Kobietom życzę radości, jaka była udziałem prorokini Anny

„Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (Łk 2,37), aż wreszcie oczekiwany przez nią Mesjasz, którego od dziesiątek lat widziała oczyma wyobraźni, zmaterializował się i, jak kwiat posłany przez samego Boga, sprawił jej wielką niespodziankę, przyniósł niewysłowioną radość, oniemiała nad pięknem małego i bezbronnego dziecka pachnącego zbawieniem. To właśnie wydarzenie powinniśmy świętować w Dzień Kobiet, a nie wspomnienie PRL-owskich tulipanów.

Prorokini Anna sławiła Boga i mówiła wszystkim o przyjściu Mesjasza zanim Go jeszcze zobaczyła. Jeśli ktoś czymś żyje, to wciąż o tym mówi. Zauważyliście to? Czy mieliście okazję rozmawiać z osobą, która kocha piłkę nożną? Wie wszystko o klubach sportowych, o tym, jaka drużyna ma szansę zdobyć puchar. Zna terminy wszystkich rozgrywek ligowych. Anna wszystkim opowiadała o przyjściu zbawiciela. Znała wszystkie przepowiednie. Była w stanie go rozpoznać. Tym żyła. Mogliby dziś niektórzy powiedzieć – jakaś nawiedzona! Cały czas siedziała na dziedzińcu kobiet przed świątynią i opowiadała. Czy nie marnowała w ten sposób cennego czasu? Kimże jest ten Mesjasz, by tyle na Niego czekać przesiadując całymi dniami i nocami, modląc się i poszcząc.

Kobiety potrafią czekać z miłością, matka na syna, dziewczyna na ukochanego, babcia na upragnionego wnuka. Gdy stałem 8 marca w kolejce po kwiaty dla kobiet, pomyślałem sobie, że tylko kobieta potrafi angażować całą siebie w oczekiwanie na osobę, na której jej zależy. Potrafi wyobrazić sobie upragnione spotkanie, ożywić to, co jeszcze się nie wydarzyło i mieć pewność, że się wydarzy.

Wszystkim kobietom życzę tak niezłomnej wiary i nadziei, jaką żyła prorokini Anna i takiej radości, jakiej doświadczyła widząc na własne oczy Zbawiciela.

Foto: Miyoko