Pewnie gdyby Zacheusz (zob. Łk 19,1-10) zadowolił się byciem-w-okolicy Jezusa, w jego życiu nic by się nie zmieniło. Ale był w nim święty niepokój, który odciągnął go od pracy, rodziny, może odpoczynku i zainspirował do wysiłku zobaczenia Jezusa z bliższa. Pan to docenił i zrobił znacznie więcej niż Zacheusz przypuszczał: nie tylko dał się zobaczyć, ale sam zauważył go i wprosił mu się do domu. To było tak mocne doświadczenie dla Zacheusza, że postanowił zmienić swoje życie.

Zacheusz to dla mnie patron codzienności: żeby nie zadowalać się tym, że Jezus jest „w okolicy”, ale żeby codziennie włazić na sykomorę intensywnej, osobistej modlitwy. Bo te momenty są szansą, żeby Bóg mógł rozgościć się we mnie. A spotkanie z Bogiem zawsze zmienia. Kiedy patrzę na to, co się zaczęło dziać w moim życiu od kiedy zacząłem bardziej słuchać tego, co Pan Bóg ma mi do powiedzenia, niż tego, do czego jestem przywiązany/przyzwyczajony, nie mam co do tego wątpliwości.

***