Ojciec Władysław Gurgacz SJ posługiwał po II wojnie światowej oddziałowi zbrojnemu antykomunistycznej Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Z okazji zbliżającej się setnej rocznicy niepodległości Polski ojciec Kamil Hewelt SJ przygotował dla „jezuici.pl” fragmenty duchowego dziennika jezuity-żołnierza, skazanego przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie na karę śmierci. Rozstrzelano go 14 września 1949.

Wiele osób prowadzi swoje pamiętniki i dzienniki, w których to przelewają na papier swój stan duszy i serca. Wielu świętych prowadziło w nich swoje duchowe dialogi z sobą i Bogiem, Matką Bożą lub we świętymi. Władysłąw Gurgacz SJ, człowiek wielkiego oddania i służby, był jednym z nich. Dziennik jego zachował się dzięki o. Stanisławowi Szymańskiemu SJ, który go przechował, spisał w ostatnie luźne zapiski autora oraz uzupełnił swoim komentarzem.

Swoją drogę zaczyna spisywać w 1931 r., kiedy to odbywa wielkie rekolekcje na pierwszym roku nowicjatu w Starej Wsi. Od początku widać u niego ogromne pragnienie świętości i oddanie Matce Bożej. Pragnie szukać i wypełniać wolę Pana Boga.

Dziennik jest na początku prowadzony przy 8-dniowych, corocznych rekolekcjach (1932-37). W 1938 r. Gurgacz coraz częściej zaczyna spisywać swoje zmagania duchowe. Przeczuwa, że nie będzie jego życie będzie naznaczone cierpieniem i nie będzie trwało zbyt długo. We wspomnianym roku przywołuje sen z wielkich rekolekcji:

Już wtenczas zobaczyłem w obrazie całe moje przyszłe krótkie życie, wypełnione samymi niepowodzeniami i cierpieniami: Ujrzałem siebie płynącego wzburzona mętną rzeką pełną ostrych skał i cierni. Chociaż płynąłem bez wysiłku, zaledwi[e] po pierś zanurzony i w towarzystwie świetlanej, tajemniczej postaci, podczas gdy mnóstwo wokół płynących tonęło lub zaledwie utrzymywało się na powierzchni. Jednak strome żółte ilaste brzegi porosłe czarną gęstwą czarnych cierni i ołowiane chmury nisko zwisające wytwarzały atmosferę tak boleśnie smutną i rodziły w duszy tak niewysłowioną tęsknotę za słońcem, że nie ukoiłem jej nawet wtedy, gdy po krótkiej drodze po raz pierwszy ujrzałem zielony niski brzeg i znalazłem się w objęciach oczekującej mnie niewiasty w błękitnej szacie, otoczonej kilkoma innymi postaciami. Ten sen dotychczas sprawdza się aż byt dokładnie. Krzyż nigdy z mych ramion się nie zsunie, ciernie szarpać będę ciało a gorsza jeszcze od cierni tęsknota za nieskończonym Dobrym szarpać będzie aż do skonu duszę. Radosne słońce ziemskie pogody nigdy nie rozjaśnie mej smutnej drogi, a jednak czuję radość, przez łzy się śmieję wtenczas, kiedy najwięcej muszę cierpieć, bo świadomość, że Jezus i Maria tego chcą jest dla mnie dostatecznym powodem, abym chętnie dźwigał mnóstwo innych krzyżów. Wiem, że świat nie ma dla mnie nic ze swych skarbów i gardzę nim! Wiem, że Jezus jest największym moim skarbem i chcę Go osiągnąć za wszelką cenę.

W następnym roku o. Władysław dokonuje akt całkowitego oddania się Matce Najświętszej. Jego pobożność ma coraz bardziej wyraźny rys Maryjny. Widać u niego chęć ekspiacji przez dobrowolne cierpienie, jak we wpisie z 7.03.39, gdy to za oddaje w akcie całkowitej ofiary całkowitą ofiarę ze swojego życia „za grzechy Ojczyzny mojej; tak za winy Narodu całego jako też i jego wodzów”.

Zamieć wojenna zmusza go do zmiany miejsca pobytu w 1939 r. (Chyrów, Nowy Sącz, Jabłonica, Willa Starowiejska). Z początkiem studiów w 1940 r. w Starej Wsi, narasta w nim pragnienie świętości. Przez całą formacją trwają w jego sercu cierpienia, które można by przyrównać do nocy duszy u mistyków. Ustają one (na pewien czas) w momencie święceń kapłańskich. Dzięki staraniom swoim oraz superiora Domu Rekolekcyjnego w Częstochowie, o. Józefa Pachuckiego SJ, otrzymał je dwa tygodniem wcześniej niż koledzy kursowi, na Jasnej Górze. Swoje pocieszenie duchowe opisuje 24.08.42 r.:

Matko ukochana. Dziś u stóp Twoich zostałem kapłanem Chrystusowym10. Usunęłaś na chwilę z mej duszy ciemności, dozwoliłaś mi pocieszyć się Twą obecnością. Znikły straszne niepokoje i wątpliwości, a miejsce ich zajęła radość i spokój tak dziwny, jakiego dotąd nie zaznałem. Coś się zmieniło w mej duszy. Jakaś gorsza połowa mego ja przepadła, znikła, a Duch Św[ięty] odnowił i przyozdobił swą ubożuchną świątynię.

Następne lata przynoszą pojedyncze wpisy, w których widać też wrażliwość o. Gurgacza na przyrodę, szczególnie czas Gorlic, gdzie przebywał w tamtejszym Szpitalu Powiatowym, prowadzonym przez Służebniczki Starowiejskie, z przerwami od maja 1945 r. do lipca 1947 r., w roli kapelana i pacjenta. W 1946 r. przeszedł tam zabieg na dwunastnicy. W tamtych latach gorliwie działał duszpastersko, prowadził liczne konferencje i misje, oraz nawiązał kontakty z podziemiem.

W rekolekcjach 14-21.12.1945, jego rozwój duchowy osiągnął szczyt. Od kontemplacji o miłości przechodzi do pragnienia zbawiania dusz i tęsknoty za śmiercią. Cierpi za grzechy swoje oraz innych. Chce się wstawiać za nimi nawet zza grobu:

W tym roku nastąpiła ogromna zmiana w mej duszy. Dotąd było nas dwóch: Jezus i ja. Im więcej zbliżyłem się do Niego, szczęśliwszym się czułem. Teraz na pierwszym planie obok mnie zjawili się inni… Całe mnóstwo ludzi — miljony! […] Cierpię tak już od dawna lecz nie zawsze w jednakowej mierze. Ulgę przynosi mi zwykle nawrót mojej choroby. Dziwne to doprawdy, że cierpienia wewnętrzne mogą urastać aż do tego stopnia, iż ostre ataki bólów fizycznych wydają się wobec nich wytchnieniem.

Po śmierci swojego spowiednika, o. Więcka SJ, który zginął na Rakowieckiej 2.08.44, o. Gurgacz nie potrafi znaleźć odpowiedniego towarzysza duchowego. Zostaje sam, niezrozumiany z tym, co przeżywa. 6.09.1947 r., przebywając w Tęgoborzu, pisze:

Tak mnie nic nie wiąże z ziemią. Nadal odczuwam tęsknotę palącą za niebem, ból na widok dusz ginących w grzechach […] Ciężki mój krzyż. Każdy dzień jest męczarnią. Żyję stale wysiłkiem jak skazaniec albo więzień w obozie.

Tak praktycznie kończy się dziennik duchowy o. Gurgacza. Uzupełnia go dopisana relacja o. Szymańskiego z dalszych losów o. Władysława. Ujmująca jest puenta:

Ta krew nie poszła na marne. Wszyscy co znają życie O. Gurgacza są przekonani, że to wielki bohater, a po przeczytaniu tych jego refleksji na pewno powiedzieli by wszyscy, że to święty. Wielu żywi przekonanie, że Gurgacza uczci kiedyś cały Naród. Stanie się to, gdy skończy się czas przemocy.

Fragmenty wybrał i skomentował: Kamil Hewelt SJ

Foto: wikipedia