Nie wiecie, o co prosicie! Mt 20, 17-28

Prośba jest bardzo ważną modlitwą. Kiedy jest szczera i płynąca z głębi nas, potrafi zrzucić nas z konia samowystarczalności, który gna na oślep ku naszej zgubie. Modlitwa prośby może nas doprowadzić do pokory człowieka (bardzo długa droga), który nie tylko wie, że jest potrzebujący, ale naprawdę to przeżywa. Niezależnie od okoliczności wszystko wtedy JEST ŁASKĄ, czymś nienależnym, na co nie zasługujemy…

Można jednak nie wiedzieć, o co prosić. Wobec Boga wyrażamy wiele próśb, mamy przecież tyle potrzeb. Boję się czasem, że w tak wielu wypadkach Bóg staje się dla nas bogatym wujkiem z Ameryki, który z uśmiechem na twarzy podaje kolejną kartę kredytową. A my korzystamy do woli, wszak wiemy, że płaci ktoś inny.

To uproszczony obraz, ale wcale nie taki rzadki. Chodzi jednak o coś innego. Mogę bowiem prosić naprawdę o wszystko. Bóg sam tego oczekuje. Wydaje mi się jednak, że to wszystko musi być poprzedzone prośbą najważniejszą.

ABYM UMIAŁ IŚĆ ZA NIM! ABYM UMIAŁ GO NAŚLADOWAĆ!

Bo mogę prosić o miejsce prawe lub lewe (prawe zawsze lepsze) w Królestwie niebieskim. Ale to miejsce nie ma sensu i znaczenia, jeśli nie pójdę za Jezusem aż do końca. Dlatego Jezus rozpoczyna dzisiaj od tego, co Go czeka. Czy chcę iść za Nim totalnie?

Obym nie był głuchy na Jego wołanie, by pójść za Nim, by mając udział w Jego cierpieniach, mieć też udział w Jego chwale. Wszelkie inne prośby w tej jednej mają sens. A prosić o to muszę, bo o własnych siłach umiem tylko zwiewać z Jego drogi. Łaską jest móc iść za Nim. Jego łaską jest wierność. Proszę Cię o to, Panie!