Przez ostatni tydzień odprawiałem swoje osobiste rekolekcje. Tematem było miłosierdzie. Przez jakiś czas będę jeszcze duchowo „trawił” te treści, więc w najbliższym czasie będę dzielił się tym, czym w tych dniach szczególnie oddycha moje życie duchowe – miłosierdziem Bożym.

***

Prostytutki przychodziły słuchać Jezusa. Pod Jego wpływem, życie wielu z nich się zmieniło. Nawróciły się. Dlaczego? Bo swoim stylem działania Jezus stwarzał klimat, który pozwalał im wrócić. Nie robił wymówek. Obiecywał odpuszczenie grzechów. I patrzył na nie „wzrokiem pełnym miłości”. Być może był pierwszym mężczyzną w ich życiu, który nie patrzył na nie przez pryzmat pięknych ciał, ale po prostu jako na osoby. Bo miłość to nie są komplementy. Komplementuje się za coś. Zresztą (jak zauważa jeden z moich jezuickich mentorów) sugerując w podtekście, że gdyby nie owa rzecz, za którą się komplementuje, to nie ceniłoby się tej osoby już tak bardzo… A kocha się Drugiego. Po prostu. Jezus tak kocha. I takiej miłości wobec innych oczekuje od swoich uczniów…

Mówi też: „I ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8,11). Nie dlatego, że „tak trzeba”. Nie grzesz, bo to cię niszczy. To też bardzo konkretny przejaw miłosierdzia – troska o prawdziwe dobro Drugiego. Jednocześnie proste wezwanie do autorefleksji: zobacz co tobie pomaga i rób to; zobacz co cię niszczy i staraj się od tego uwalniać.

***