Jak glina w ręku garncarza… Jr 18, 1 – 6

Dwa teksty, które dziś rzuciły mnie w objęcia Boga. Choć wcale tak nie wyglądają. W pierwszym garncarz, który ubrudzonymi rękoma obejmuje glinę. Jego palce są mocne, stanowcze, ale zarazem delikatne, czułe, bez przemocy dotykające i tylko przez subtelne dotknięcie gliny rzeźbiące ją, wpływające na nią. Bóg w taki sposób postępuje ze mną. Obejmuje mnie, to znaczy ze wszystkich stron mnie otacza („w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” – św. Paweł). Nie ma takiej strony mnie i mojego życia, która nie byłaby ogarnięta przez Jego ręce.

Porusza mnie również to, że On nie boi się ubrudzić. Jestem materiałem żywym, a więc gliną, która reaguje na dotyk. Wiele razy w życiu zostałem przez ludzi dotknięty „do żywego”, dotknięciem wywołującym ból i teraz te miejsca są słabsze, czasem bolą i z lękiem boję się, by ktoś tych miejsc na nowo nie dotknął z przemocą. Bóg o tym wie. W tych miejscach Jego palce zaledwie muskają mojej gliny lub ręce rozchylają się, czyniąc więcej przestrzeni. Ale nadal mnie kształtuje i sprawia, że choć rana pozostaje (a może bardziej wyszczerbienie) to jednak nie boli. Również bardzo wiele razy próbowałem się wyślizgnąć z Jego rąk, bo przecież jako glina „wiem lepiej”, jak się powinno glinę obrabiać. O, głupoto i naiwności! A jednak… Choć wiem, że te ręce są dobre i nie zrobią mi nigdy krzywdy (bo nie mogą, gdyż Miłość nie jest w stanie czynić krzywdy), jednak wspomnienie innych rąk, które krzywdę robiły lub moje własne pomysły na życie (grzechy) sprawiają, iż próbuję się z troskliwego objęcia rąk Ojca „uwolnić”.

Drugi obraz niesie dla mnie podobne przesłanie. Królestwo niebieskie podobne do sieci zagarniające mnóstwo ryb (Mt 13, 47 – 53). Sieci, które obejmują wszystkich. Ale zobaczyłem to również w aspekcie bardziej wewnętrznym i ta sieć zagarnia całego mnie, a więc wszystko, co jest we mnie: dobre i złe. Ona obejmuje mnie całego. Poruszyło mnie to, że to dobro i zło, moje piękno i grzech mogą trwać aż do czasu wyciągnięcia sieci na brzeg. A w „międzyczasie” (czas trwania mojego życia) to, co złe ma szansę nawrócić się, przemienić. Dlaczego? Bo jest objęte przez sieć, nie wypada z jej „troski” (jeśli sieć może się troszczyć). Ale przecież mowa o królestwie niebieskim, więc Bogu, czyli Miłości.

Czuję się jak powracający syn marnotrawny, obejmowany czułymi i dającymi bezpieczeństwo dłońmi Ojca…