Bóg jest Panem dziejów. To moje podstawowe doświadczenie religijne.

Kiedy byłem w liceum, jakkolwiek pretensjonalnie to brzmi, wszystko zaczynało się dobrze fajnie układać: i w życiu osobistym i muzycznie. Wchodziłem powoli, małymi kroczkami w świat muzyki: poznawałem świetnych muzyków, środowisko, robiłem coraz więcej rzeczy, które naprawdę mnie syciły artystycznie. Ale jakoś zupełnie niedługo przed maturą, zaczęła się pojawiać myśl o byciu księdzem (swoją drogą, to śmiechu warta historia, ale na inny wpis). W końcu po maturze podjąłem decyzję, że wstąpię do seminarium. Czyli podjąłem decyzję, że bardziej chcę być księdzem, niż muzykiem. Z jednej strony, po podjęciu decyzji duża radość i ulga – tego szukałem. Z drugiej – z każdym kolejnym tygodniem, wraz z zanikaniem (na skutek braku ćwiczenia) wypracowywanej przez lata techniki pianistycznej, czułem się trochę, jakby mi ktoś stopniowo upuszczał krew. Byłem wtedy zaangażowany w jakieś historie muzyczne, które bardzo mi pomogły, ale raczej na poziomie uczenia się pokory, niż jakiegoś rozwoju artystycznego.

Poznałem w tym okresie wiele osób, od których dużo się nauczyłem, z niektórymi do dziś się przyjaźnię. Zarówno spośród księży, jak i osób, które po prostu poznałem w tamtym okresie.

W międzyczasie, cały czas szukałem swojego miejsca w Kościele. I znalazłem – Towarzystwo Jezusowe, do którego wstąpiłem po dwóch latach spędzonych w rzeszowskim seminarium. Ówczesny prowincjał, kiedy powiedział mi, że mnie przyjmuje, zapowiedział, żebym się przygotował, że muzyka będzie ważnym elementem mojej misji w zakonie. Faktycznie – jak wspomniałem we wczorajszym wpisie, od kiedy wstąpiłem, nie brakowało mi sposobności do spotykania Pana Boga w muzyce. I do mówienia o Nim przez muzykę. Właśnie tutaj zacząłem odkrywać, że to wszystko co dotąd się działo w moim życiu, wbrew pozorom składa się w jedną, spójną całość. Zwłaszcza, kiedy organizowaliśmy koncerty ewangelizacyjne, w które oprócz osób, z którymi pracowałem na co dzień w Starej Wsi, angażowali się zarówno ludzie, z którymi grałem w różnych około jazzowych składach jeszcze w liceum, jak i osoby, które poznałem jako seminarzysta w Rzeszowie.

C.D.N.