Niekiedy uważano, że nauka o Trójcy Świętej jest tak wzniosła, iż nie ma nic wspólnego z życiem konkretnego człowieka i społeczeństwa. Choć to przecież fundament i wyróżnik chrześcijaństwa, to jednak długo trudno było przełożyć tę naukę na praktyczne konsekwencje.
Szukając odpowiedzi na pytanie, co w życiu powinien zmieniać fakt, że Bóg jest Trójjedyny, trzeba wyjść od doświadczenia. Odnaleźć Trójcę Świętą w sobie. Już św. Augustyn oraz inni Ojcowie Kościoła poszukiwali w stworzeniu, a szczególnie w człowieku tzw. śladów Trójcy, vestigia trinitatis in creatura. Św. Augustyn mówił, że tym, co jest obrazem Trójcy w człowieku są jego trzy władze: rozum, wola, pamięć. Były też inne teorie na ten temat. Jak dzisiaj, po wiekach teologicznej refleksji, można by próbować odnaleźć Trójcę w sobie i co to nam daje?
Jedyna w swoim rodzaju wspólnota
W dzisiejszej teologii podkreśla się, że Trójca Święta to wspólnota Bożych Osób. Jest to wspólnota szczególnego rodzaju, bo stanowi ścisłą jedność w różnorodności, w której Osoby całkowicie dają siebie innym i są całkowicie przyjęte. Sytuacja niemożliwa do osiągnięcia przez ludzi. Jedność ta powstaje dzięki perychorezie, wzajemnemu przenikaniu się, dogłębnej komunikacji Bożych Osób – prawdziwej Miłości. Czy można jakoś w sobie odnaleźć echo takiej Wspólnoty?
Echo takie musi się w nas nieść. I niesie się. Jesteśmy stworzeni przez Trójcę. W Księdze Rodzaju czytamy: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (1, 27). Stworzenie „dwujedynego” człowieka było pierwszym czynem Trójjedynego Boga! Czyn Boga odpowiada więc wspólnotowej naturze Boga. Można przypuszczać, że ów czyn zostawił jeszcze coś więcej w człowieku. Nie tylko różność, ale i jedność.
Śladem pozostawionym przez Trójjedynego w człowieku jest fundamentalne pragnienie dogłębnej komunikacji, tworzenia wspólnoty i jedności. To jest fakt doświadczany przez każdego z nas. Nasza struktura psychiczna, duchowa i cielesna – wszystko dąży do tego, by stworzyć wspólnotę z drugim człowiekiem i z innymi ludźmi. Gdy dwoje radykalnie odmiennych osób, mężczyzna i kobieta, budują komunikację, to zaraz otwierają się na kolejną osobę, na dziecko. To jest jakby wzorcowy przykład egzystencjalnej sytuacji człowieka przenikniętego wspólnotowością.
Echa Boga w nas
Pewna osoba po wielu trudnych i bolesnych poszukiwaniach tego, kim naprawdę jest, tak wyraziła swoje najważniejsze odkrycie: Chodzi mi chyba o to, aby ktoś mnie głęboko czuł i abym ja wzajemnie tego kogoś głęboko czuła. Zdanie wydobyte z samej głębi serca, odnalezione na jego dnie! Tam zamieszkuje w nas Trójjedyny. W Nim jest właśnie coś takiego: wzajemne głębokie przenikanie i czucie Trzech Osób, komunikacja i porozumienie. A my, ludzie stworzeni na Boży obraz i podobieństwo, nosimy w sobie te pragnienia, są one naszą naturą. Pragniemy być wysłuchani, zrozumiani i przyjęci. Gdy dosłyszymy to w sobie, odkrywamy coś o Bogu. On także chce nas przenikać i pragnie, byśmy Go przenikali i czuli. I gdy po śmierci wprowadzi nas do swojego wewnętrznego życia, tak właśnie będzie.
Ale nieraz zdarza się, że w naszym sercu odkrywamy coś innego. Chcemy być jak Bóg, ale jak nietrynitarny Bóg. Oto inna osoba, także szukając prawdy o sobie, odkryła całkiem coś przeciwnego: Tkwi to we mnie jak drzazga, gdzieś w duszy: czuję, że w sercu ukryta jest wielka duma i pycha, i ta dręcząca chęć, by być jak Bóg, która nie wiem nawet skąd się bierze. To brzmi jak echo szatańskiej interpretacji śladu Boga w nas (por. Rdz 3, 5). Tak, niesie się w nas echo wielkiego zafałszowania Boga: pokusy do samotności, do zamknięcia, bycia jak bóg, który nikogo nie potrzebuje, jest samowystarczalny, nikt go nie może zranić lub zniszczyć.
Trójjedyny w nas to nadzieja
Jakiś czas później ta sama osoba pisze: Zrozumiałam, że patrzę na życie przez okulary zranienia, i że to sięga tak głęboko, że obwiniam Boga za stworzenie nas tak, że jesteśmy wzajemnie od siebie zależni. Ale również głęboko w sercu wiem, że jest we mnie miłość, życie, i wszystko od tego pochodzi, że ta miłość nie jest narzucona mi z góry jako nakaz, że ta miłość jest właściwie moją naturą, i że podążanie za nią kreuje świat na nowo, życie i mnie na nowo. Jest w nas to zmaganie echa Trójjedynego Boga, który jest wspólnotą, i echa złego ducha, podsuwającego nam boga, który jest samotnością i izolacją. Dlatego wciąż na nowo potrzebujemy powracania na głębszy poziom serca, przedzierania się przez skorupy zranień, powierzchowność, pośpiech, by przypominać sobie, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Trójjedynego: dogłębnej komunikacji, przenikania i wspólnoty. Mamy wszystkie duchowe, psychiczne i cielesne dary, by je realizować. Potrzeba nasłuchiwania echa, natrafienia na ślad Boga w nas, by umocnić przekonanie, że na najbardziej pierwotnym poziomie jesteśmy stworzeni do komunikacji, oddania, przyjęcia i wspólnoty, i wszelkie trudności – zawiedziona miłość, poczucie odrzucenia, trudne relacje w rodzinie, nawet małżeńska zdrada czy rozwód – są możliwe do przezwyciężenia. Jesteśmy w stanie zacząć od początku mocą Trójcy Świętej, która zamieszkuje w nas i w innych.