Jezus powiedział: Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc w worze pokutnym i w popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do otchłani zejdziesz! Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał.

(Łk 10,13-16)

Doświadczanie cudów jest raczej kwestią decyzji, niż jakiejś nadzwyczajnej łaski.

Mam na myśli decyzję dotyczącą uważnego przeżywania codzienności, która jest pełna cudowności. Bo zasadniczo ode mnie zależy, czy zobaczę nadzwyczajność uśmiechu znajomej na korytarzu uczelni, życzliwości bliższych i dalszych osób (z tymi poznanymi w internetach włącznie), piękna pełni księżyca, która wyłoniła się zza chmur, kiedy szedłem wieczorem do sklepu i wielu, wielu innych; czy też będę do śmierci czekał na coś ekstra, gorzkniejąc we frustracji, że „to ciągle nie to”…

Bóg nie działa w tym co chciałbym, żeby było, ani nawet w tym, co powinno być, ale w tym, co JEST – w mojej cudno-przaśnej codzienności.