Bóg jest obecny w naturze, jest obecny w człowieku, jest obecny w zagubionym świecie, jest wszędzie, gdzie nie ma grzechu. Każda chwila jest wypełniona Bogiem i Jego miłością i zbliża do wieczności.
W życiu duchowym ważna jest umiejętność życia chwilą, w której działa Bóg. Przyszłość jest nieprzewidywalna, jest w rękach Boga, przeszłość jest niepowtarzalna, natomiast teraźniejszość w pewnym sensie jest w naszych rękach, jest nam zadana. Od nas w dużej mierze zależy, co z nią uczynimy.

W konfrontacji z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie Jezus zarzucał im nieumiejętność wyciągania wniosków z historii. Budowali pomniki prorokom i sprawiedliwym, których pomordowali ich przodkowie, a sami powielali ich błędy (Mt 23, 29–31).

Gdy czytałem te słowa, przyszła mi na myśl sytuacja w naszym kraju. Okres powojenny był czasem mordowania proroków. W imię ideologii zabijano wartości tradycji i ducha, a także ludzi, którzy mieli odwagę te wartości głosić i nimi żyć. Teraz jest czas budowania grobowców – rehabilitacji, odznaczeń, pomników. I często, jak mówił Jezus, czynią to ludzie, których ojcowie wcześniej mordowali proroków.
Oczywiście, ważna jest przeszłość, pamięć. Naród, który nie ma pamięci traci swoją tożsamość. Podobnie człowiek. Ale nie można żyć tylko przeszłością. Nie można budować pomników przeszłości, nie wyciągając z niej wniosków. Ważna jest również przyszłość, cel. Ale nie można żyć tylko przyszłością. Życie (jedynie) przyszłością staje się iluzją, mirażem i frustracją, gdy plany i marzenia zderzą się z rzeczywistością. Istotna jest przede wszystkim teraźniejszość, umiejętność życia świadomością każdego dnia.

Filozof Sokrates powiedział, że życie nieświadome nie jest warte tego, by je przeżyć. Jednak większość ludzi nie przeżywa życia świadomie. Żyją, myślą, czują, reagują, działają mechanicznie.

Kardynał Carlo Martini wyróżnia trzy kategorie ludzi żyjących świadomością. Pierwsza – to osoby żyjące prawie nieświadomie, bez ideałów, perspektyw. Ich życie i godność są banalizowane. Cechuje je nerwowość działania, niepokój, defetyzm, brak motywacji, rutyna. Codzienne czynności wykonują z przyzwyczajenia, bez entuzjazmu i z niechęcią. Druga kategoria to osoby ze świadomością fałszywą. Osoby te tracą poczucie sensu wydarzeń i codziennych sytuacji. Koncentrują się na sprawach drugorzędnych, a gubią to, co istotne, najgłębsze. Do trzeciej kategorii należą osoby ze świadomością głęboką, prawdziwą, autentyczną. Taka świadomość nadaje sens i głębię całemu życiu, codziennym, nawet najmniejszym wydarzeniom. Świadomość autentyczna potrafi odczytywać siebie w kategoriach daru, wartości i godności. Pozwala podejmować cały trud życia z odwagą i entuzjazmem. Pozwala patrzeć na małe wydarzenia w szerokiej perspektywie, a na wielkie, z pokorą i prostotą dziecka.

Dla mnie wspaniałym świadectwem i przykładem życia autentyczną, głęboką świadomością jest Madeleine Delbrel, współczesna mistyczka, która porzuciła karierę osobistą i zawodową, pisarską, by służyć ubogim. Jako asystentka socjalna, pracowała wraz z komunistami na przedmieściach Paryża. Chociaż żyła w środowisku ateistycznym, posiadała głębokie wyczucie Boga i wolność serca. Pewnemu mnichowi napisała: Musisz pokochać wrota, które się za tobą zamknęły, podobnie jak my musimy pokochać drzwi naszego domu, które na dobre czy na złe otwierają się na ulicę.

Madeleine Delbrel odnajdywała Boga i Jego wolę w najprostszych rzeczach codziennego życia. Napisała: Nie ma trudu przypadkowego. Gdy spełniamy wolę Boga – wstając, przygotowując posiłek, wychodząc, załatwiając sprawunki, jadąc pociągiem – zgłębiamy się jak gdyby w jedność z Bogiem, przyjmując Jego wolę i pragnąc Jej. Gdy trudzimy się naszym codziennym trudem, wstając z nogami pełnymi zmęczenia, zużywając dziesięciokrotnie więcej czasu i nerwów, niż trzeba na przygotowanie najprostszego posiłku, robiąc to z oczami pełnymi dymu ze złego węgla, który nie grzeje i ze stopami na lodowatej podłodze […] Powiecie, że to nie są wielkie trudy. Ale artystę rozpoznaje się tak samo po sposobie wykonywania utworu dziecięcego, jak najtrudniejszego koncertu. Podobnie natychmiast rozpoznamy świętych wśród tych maleńkich spraw i trudów. Włoży w nie bowiem swobodę, naturalność, wdzięk i dobrą chęć, która uczyni z małego trudu – wielkie dzieło miłości.

Życie Madeleine Delbrel jest świadectwem miłości. Po swoim nawróceniu w 1933 roku wraz z dwoma przyjaciółkami niosła pomoc najuboższym. Spotykała się na co dzień z biedą materialną, ale przede wszystkim duchową. A wystarczyłoby wierzyć, jak mówiła, aby dojść do przekonania, że powierzenie Bogu swojego życia nie jest przesadą, a wręcz przeciwnie, nawet skąpstwem, ponieważ nigdy nie odwdzięczymy się Bogu w równym stopniu za Jego dar miłości do nas (L. Danilecka).

fot. Pixabay