Słuchajcie słowa Pańskiego, wodzowie sodomscy, daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory! Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna. Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni, dóbr ziemskich będziecie zażywać. Ale jeśli się zatniecie w oporze, miecz was wytępi. Albowiem usta Pańskie [to] wyrzekły.

(Iz 1, 10.16-20)

 

Jeśli Wielki Post jest dla Ciebie czasem, w którym dzięki ciężkiej duchowej walce radykalnie zmienia się Twoje życie – nie czytaj tego wpisu. Bo potrzebujesz usłyszeć ten sam przekaz, ale w zupełnie innej formie, od innej osoby. Ten wpis może Cię tylko zgorszyć. Bo nie pisze tego duchowy mistrz, wielki asceta i pokorny mnich, ale duchowy słabeusz, który żyjąc w zakonie, zmaga się z własnymi grzechami.

***

Dlaczego Wielki Post jest dla mnie ważny?

Nie dlatego, że podejmuję ciężkie umartwienia. Bo nie podejmuję. A nawet te, które podejmuję, nieraz łamię.

Czyli, jak można się domyślić, również nie dlatego, że asceza „ujarzmia moją cielesność”. Bo trudno nazwać mój styl życia ascetycznym.

Nie chodzi też o to, że przez podjęte w skrytości serca umartwienia, ćwiczę się w pokorze. Bo cały czas narzekam, krytykuję i szydzę.

Wielki Post dlatego jest dla mnie ważny, że przypomina mi o tym, jakim jestem słabeuszem, jak bardzo potrzebuję Zbawiciela. Jak niezbędna dla mnie była męka i zmartwychwstanie Jezusa. Jak bardzo potrzebuję, żeby Jego Krew wybielała moje czyny.