Niech się podniosą wszystkie doliny,
a wszystkie góry i wzgórza obniżą;
równiną niechaj się staną urwiska,
a strome zbocza niziną gładką.
Iz 40, 4

Słowa z Księgi Izajasza z II Niedzieli Adwentu, a które przewijają się w tym okresie także w tekstach brewiarzowych, zainspirowały mnie do napisania poniższego  artykułu. Znamy je dobrze i kojarzymy z czasem radosnego oczekiwania na narodziny Jezusa. Ale co Kościół chce nam przez nie przekazać? Jaką mądrość niosą w sobie?

Słowa proroka Izajasza można odczytać w świetle innego „proroka” – św. Ignacego z Loyoli. On również wielokrotnie wspomina o górach i dolinach. Mówi o tym w kontekście dwóch stanów duszy, które w nas się pojawiają: pocieszenia i strapienia. Te dwa duchowe sposoby przeżywania siebie, swojej relacji do Boga i do otaczającego nas świata jawią się nam często jako doświadczenie uniesienia, wzlotu – gdy przeżywamy stan pocieszenia. I przeciwnie: stanu bycia nisko, w dolinie, albo wręcz zdołowanymi – gdy przeżywamy stan strapienia.

Spróbujmy odczytać nauczanie św. Ignacego Loyoli w odniesieniu do słów proroka Izajasza. Samo istnienie tych dwóch przeciwnych sobie stanów duchowych nie jest dla nas nowością. Nowością może się okazać zachęta proroka Izajasza, który nawołuje do przygotowania drogi dla Pana poprzez wyrównywanie górek i podnoszenie dolin.

Równanie pagórków i podnoszenie dolin

Stan pocieszenia lub strapienia duchowego to przede wszystkim doświadczenia duchowe. Choć towarzyszą tym stanom przeżycia w sferze emocjonalnej, to zajmujemy się pocieszeniem i strapieniem nie w odniesieniu do tego, co mamy czynić, aby poczuć się lepiej, ale w kontekście duchowym. Czyli w odpowiedzi na pytanie: „Co mamy czynić, aby bardziej otworzyć się na Boga?”. Bez wnikania w dokładną definicję tych stanów możemy skorzystać z krótkiego określenia użytego przez św. Ignacego. Mówi on, że pocieszeniem duchowym nazywamy każdy wzrost wiary, nadziei i miłości. I na odwrót – strapieniem możemy nazwać doświadczenie mu przeciwne 1.

Święty Ignacy dodaje również, że czas poruszeń duchowych to czas intensywnego działania duchów w nas. Jednym ze sposobów tego działania są poruszenia, których doznajemy w sferze emocjonalnej. Chodzi po prostu o uczucia. I tak – w czasie strapienia duchowego przeżywamy często różne uczucia przykre, np. zniechęcenie do dalszego czynienia dobra, poczucie bezsensu istnienia, poczucie osamotnienia w relacji do Boga. W czasie pocieszenia duchowego przeżywamy wielokrotnie uczucia przyjemne: np. entuzjazmu wobec wierności w obranej drodze do Boga, zapału w realizowaniu obowiązków, poczucia sensu i bycia na właściwym miejscu w swoim życiu, poczucia bycia kochanymi w relacjach z bliskimi itp 2. Może również zdarzyć się odwrotnie, to znaczy uczucia przyjemne mogą pojawić się w stanie strapienia, a uczucia przykre w stanie pocieszenia. Nie chcę jednak rozwijać tego tematu, a jedynie zasygnalizować taką możliwość, aby nie utożsamiać czasu strapienia wyłącznie z uczuciami przykrymi i podobnie czasu pocieszenia wyłącznie z uczuciami przyjemnymi.

Powracając do proroka Izajasza i jego nawoływania do równania pagórków oraz podnoszenia dolin postawmy sobie pytanie, co chce nam przez to powiedzieć? Czy jego wezwanie nie oznacza przypadkiem spłaszczenia naszego życia emocjonalnego? Mogłoby to mieć miejsce, gdybyśmy np. próbowali obniżać intensywność przeżywania przyjemnych uczuć, czyli równali górki i analogicznie – lekceważyli uczucia przykre np. zaprzeczając im, czyli podnosili doliny używając słów proroka Izajasza. Niestety, mielibyśmy wtedy do czynienia z chrześcijaninem, którego nic „nie rusza”, który jest stały w swoich przeżyciach. Który specjalnie nie przejawia ani entuzjazmu, ani zniechęcenia. Byłby to ktoś sztuczny. A przecież sam Jezus przeżywał zarówno stany uniesienia i radości, jak i stany smutku czy gniewu. O co więc chodzi w wezwaniu Izajasza?

Izajasz i św. Ignacy mówią o tym samym

Jeśli wczytamy się w tekst Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli to okaże się, że również tam znajdziemy zachętę do prostowania drogi na przychodzenie Pana. Myślę tu o konkretnych wskazówkach, w jaki sposób mamy się zachować w stanie strapienia i pocieszenia duchowego. Między Izajaszem i Ignacym dostrzegam wyraźną analogię. Przyjrzyjmy się temu.

Podnoszenie dolin u Izajasza odpowiadałoby właściwemu przeżywaniu stanu strapienia u św. Ignacego. Tenże udziela najpierw rady, aby w strapieniu przypominać sobie, że jest to tylko subiektywne odczucie, gdyż wydaje nam się, że jesteśmy opuszczeni przez Boga. Dla podkreślenia tej prawdy używa słowa „jakby” i pisze: „Człowiek doświadcza wtedy, że jest leniwy, letni, smutny i jakby oddzielony od swego Stwórcy i Pana” 3. O ile jest prawdą, że w strapieniu człowiek doświadcza swojej ciemnej strony, tego, że jest w tym momencie leniwy, letni i smutny, o tyle nie jest prawdą, że Bóg się od niego oddalił. Prawdą jest jedynie to, że człowiekowi wydaje się, że tak jest.

Po drugie św. Ignacy radzi, aby w strapieniu człowiek myślał, „że wkrótce ogarnie go pociecha” 4. Chodzi o to, aby nie dać się wciągnąć w wir czarnych myśli, które wcześniej czy później mogą pochłonąć każdego z nas. Trzeba się im przeciwstawić. Sposobem na to jest uświadamianie sobie, że taki stan nie może trwać wiecznie i że niedługo się skończy.

Niewątpliwie obie uwagi św. Ignacego są konkretnym sposobem na… podnoszenie dolin, o którym pisze prorok Izajasz.
Zobaczmy, że podobnie mają się sprawy w stanie pociechy duchowej. Św. Ignacy radzi, aby w takich sytuacjach „myśleć nad tym, jak się będzie zachowywał [człowiek] w strapieniu, które później nadejdzie, i niech nabiera nowych sił na taki czas” 5. A więc znowu mamy nabrać pewnego dystansu do stanu pocieszenia. Uświadamiając sobie, że nie będzie trwał wiecznie, mamy zawczasu gromadzić siły, których będzie nam potrzeba wiele więcej w stanie strapienia. Mówiąc inaczej, mamy pozostać optymistami, ale też realistami. Dobrze jest wtedy powtarzać sobie: „Tak, teraz przychodzi mi z łatwością wykonanie tej rzeczy, ale nadejdzie taki czas, gdy będzie mnie to sporo kosztować. I mimo wszystko chcę wtedy ją wykonać!”.

Druga rada św. Ignacego na równanie pagórków polega na ćwiczeniu się w pokorze. Autor Ćwiczeń używa wręcz słowa „uniżyć”, które możemy powiązać z izajaszowym „obniżaniem” pagórków. Trzeba nam po prostu przywoływać się do porządku. Trzeba uświadomić sobie, jak mało możemy uczynić bez Boga. Nasza ludzka pycha to nic innego jak duchowe garby. Im dłużej w nich tkwimy, tym trudniej spotkać nam się ze, z bliźnimi i z Bogiem. Pokora to jedyna rzecz, której obawia się w nas zły duch i przed którą ucieka z kretesem. W ten sposób możemy obniżać pagórki i przygotowywać drogę dla Pana.

Co to oznacza w praktyce?

W odniesieniu do życia duchowego trzeba podkreśli, że ma ono prowadzić do budowania więzi z  Bogiem. Natomiast zarówno na wysokich szczytach, jak i na głębokich  dołach, które potrafimy sami sobie zgotować, doprowadzamy się niejako do odcięcia się od Boga. Stany depresji lub ucieczki w aktywizm nie są pomocą dla spotkania z Bogiem. Przeciwnie oddalają nas od Niego. Nie znaczy to jednak, że Bóg nie może nas znaleźć w miejscach, gdzie się ukrywamy. Jest to jak najbardziej możliwe, ale jak pisze Wilfrid Stinissen„kto stara się o większy pokój wewnętrzny i zewnętrzny, kto stara się przestrzegać swojego rytmu, a tym samym respektować własne ograniczenia, ten w bardzo konkretny sposób daje miejsce Bogu. Bóg jest wolny i może przyjść, kiedy zechce. Normalnie jednak przychodzi, kiedy dom jest uciszony – estando ya mi casa sosegada (Św. Teresa z Avila, Noc ciemna, strofa 6) .

Zapewne każdy z nas ma to doświadczenie niezdrowego przeżywania pocieszenia, gdy wpadamy w coś, co można by nazwać stanem euforii. Wydaje nam się wtedy, że wszystko jest możliwe i że cały świat stoi przed nami otworem, a Bóg do niczego nie jest nam potrzebny. To stan, który przydarzył się Piotrowi na Górze(!) Przemienienia. Piotr chciał tam pozostać i przeżywać jedynie wspaniałą wizję przemienionego Jezusa, którego zobaczył w lśniącym odzieniu 7. Piotr wcale nie jest skupiony na kontemplacji czyli oglądaniu Chrystusa, czy też wsłuchiwaniu się w głosu Ojca. On jest skupiony na sobie!

Każdy z nas ma również swoje doświadczenie niezdrowego przeżywania strapienia, gdy doznajemy czegoś w rodzaju zdołowania, maksymalnego pogrążenia się w odmętach naszej ciemnej strony. To również stało się udziałem Piotra, gdy po dwukrotnym zaparciu się Jezusa przez godzinę tkwił w duchowym otępieniu przy ognisku na dziedzińcu najwyższego kapłana 8. Stanu duchowego załamania i pogrążenia się w rozpaczy doświadczyli Apostołowie, gdy uciekli z Ogrodu Getsemani i gdy przez trzy dni sądzili, że ich Mistrz nie żyje, a oni musieli stawić czoła temu, że Go zostawili. Zarówno Piotr, jak i reszta apostołów byli przekonani, że więcej nie zobaczą Mistrza. Świadczy o tym chociażby trudność z jaką przyjmowali Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu Jezusa. Każdy z nas ma takie doświadczenie duchowego strapienia, które potrafi przerodzić się w stan wewnętrznego załamania i zniechęcenia, bez nadziei na możliwość powstania z odrętwienia. To czas, gdy kontemplujemy swój upadek, swoją niegodziwość i znów wydaje nam się, że Bóg nas pozostawił samych, że relacja z Bogiem została bezpowrotnie zerwana.

W tym kontekście łatwiej jest nam zrozumieć przesłanie zarówno Izajasza, jak i św. Ignacego, aby nie poddawać się ani pokusie ekstazy, ani zwątpienia.

W praktyce oznacza to znalezienie takich sposobów przeżywania strapienia i pocieszenia, które będą podtrzymywaniem relacji z Bogiem. Które pozwolą nam nabrać dystansu do samych siebie.

Jednym z nich jest praktyka przystępowania do sakramentu pojednania właśnie w stanie strapienia – gdy wszystko wydaje się walić i gdy pozornie nie ma żadnej nadziei na lepsze jutro. Jest to bardzo dobra praktyka, którą należy zachowywać. Strapienie może więc służyć naszemu dobru i często tak się dzieje, choć nie zawsze to sobie uświadamiamy. Podobnie, gdy przytłacza nas zło  grzechów powszednich, nie powinniśmy odmawiać sobie korzystania z sakramentu Eucharystii w imię wymierzania sprawiedliwości i karania samych siebie. Często można spotkać się z takimi praktykami u osób ze skłonnościami do przesadnego karcenia siebie. W takich chwilach trzeba przypominać sobie, że Eucharystia nie jest dla doskonałych i sprawiedliwych, ale dla chorych na duszy i dla grzeszników. Jeśli więc tylko nie popełniliśmy grzechu ciężkiego możemy i powinniśmy korzystać z łaski sakramentu Eucharystii, który gładzi grzechy powszednie!

W odniesieniu do stanu pocieszenia, gdy wszystko wydaje się iść zgodnie z naszymi oczekiwaniami nie wolno pozwalać sobie na wpadanie w euforię. Jest to stan nierealności i pychy. Wtedy widzimy wszystko wyłącznie w jasnych barwach, a przecież to nieprawda! Pocieszenie to świetna okazja do dziękczynienia i uświadamiania sobie, że to, co mam, do czego doszedłem, nie pochodzi wyłącznie ode mnie, ale przede wszystkim jest darem Boga. Do tego wzywa nas św. Paweł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” 9. W ten sposób możemy wzmocnić swoją relację z Bogiem, który darzy nas dobrem. Życie w ekstazie lub euforii może prowadzić do wypalenia i pozostawić nas na długie dni w stanie odrętwienia i niemocy. Czym innym jest wypełnianie swoich obowiązków w pocieszeniu, a czym innym na fali emocji i wyłącznie pod ich wpływem. W tym pierwszym przypadku możemy się spalać dla innych. W tym drugim po prostu szybko się wypalimy. A przecież przed nami jeszcze długa droga.

Stały punkt oparcia

Szukanie umiaru i dobrego przeżywania poruszeń duchowych może się kojarzyć z poszukiwaniem wewnętrznej harmonii, stanu psychicznego zrównoważenia, który jest warunkiem dojrzałej wiary. Św. Tomasz z Akwinu przypomina, że łaska buduje na naturze. Valerio Albisetti, twórca terapii personalistycznej, w jednej ze swoich książek pisze, że „aby móc ograniczyć nerwicę, jaka towarzyszy nam od pierwszych lat życia, trzeba się nauczyć, że nic nie dzieje się natychmiast” 10. Możemy pogłębiać swoje stany nerwicowe zarówno przez niecierpliwe oczekiwanie na spełnienie się naszych zachcianek, jak i szukanie silnych doznań, do czego zresztą usilnie nakłania nas tzw. współczesna kultura. Ale w efekcie będzie nas to prowadzić do silnych niepokojów, gdy tylko ustanie działanie bodźców lub gdy zaspokoimy sztucznie wytworzone potrzeby 11.
Możemy też wybierać panowanie nad sobą przez uświadamianie sobie i ćwiczenie się w tym, że są nie tylko dni słoneczne, ale i pochmurne. A przecież w czasie zachmurzonych dni także toczy się życie! Obniżanie pagórków i podnoszenie dolin jest konkretnym sposobem na ograniczanie zaburzeń lękowych, które prowadzą do wycofywania się z życia, jak i przesadnego angażowania się w działanie, czyli przesadnego angażowania się w życie. Piszę to z całą świadomością pewnego uproszczenia, które tu stosuję, ale które może się okazać pomocne dla zrozumienia tego, jakim mechanizmom możemy się poddawać na co dzień.

Pewnym ideałem życia duchowego byłoby to, co ujmuje znane powiedzenie: „Do każdej pochwały dosyp szczyptę soli. Do każdej skargi dosyp łyżkę cukru”. Stany emocjonalne, które nam towarzyszą w strapieniu i pocieszeniu, zdają się nieść absolutne przesłanie. Niejako uzurpują sobie absolutną władzę do zapanowania nad nami. Chcą nam narzucić komunikat: „Odtąd tak już zawsze będzie!”. Gdy przychodzi na mnie taka pokusa, lubię wtedy spoglądać na niebo. Gdy jest zachmurzone myślę o tym, że nie musi minąć wiele czasu, by się przejaśniło. I często tak się dzieje. A gdy jest słoneczne staram się uświadomić sobie, że wcześniej czy później zachmurzy się. I po pewnym czasie tak się dziej. I to daje mi siłę do tego, aby z Bożą pomocą i łaską podążać za swoim Mistrzem zarówno w pochmurne, jak i słoneczne dni.

autor: Dariusz Michalski SJ

———————————-

1. Osoby, które chciałyby bardziej zgłębić temat pocieszenia lub strapienia duchowego odsyłam do książeczki „Ćwiczenia Duchowne” św. Ignacego Loyoli, nr 316 i 317. Dalej będę korzystał ze skrótu: CD.
2. Znacznie bliższe prawdy jest dzielenie uczuć na przyjemnie i nieprzyjemne, czyli mówiące o potrzebach zaspokojonych lub niezaspokojonych, niż nazywanie ich dobrymi i złymi. Taka bowiem oceniająca terminologia może sugerować, że pewne uczucia nie powinny się w ogóle w nas pojawiać
3.Por. CD 317.
4. Por. CD 321.
5. Por. CD 323.6. Por. Wilfrid Stinissen OCD, Kontemplacyjne nastawienie do życia, http://www.icfd.pl/czytelnia/kontemplacyjne-nastawienie-do-zycia-cz-1-o-wilfrid-stinissen-ocd/, 6. Por. Wilfrid Stinissen OCD, Kontemplacyjne nastawienie do życia, http://www.icfd.pl/czytelnia/kontemplacyjne-nastawienie-do-zycia-cz-1-o-wilfrid-stinissen-ocd/, s
7. Por. Łk 9, 29.
8. Por. Łk 22, 59
9. Por. 1 Tes 5, 18.
10. Chodzi o fragment książki: „Zazdrość – cecha wrodzona czy nabyta? Jak przezwyciężyć uczucie stare a wciąż nowe?”, Valerio Albisetti, której fragment można znaleźć na stronie: http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,158,bo-szczescie-jest-zludzeniem.html,
11. Chodzi mi głównie o potrzeby, które stwarza w nas reklama wmawiając nam, że konieczne do szczęśliwego życia jest… konsumowanie wszelkich dóbr i że wszystko, co tylko jawi się naszym oczom musi od razu stać się naszym udziałem.