Po śmierci Jezusa Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go położono (Mk 15, 47). Maria Magdalena pragnie utrwalić w pamięci fotograficznej miejsce pochówku Jezusa, by później przyjść i dopełnić czynności pogrzebowych. Ponieważ Pan nie zwolnił jej ze służby, towarzyszy Mu nadal, do grobu (A. von Speyr), narażając się na bolesne konsekwencje. Daje się poznać jako zwolenniczka Ukrzyżowanego, co według prawa rzymskiego może się dla niej skończyć wymierzeniem takiej samej kary (E. Adamiak).
W poranek wielkanocny Maria Magdalena zobaczyła kamień odsunięty od grobu (J 20, 1). Widok ten wzbudził w niej zaniepokojenie. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono (J 20, 2). Niepokój Marii Magdaleny udziela się Piotrowi i Janowi. Natychmiast biegną do grobu.
Po dokonanej „inspekcji” i stwierdzeniu, że grób jest pusty, Apostołowie powracają do wieczernika. Natomiast Maria pozostaje przy grobie. Jej miłość zatrzymuje ją w miejscu, w którym (jak sądzi) jest najbliżej swego Pana. Płacze, czując rozłąkę ze swym Mistrzem i sądzi, że utraciła Go na zawsze: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono (J 20, 13). Maria zachowuje się jak oblubienica z Pieśni nad Pieśniami; pragnie i tęskni za „obiektem swej miłości”, Oblubieńcem:
Na łożu mym nocą szukałam
umiłowanego mej duszy,
szukałam go, lecz nie znalazłam.
Wstanę, po mieście chodzić będę,
wśród ulic i placów,
szukać będę ukochanego mej duszy.
Szukałam go, lecz nie znalazłam.
Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto.
Czyście widzieli miłego duszy mej? (Pnp 3, 1-3).
Płacz jest symbolem komunikowania się z innymi, sposobem wyrażania uczuć. Pojawia się, gdy człowiek nie potrafi logicznie i emocjonalnie panować nad pewnymi rzeczami. Płacz może być zbawienny. Doświadczył go Piotr po zdradzie Jezusa (por. Łk 22, 54 – 62) i grzeszna kobieta (Łk 7, 36 – 50). Mistycy przeżywają go jako „dar łez”. Św. Ignacy w swoim Dzienniku Duchowym niemal codziennie notuje: Łzy, łzy, łzy; łzy w czasie przygotowania do mszy św., w czasie Eucharystii, podczas dziękczynienia. Łzy te są wyrazem miłości i wzruszenia w obliczu poznania Boga i prawdy.
Płacz może być również czynnikiem utrudniającym poznanie prawdy, może być „fałszywy”. Może sprawiać, że pozostajemy zamknięci w sobie i w swoim bólu, zgorzkniali, sfrustrowani i narzekający na siebie i innych, zablokowani i zamknięci na rzeczywistość i prawdę. Ból i płacz może koncentrować na pustym grobie i martwym ciele, może powodować trwanie w iluzjach i złudzeniach, zamykając na obecność żywego Boga, na życie.
Maria Magdalena myśli o martwym ciele Jezusa, dlatego nie rozpoznaje Go żywego, pomimo pewnych znaków. Nie rozumie znaku pustego grobu, ale także nie rozumie znaku aniołów. Aniołowie w Biblii są znakiem Bożej obecności. Maria potrafi wobec nich jedynie wypowiedzieć swój ból, a potem odwraca się, nie słucha. Ciągle jeszcze tkwi w ciemności. Śmierć Jezusa sprawiła, że zamknęła się na wszystkie znaki bliskości Bożej. Szuka Zmarłego, a nie rozpoznaje Żyjącego. Żar jej zranionej miłości czyni ją ślepą (A. Ohler).
Gdy Jezus pyta: Czemu płaczesz? Kogo szukasz?, Maria myląc Go z ogrodnikiem, prosi: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz, gdzie Go położyłeś (J 20, 15). Z jej słów przebija znów miłość. Nie może żyć bez Jezusa. Jej serce domaga się zjednoczenia, nawet ze Zmarłym. W odpowiedzi Jezus objawia jej siebie, przyjmuje jej miłość. Wypowiada jej imię: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu (J 20, 16). Jest to najkrótszy dialog w Ewangelii. Oboje w tekście greckim nazwano słowami obcymi, lecz dla nich ojczystymi: Marię – zhellenizowaną formą hebrajskiego lub aramejskiego Mariam, jej właściwego imienia; Jezusa – aramejskim „Rabbuni”. Określenia świadczą zatem o ich relacji – bliskiej, pełnej zaufania, ale i wzajemnego szacunku (E. Adamiak).
Istnieje różnica między słuchaniem a usłyszeniem. Maria, choć słyszała głos Jezusa, nie rozpoznała Go. Wcześniej Jezus zwracał się do niej z tym samym uczuciem i miłością. Poznała Go dopiero, gdy odezwał się do niej bardzo osobiście, po imieniu, specyficznym głosem i tonem. Warto zauważyć, że jest jedyną kobietą, którą Jezus nazywa po imieniu w Ewangelii janowej, jak dobry pasterz, który „woła swoje owce po imieniu i wyprowadza je. […] A owce idą za nim, bo znają jego głos (J 10, 3n) (E. Adamiak).
Od pierwszego spotkania z Jezusem, aż do tego ostatniego życie wewnętrzne Marii uległo całkowitej przemianie. Jej miłość została oczyszczona. Po ciemnej nocy cierpienia, pada do stóp Jezusa i obejmuje je. Wprawdzie Jan o tym nie wspomina, ale tak wyobraża sobie tę scenę tradycja ikonograficzna. Maria chce czuć ukochanego Mistrza, Jego bliskość i miłość, której nie złamała nawet śmierć. Przypomina w tym oblubienicę z Pieśni nad Pieśniami:
Zaledwie ich minęłam,
znalazłam umiłowanego mej duszy,
pochwyciłam go i nie puszczę,
aż go wprowadzę do domu mej matki,
do komnaty mej rodzicielki (Pnp 3, 4).
Jezus odpowiada Magdalenie w sposób tajemniczy: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca (J 20, 17). Maria chciałaby zatrzymać dla siebie na ziemi to, co jest zastrzeżone dla wieczności. Chciałaby „uchwycić” Jezusa, kochać Go na ludzki sposób. Jezusa jednak nie można uchwycić i kochać miłością zmysłową ani „egoistyczną”. Jezus należy do Ojca. Dopiero w wieczności, „w Domu Ojca” Magdalena będzie mogła kochać miłością najczystszą i bezwarunkową. I dlatego jej droga na ziemi nie jest jeszcze zakończona. Musi jeszcze ewoluować od zatrzymania Jezusa wyłącznie dla siebie i własnych pragnień w kierunku dawania Go, dzielenia się Nim przez miłość z innymi. Jezus zmartwychwstał nie tylko dla Marii, ale dla wszystkich wierzących w Niego. Maria z Magdali jest pierwszą zwiastunką tej radosnej nowiny, jest prorokinią, której Zmartwychwstały polecił przemówić do „braci” w Jego imieniu (A. Ohler). Zostaje posłana do Kościoła, by dawać świadectwo: Widziałam Pana i to mi powiedział (J 20, 18). Stąd słusznie św. Augustyn nazwał ją „Apostołką Apostołów”.
Ludzka miłość nie może być zaborcza ani wyłączna. Druga osoba nie należy całkowicie do nikogo. Nie można jej posiąść jak przedmiot, rzecz. Nie można jej również uchwycić, ani zamknąć w ludzkie ramy, wizje i oczekiwania. Człowiek należy do Boga. I „musi”, jak Jezus, „wstąpić do Ojca”. Zadaniem i misją chrześcijan jest wskazywać Jezusa i przyprowadzać innych do Ojca przez świadectwo miłości.
Pytania do refleksji:
- Jaki jest mój płacz? Czy zbawienny?
- Czy nie fiksuję się na swoim bólu, „cierpiętnictwie”?
- Co robię, aby wyzwolić się z nieszczęścia i smutku? Gdzie szukam pociechy?
- Jakim imieniem najczęściej zwracam się do Jezusa? A jak Jezus mógłby zwrócić się do mnie?
- Czy potrafię słuchać? Czy słyszę to, co inni mówią, czy raczej to, co sam chcę usłyszeć?
- Czy nie pragnę relacji zmysłowej, „cielesnej” z Jezusem? Może chcę Go „objąć” i zatrzymać wyłącznie dla siebie?
- Czy kochając innych, pozostawiam im wolność? Czy nie manipuluję miłością?
- Jakie jest moje świadectwo dawane Jezusowi na co dzień?
- Czy już widziałem Pana? Co mi powiedział?
fot. Pixabay