Jezus mówił: Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki powietrzne gnieździły się na jego gałęziach. I mówił dalej: Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło.
(Łk 13,18-21)
Tylko radykalizm jest atrakcyjny. Smutnym dowodem na to są chłopcy z bogatych krajów Europy Zachodniej zaciągający się do ISIS, bo pociąga ich radykalna interpretacja Koranu i idea poświęcenia życia dla boga, czyli coś, czego na szerszą skalę trudno dziś doświadczyć w Europie.
Jednak jest i pozytywny dowód – radykalizm chrześcijański. Chrześcijaństwo w pierwszych wiekach rozprzestrzeniło się po całym świecie nie dlatego, iż jak pisał klasyk, Jezus „zszedł z krzyża i pokarał swoich wrogów ogniem, żelazem i potępieniem”, ale dlatego, że nasz Zbawiciel dał się zabić z miłości do nas i zmartwychwstał, a Jego uczniowie byli gotowi oddać własne życie za prawdę o przebaczeniu grzechów, które mamy w Chrystusie.
Bo chrześcijaństwo nie jest jak garść piasku rozsypana na pustyni, ale jak zaczyn, który mimo niewielkiej objętości, zakwasza całą mąkę. I to jest zadanie chrześcijanina na dziś: nie bezwyrazowość, ani nie fanatyzm, ale właśnie chrześcijański radykalizm. Radykalizm miłości i miłosierdzia, radykalizm naśladowania Jezusa. Tylko wtedy nasze życie ma smak, a nasze głoszenie Ewangelii rzeczywiście przyciąga do Boga.