaleźć sposób na mówienie o Bogu” (Monumenta Broetii, 453). Na początku 1534 roku odprawił on Ćwiczenia Duchowe z Ignacym, niedaleko Świętego Jakuba w Paryżu. Od tego momentu Faber wszedł w wewnętrzne poznanie tej metody rozmowy między Stwórcą a stworzeniem, w sposób postępowania, który potem potrafił dzielić ze swoimi bliźnimi z delikatnością i szczerością. Ignacy mówił o nim, że „zajmował on pierwsze miejsce jak chodzi o sztukę udzielania Ćwiczeń” (Da Camara, Memoriale, 658). Rozpoznajemy w Faberze człowieka o charyzmacie ignacjańskim, ukształtowanego przez Ćwiczenia, gotowego do szukania i odnajdywania Boga we wszystkich rzeczach, zawsze twórczego, kiedy trzeba było „uczyć sposobu i uporządkować” modlitwę tak różnych ludzi, w tak różnych sytuacjach.

Jego rozmowy przynosiły owoce, ponieważ wypływały z jego wnętrza, w którym mieszkał Bóg. Badając życie duchowe Fabera, odkrywamy mistyka żyjącego w historii i w świecie, zakorzenionego w czasie, ale żyjącego z otrzymanego daru, który „zstępuje z góry” (ĆD 237). Każde okoliczności, każde miejsce i każda chwila dawały Faberowi możliwość spotkania z Bogiem. Magister Faber jest przede wszystkim autentycznym mistrzem modlitwy. Przeżywa swoją przyjaźń z Jezusem na podstawie tajemnic życia Chrystusa, „lekcji od Ducha”, dawanych mu na drodze jego powołania, aby upodabniał się do Niego. Kontemplował on te tajemnice z pobożnością i wiedział, jak „wyciągać z nich korzyść”. Faber modlił się, prowadząc nieustanne kolokwium z Jezusem i Maryją, z aniołami i świętymi, z męczennikami i jego „osobistymi świętymi”, wśród których kontemplował wielkiego wychowawcę i mistrza swojej młodości, Pierre’a Velliarda, którego uważał za świętego. Modlił się, patrząc na przyrodę, przemijanie pór roku, modlił się przeciwnościami i chorobami. Modlił się za Kościół, Papieża, Towarzystwo, za heretyków i prześladowców. Modlił się ciałem i zmysłami. Był on człowiekiem wierzącym w nieustającą modlitwę, w życie zamieszkane przez Tajemnicę, przekonanym, że Bóg uczynił z niego swoją świątynię i że pozostaje z nim w nieustannym kontakcie.

To zapewne w tym duchu, solidnie zakorzenionym w Chrystusie, jego tak zróżnicowana i płodna działalność apostolska odnalazła swój sens: katechizowanie dzieci, kazania na dworach, kolokwia w Niemczech, założenie kolegiów w Hiszpanii (Alcalá, Valladolid) oraz w Niemczech, wykłady z teologii w Rzymie. Fabrowi dane było czuć i smakować to, co jeden z niego towarzyszy nazywał później „kontemplacją w działaniu”.

Wśród tych działań Faber dał się poznać również jako mistrz pojednania. Ignacy znał jego niezwykły dar rozmawiania i nie zawahał się posłać go w samo serce skonfliktowanej Europy. Jest to jeden z najbardziej znaczących przykładów posług, w które hojnie angażowali się pierwsi jezuici: „jednanie zwaśnionych” (Formuła Instytutu [1550], I). W pełnej zgodności z duchem naszej ostatniej Kongregacji Generalnej, Faber intensywnie pracował nad utrzymaniem jedności i budowaniem pokoju w Europie, będącej w teologicznym napięciu pomiędzy przeciwnymi stronnictwami, zadającej pytania natury religijnej i doświadczającej konfliktów polityczno- kościelnych. Worms (1540) i Ratyzbona (1541) były dwiema scenami, na których działał Faber, aby odnaleźć porozumienie i zgodę, które to, jak z bólem zauważał, coraz trudniej było osiągnąć. Faber łączył w sobie pietas et eruditio, teologiczną głębię w mądrej i dyskretnej duchowej formie, co pozwalało mu wykonywać odpowiednie gesty czy wypowiadać odpowiednie dla chwili słowa. Nosił w sobie jedną z głównych zasad Ćwiczeń: staranie o to, aby „ocalić wypowiedź bliźniego” (ĆD 22). „Kto pragnie być użytecznym w rozmowie z heretykami, musi mieć w sobie dużo miłości wobec nich, musi ich prawdziwie kochać”, porozumiewając się z nimi „przyjaźnie” (Monumenta Fabri, 399-402). Taki sposób postępowania Fabera ukazuje nam, jak u początków wyglądało nasze współczesne powołanie do pracy na granicach i do budowania mostów pojednania.

Podążając śladami i przykładem swojego drogiego towarzysza z Paryża, Faber również stał się Pielgrzymem, wcielając w swoje życie mistykę wędrowania, tak charakterystyczną dla pierwszych jezuitów. „Mówiło się, że Faber urodził się, aby nie móc spokojnie pozostawać na stałe w jednym miejscu” pisał sekretarz Towarzystwa (Monumenta Ignatiana, Epistolae I, 362). Kilometry, które przemierzył przez Europę swoich czasów, można liczyć w tysiącach – świadczą one o jego wyrzeczeniu, dyspozycyjności i posłuszeństwie. Często widział siebie wśród „tak wielu wędrówek i wygnań” (Monumenta Fabri, 419-420) jako człowieka „wiecznie będącego cudzoziemcem […]. Będę pielgrzymem w tych wszystkich miejscach, do których mnie poprowadzi wola Boża, tak długo, jak będę żył” (Monumenta Fabri, 255). Ta wola, którą Faber łączył spontanicznie ze swoim poczuciem posłuszeństwa, znajdowała echo w słowach setnika, które wypowiedział do Jezusa: „Mówię temu: Idź! – a idzie; drugiemu: Chodź tu! – a przychodzi” (Mt 8, 9). „To dla Niego samego – dla Jezusa – mieszkam w tylu miejscach […], znajdując się często w miejscach dotkniętych lub zagrożonych wszelkimi rodzajami chorób”, w zimnie, zmęczeniu, w złej pogodzenie, w ubóstwie”. Ale Faber zawsze potrafił zachować swoje kontemplatywne spojrzenie: „niech będzie błogosławiony na wieki ten, który nas chronił w tych wszystkich okolicznościach, mnie i tych, których sytuacja była identyczna albo inna (Dziennik 286).

Mamy dziś powody, aby z radością uznać w Piotrze Faberze naszego „starszego brata”. Jego obecność jest dla nas błogosławieństwem, przypomina nam o pokorze i o nieustannym powracaniu do naszego „najmniejszego Towarzystwa”. Stojąc obok niego, oddalamy się od pokusy pustego triumfalizmu czy poczucia naszej wszechmocnej obecności. Faber wyraża sobą powołanie do kierowania spojrzenia przede wszystkim na Boga, we wszystkim poszukując wypełniania Jego woli w tym Instytucie, który należy do Niego (por. Formuła Instytutu I). Faber wyraża również powołanie do troski o ciało Towarzystwa, powołanie do dialogu i do bezwarunkowego otwarcia, do posłusznej dyspozycyjności i ufnego porzucenia siebie. Przy Faberze sprawy nabierają sensu: „Ty mi to wszystko dałeś – Tobie to, Panie, oddaję”.

Przy okazji kanonizacji naszego „przyjaciela w Panu”, po raz kolejny zauważamy z „prawdziwą radością” (ĆD 329), poczuciem zaskoczenia i wdzięczności, jak bardzo Bóg jest bliski Towarzystwu: Jego nieskończona dobroć przychodzi dziś do nas i nam błogosławi, wraz z pamięcią i obecnością Piotra Fabra między nami.

Z braterskim pozdrowieniem

Adolfo Nicolas S.I.
Przełożony Generalny

W Rzymie, 17 grudnia 2013 r.