Media światowe „huczą”, a niektóre polskojęzyczne, zwłaszcza te katolicko-polskojęzyczne, próbują udawać, że ludzie i tak się nie dowiedzą. Czyżby chodziło o to, że lepiej przemilczeć niż analizować? Lepiej nie próbować zrozumieć?

Papież Franciszek na lotnisku w Boliwii (na wysokości 4150 m n.p.m.) dostaje od prezydenta tradycyjną torebkę boliwijską. Można napisać, że jest na niej napis „Boliwia 2015”. To prawda. Ale czemu pomija się zawartość tego woreczka? Przecież woreczek to tylko opakowanie! A w środku były liście koki, które na takiej wysokości ludzie normalnie (legalnie) żują, by przetrwać w Andach. Wiem, że to może szokować, dlatego trzeba tłumaczyć. Pozwolić ludziom lepiej się przyjrzeć. Tym bardziej że papieżowi zależało na tym geście. On był świadomy. Gdy wcześniej zaproponowano mu, by wypił specjalnie przygotowaną herbatkę z koki, odrzucił taką propozycję i poprosił o liście, by zachowywać się tak jak normalni ludzie. Niczego nie chciał ukrywać. Warto się nad tym zastanowić, a nie zamiast mówić o zawartości, opisywać opakowanie.

Podobne tendencje, niestety, można zaobserwować, gdy czyta się doniesienia na temat wymiany darów między prezydentem Boliwii (pierwszym Indianinem) a papieżem. Było ich kilka. Zostały wymienione. Ale wspomniane media „zapomniały” o jednym, choć „światowe” bardzo często publikowały zdjęcie właśnie tego. Chodzi o wyrzeźbiony sierp i młot z przybitym do niego wizerunkiem Ukrzyżowanego. Przyznaję, że to dość szokujące, zwłaszcza dla Polaków pamiętających PRL. Ale jakże daje do myślenia! Każe zastanowić się nad katolicyzmem tamtych ludów, nad historią Kościoła w Boliwii, historią naznaczoną krwią męczenników.

Może ktoś się obawiał, że taki prezent postawi papieża w złym świetle? Wystarczyło mocniej „pogrzebać”, by zauważyć, iż Franciszek, kiedy wraz z tą „rzeźbą” (krucyfiksem?) otrzymał od Moralesa medalion z podobnym wizerunkiem, prawie natychmiast go zdjął. Różnie to można interpretować. Ale przy okazji byłoby np. wskazane przywołanie papieskich słów o młodzieży, która niestety ulega różnym ideologiom, gdy nie ma oparcia w silnej i zdrowej rodzinie (wypowiedzianych w czasie tej pielgrzymki).

Wspomniałem o krwi męczenników. Papież „przemawia” nie tylko słowami. Jego gesty obiegają świat, bo są wymowne. Miło było słyszeć o posiłku we wspólnocie jezuickiej, o odwiedzeniu po wielu latach kolegi-współbrata. To w Ekwadorze. W Boliwii Franciszek zatrzymuje się i modli na miejscu, gdzie zamordowano innego jego współbrata.

Luis Espinal, hiszpański jezuita, przyjechał do Boliwii, by dzielić się swoją wysoką kulturą. Uczył literatury. Był specjalistą od filmów. Stał się dziennikarzem (radiowym oraz prasowym) i to bardzo odważnym. Towarzyszył ludziom, m.in. podczas głodówki górników. Został porwany, gdy wracał z kina. Zabrano go do rzeźni i tam torturowano przez cztery godziny. Potem zastrzelono go. 17 strzałów. Ciało porzucono w górach. Zginął na dwa dni przed zastrzeleniem bł. abpa Oscara Romeo (w Salwadorze). Na pogrzebie o. Espinala było ok. 80 tys. ludzi. Największy pogrzeb w historii Boliwii.

Papież, gdy modlił się i wspominał jego męczeństwo, powiedział: „…nasz brat, ofiara interesów przeciwnych walce o wolność. Ojciec Espinal głosił Ewangelię i ta Ewangelia przeszkadzała, i dlatego został zamordowany”.

Zabito go, by zamilkł. Ci, którzy chcieli mu zamknąć usta, przegrali.

Czy warto „mydlić oczy” ornamentami i opakowaniami, by nie zauważono „treści”? Na jak długo to wystarczy?

Jacek Siepsiak SJ

Redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”.