Pierwszą część dnia spędziliśmy na Uniwersytecie Hebrajskim słuchając wykładu Emanuela Tova, który  porządkował naszą wiedzę na temat znalezionych tekstów nad Morzem Martwym. Większość tekstów była pisana po hebrajsku, część po aramejsku, jest trochę tekstów po grecku. Ciekawostką jest, że część tekstów została napisana w stworzonym przez wspólnotę Qumran specjalnym pismem. Był to system znaków, który częściowo przypominał litery hebrajskie, a częściowo greckie lub nie przypominały żadnych ze znanych nam znaków. Tym pismem były zakodowane listy w języku hebrajskim. Odszyfrował je polski qumranista, wspomniany w poprzednim wpisie, ks. prof. Józef Tadeusz Milik. Wśród niektórych tekstów greckich tetragram JHWH był zapisywany po hebrajsku. Z tetragramem jest jeszcze jedna ciekawostka. W niektórych manuskryptach zamiast niego skrybowie umieszczali cztery kropki.

 

Choć Qumran znajduje się na terenach pustynnych, to nie brak w nich życia. Myszy nadgryzły sporą część tekstów pozostawiając ogromną ilość malutkich skrawków. Te małe fragmenty stały się solą w oku wielu naukowców. Do tej pory próbuje się je poskładać, dziś używając do tego również komputerów. W przeszłości jednak nie obyło się bez błędów. Naukowcy część fragmentów ponaklejali na przezroczystą taśmę, która zaczęła wchodzić w reakcję ze znalezionym materiałem.

 

Drugą część dnia spędziliśmy w terenie przyglądając się współczesnym wykopaliskom, które próbują ustalić którędy biegł mur Jerozolimy przed tym zanim miasto przyjęło taką wielkość jaką znamy dziś. Okazuje się, że mury miasta biegły bardziej na południe, dziś Stare Miasto jest przesunięte w kierunku północnym. I przy tych badaniach dochodziło w przeszłości do metodologicznych błędów. Około 100 lat temu dwóch archeologów prowadziło prace wykopaliskowe drążące tunel przy fundamentach muru niszcząc w ten sposób jedną z warstw, którą nikt nie był w stanie przebadać w późniejszych latach. Warto dodać, że obecne mury mają bardziej funkcję dekoracyjną niż obronną.

 

Następnie udaliśmy się na zwiedzanie miejsc świętych, by lepiej zrozumieć krzyżujące się ze sobą tradycje oraz prowadzone badania archeologiczne. Udaliśmy się do Wieczernika. W tamtym miejscu krzyżują się przynajmniej dwie tradycje. Żydowska, w pobliżu dzisiejszego Wieczernika, czci grób króla Dawida.  Natomiast chrześcijanie czczą je jako miejsce ostatniej wieczerzy Jezusa z uczniami. Co ciekawe, nie posiadamy żadnej wzmianki z pierwszych wieków świadczących o wiązaniu pamięci o wieczerzy Jezusa właśnie z tą salą na pierwszym piętrze, do której dziś zmierzają chrześcijanie. Nigdy w tym miejscu nie sprawowano regularnie Eucharystii. Dlaczego dziś tak trudno wskazać miejsce, w którym Jezus spożył z uczniami ostatnią wieczerzę? Jest wiele teorii. Dwie są interesujące. Jedna kontrowersyjna, druga bardziej realna. Pierwsza mówi o tym, że opis ostatniej wieczerzy był jedynie synteza teologiczną autorów ewangelii. Druga natomiast, proponowana przez prof. M. Fidanzio, mówi o „przerwanym łańcuchu tradycji”. To znaczy, że pamięć o dokładnym miejscu nie przetrwała przez zajęcie miasta przez Rzymian i zakazie osiedlania się w nim przez Żydów. A może wybiegając trochę na poziom teologiczny: na co nam znać dokładne miejsce sprawowanej wieczerzy Jezusa, skoro materią-lokalizacją jest chleb i wino?

 

Jest coś ciekawego w tym, że część dokładnych lokalizacji wydarzeń przepadła na zawsze. Pamięć o tym co się wydarzało jest ważniejsza od związanego z nim autentycznego miejsca. To nie kupa kamieni przemienia nasze życie, ale pamięć, która zmusza nas do przemyślenia wydarzenia jakim jesteśmy my sami. Tak więc biblijnym miejscem wydarzeń staje się dziś życie każdego człowieka.

 

(zainspirowany wykładami ze wspomnianymi w tekście profesorami: E. Tov i M. Fidanzio)