„Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7,1-5)

*

Zaryzykuję stwierdzenie, że na podstawie czynów, zwykle nie można osądzić człowieka. Bo na zewnątrz, upomnienie Drugiego z miłością i próba dowalenia mu, mogą wyglądać łudząco podobnie. Różnica jest w intencji. A tej, bardzo często nie da się zobaczyć, patrząc z boku. Stąd potrzeba dużej ostrożności formułując swoje opinie na temat innych. I potrzeba dużo modlitwy o miłość. Żeby być w stanie dostrzegać dobre intencje u tego, kto mnie upomina. I żeby samemu kierować się prawdziwą miłością, kiedy Drugi wymaga, żeby go upomnieć.

Jednak gdzieś z tyłu głowy dzwoni: „Ja nie chcę, żeby ktoś mnie upominał, więc lepiej nie będę też zwracał nikomu uwagi – bo to nieprzyjemne”. I rzeczywiście może tak to działać, że będzie się trwało w takiej wzajemnej poprawności politycznej. Warto się przy okazji zastanowić: ile osób odpłynęło w ten sposób od swojego powołania, takiego czy innego…?

***