Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! (J 20,22)
Dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia nasza siedmioletnia córeczka wyraziła pragnienie, by otrzymać pod choinkę rowerek. Było już zbyt mało czasu, by zebrać potrzebne na rowerek pieniądze. Mój mąż wpadł więc na genialny pomysł. Ulepił mały rowerek z gliny, pięknie go pomalował i zapakował w zrobione przeze mnie pudełeczko. W środku umieściliśmy kartkę w kształcie serduszka z napisem: „Ten mały, gliniany rowerek zrobił dla Ciebie twój Tato. Po Świętach możesz zamienić go na prawdziwy”.
Nasza córeczka otworzyła pudełeczko, obejrzała prezent i przeczytała kartkę. Potem zapytała:
– Czy to znaczy, że mam zamienić rowerek, który zrobił dla mnie tato na prawdziwy?
– Tak, córeczko. Po Świętach – odpowiedziałam spoglądając na męża, by to potwierdził.
Wtedy nasza córeczka ze łzami w oczach powiedziała:
– Nigdy w życiu nie oddam tego ślicznego rowerka, który dostałam od tatusia. Wolę go od prawdziwego.
W tej właśnie chwili byliśmy gotowi poruszyć niebo i ziemię, żeby kupić jej najpiękniejszy rower na świecie.
Ta historia, którą kiedyś usłyszałem i zapisałem na jakimś skrawku papieru odżyła, gdy rozmyślałem o Bogu, który mnie obdarował. W moim życiu często skupiałem się na tym, co dostałem od Niego lub co chciałbym dostać, a przecież największym darem jest On sam. Dał mi siebie. Myślę, że tragedia Adama i Ewy na tym właśnie polegała, że zaczęło im bardziej zależeć na tym, co Bóg im dawał. Odwrócili się od Darczyńcy, by pokochać to, co od Niego otrzymywali. A przecież Bóg daje się nam cały. Czyż można być bardziej obdarowanym?
Foto: Aikawa Ke / flickr.com