I niech wiedzą wszystkie królestwa ziemi, że Ty sam jesteś Bogiem, o Panie! 2 Krl 19, 9b – 36
Król Ezechiasz otrzymuje pogróżki od króla asyryjskiego. Dostaje list, że nic go nie powstrzyma od zajęcia Jerozolimy, a więc całego kraju. Nad królem więc i całym ludem zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Podobną pogróżkę dostał swego czasu Eliasz od królowej Izebel, która groziła mu śmiercią. Eliasz wtedy uciekł na pustynię i zaczął użalać się na swój los i życzyć sobie śmierci. Zamknął się w sobie i poprzez ucieczkę w sen próbował poradzić sobie z tym napięciem, jakie spowodowała w nim ta sytuacja.
Tymczasem król Ezechiasz czyni coś zupełnie innego. Idzie z tym listem do świątyni i rozwija go przed Panem. Nie próbuje sam rozwiązać tej trudnej sprawy, nie kombinuje, nie ucieka, nie zamyka się w sobie i nie rozpacza. Przyjmuje informację z rąk posłów i idzie na „naradę wojenną”. Bo to Bóg jest tym, który walczy. Bóg jest tym, który się troszczy i ocala. Zbyt często o tym zapominam i bliżej mi do Eliasza niż króla Ezechiasza.
Wraz z przeczytaniem Bogu listu od wrogów Ezechiasz wznosi do Boga modlitwę. Ta modlitwa zaczyna się słowami, które mają za zadanie ustawienie odpowiedniej relacji między Bogiem a królem. Król uznaje Boga jako swego Pana, uznaje Jego jedyność i to, że jest Stwórcą wszystkiego. Oddaje Mu w ten sposób cześć. Nie traktuje Go jak kumpla, nie poklepuje po plecach, lecz widzi kim jest Bóg, Stwórca i Pan wszechświata, a kim jest on sam – stworzenie, pył. W niczym to nie uwłacza jego godności. Dopiero kiedy taki właśnie stanie przed Bogiem, prosi Go, by otworzył swoje ucho i oczy na groźby, które kieruje król asyryjski. Ezechiasz wcale nie dba o to, że wróg uwłacza jego narodowi, lecz że „znieważa Boga żywego”. Bo naród wybrany to naród Boga. Jak ktoś zadziera z Izraelem, zadziera z Bogiem.
To ważne, bym miał świadomość bycia kruchym, słabym i grzesznym stworzeniem (niezależnie od zajmowanej pozycji w ludzkiej hierarchii) i równocześnie bycia tak ważnym, że sam Bóg staje w mojej obronie. Taką postawę miał Ezechiasz. Być wobec Boga uległym stworzeniem, prochem nieskończenie przez Niego kochanym. A wobec ludzi mieć świadomość swojej wartości, którą tenże Bóg mi nadał, co czyni mnie równy z innymi. Na tej płaszczyźnie może dojść do spotkania. Ale na tej samej płaszczyźnie nie muszę bać się gróźb wroga – podobnie, jak to widzę u Ezechiasza.
I Bóg czyni swoje dzieło. Ochrania i otacza opieką miasto. Czyni to przez wzgląd na… Siebie samego i na króla Dawida. Nie na Ezechiasza i jego prośbę, którą wysłuchał. Bóg jest wierny obietnicy danej dużo wcześniej niż krótkie życie Ezechiasza. Wróg odchodzi pobity, kiedy zamiast samemu kombinować, uciekam się do Pana jako jedynego Boga i Gwaranta mojego życia. Mam uciekać się do Pana w każdym położeniu, a nie uciekać od Niego, od trudów życia, od przeciwności i tego, co życie przynosi. To chwilami bardzo trudne, tym trudniejsze, im mniejszą mam świadomość tego, kim ja jestem i kim jest Bóg.