Ukazała się bowiem łaska  Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom… Tt 2, 1-8. 11-14

Łaska jest czymś niewidzialnym. To więc, co niewidzialne, stało się widzialne. Ukazała się, tzn. jest dotykalna przez nasze zmysły. Tą łaską w pierwszym rzędzie jest Jezus Chrystus. To On, będąc niewidzialnym Bogiem, stał się widzialnym człowiekiem. Mało tego, wydał samego siebie, czyli widzialną uczynił także miłość.

Dzisiaj Jezus nie ma innych rąk, niż moje. Nie ma innych ust, oczu i nóg, niż moje. Więc ta niewidzialna łaska przechodzi także przeze mnie, kiedy staram się być podobny do Niego w miłości. Też jestem nośnikiem zbawienia wobec moich bliźnich. Bo cokolwiek uczyniłem jednemu z tych najmniejszych, uczyniłem „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. Uczyniłem dla Niego.

Ukazała się łaska Boga, która stała się… sługą (Łk 17, 7-10). Chrystus bowiem, stając się człowiekiem, uniżył samego siebie i przyjął postać sługi (Flp 2, 7). Uniżył się i upokorzył do tego stopnia, że klęka przed człowiekiem i myje mu nogi, a potem jak niewolnik, ginie za człowieka na krzyżu. To jedyna droga rozwoju duchowego – pokora. Nie ma innej. Nie jest nią zdobywanie cnót czy przyklejanie sobie kolejnych „odznaczeń” duchowych. Jest nią tylko i wyłącznie ogołocenie i pokora. Jest nią droga ku pełne nagości wobec Boga, przejrzystości – tak, by łaska nie znajdowała w nas żadnej przeszkody, by mogła się ukazać.

Ukazała się łaska, która stała się sługą, i to… bezużytecznym. Bo miłość nie zwiększa PKB. Nawet Pieśń nad pieśniami mówi, że „jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu,
pogardzą nim tylko” (Pnp 8, 7). Miłość wystarcza sama sobie, nie potrzebuje być użyteczna. Jezus wydaje się za mnie, bo kocha, a nie dlatego, że coś z tego ma. Po prostu kocha. Jak trudno jest po prostu kochać. W ten jednak sposób ukazuje się łaska, która niesie zbawienie wszystkim…