Ojciec Amedeo Ayfre, twórca teologii obrazu, zginął tragicznie w wieku czterdziestu dwóch lat. Najpiękniejsze wspomnienie o nim pochodzi od jednej aktorki: Cóż mogę powiedzieć, kiedy się go spotykało, w człowieku budziło się pragnienie Boga.
Myślę, że podobne świadectwo można dziś wystawić Janowi Pawłowi II: kiedy się go spotykało, w człowieku budziło się pragnienie Boga. Kto miał w życiu szczęście spotkać osobiście papieża, zawsze odchodził umocniony w wierze i nadziei, z wielką miłością i radością na duszy oraz pragnieniem lepszego życia.
Jan Paweł II w ciągu swojego długiego pontyfikatu przyciągał miliony osób do Boga i czyni to nadal. U jego grobu w Grotach watykańskich codziennie przewijają się tłumy ludzi modlących się, składających listy błagalne. Są wśród nich kardynałowie i ludzie prości; są głęboko wierzący i niewierzący. Dla ludzi, którzy nigdy w życiu nie przeczytali Ewangelii, Jan Paweł II jest znakiem Boga i Ewangelią.
Dla mnie osobiście i sądzę, że również dla współczesnego człowieka, równie przekonującą postacią jest osoba bliska Janowi Pawłowi II – Matka Teresa z Kalkuty. To wspaniała kobieta, która miała wpływ na los świata i zbliżenie do Boga tysięcy ludzi.
Matka Teresa wyniosła z domu rodzinnego zamiłowanie do modlitwy, pracy oraz wrażliwość na niedolę ludzi biednych i potrzebujących. W wieku dwunastu lat wstąpiła do zgromadzenia Sióstr Loretanek. W 1929 roku przybyła do Indii. W latach powojennych Indie były miejscem szczególnej nędzy i głodu. Ponadto kraj był targany zamieszkami na tle narodowościowym i religijnym, które często kończyły się rozlewem krwi. Matka Teresa organizowała wówczas pomoc materialną i duchową dla potrzebujących, narażając swoje życie.
Jej najgłębszym pragnieniem było poświęcenie się medytacji, modlitwie i pokucie w ciszy klasztornych murów. Jednak Bóg chciał, aby żyła wśród najbiedniejszych, umierających na ulicy. Przeświadczenie, że jej życie ma być służbą najuboższym, zrodziło się podczas głębokiej modlitwy.
21 grudnia 1948 roku ubrała charakterystyczne wełniane sari i wyszła na ulice Kalkuty do slumsów, aby pomagać trędowatym, umierającym i porzuconym dzieciom. Założyła pierwszy dom opieki – umieralnię dla najbiedniejszych i odrzuconych przez społeczeństwo. Dom przepełniony jest miłosierdziem i miłością, która promieniuje na każdego. Jeden z jego mieszkańców dał takie świadectwo: Dotąd żyłem jak zwierzę na ulicy, teraz umieram jak anioł.
W latach pięćdziesiątych założyła kolonię dla trędowatych Shanti Nagar (tzw. Miasto Pokoju). Tam dostawali miejsce na ziemi, uśmiech, życzliwość, garstkę ryżu, dobre słowo, a w wielu wypadkach chrzest.
Dzisiejszy zagubiony świat potrzebuje wzorców bezinteresownej miłości, która prowadzi do Boga. Matka Teresa jest wymownym symbolem miłości i miłosierdzia świadczonego głodnym, bezdomnym, schorowanym, trędowatym, wszystkim ludziom niechcianym, niekochanym… Dla nich była znakiem nadziei na zachowanie choćby odrobiny godności ludzkiej – często w ostatnich chwilach życia.
Bezinteresowna pomoc była dla Matki Teresy oczywistością: Małe rzeczy są naprawdę małe, ale być wiernym w tych małych rzeczach – to naprawdę wielka rzecz. Jednak najważniejszym obszarem pomocy było świadczenie miłości: Dzisiejszy świat cierpi głód nie tylko chleba, ale przede wszystkim głód miłości, głód poczucia akceptacji, głód bycia kochanym.
Matka Teresa z Kalkuty, która tak często spotykała się ze śmiercią, z niespotykaną konsekwencją broniła życia, jako największego daru Boga. Sama wielokrotnie dawała dowód, że wie co jest istotą życia: Życie jest szansą, schwyć ją. Życie jest radością, próbuj ją. Życie jest snem, uczyń je prawdą. Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim. Życie jest obowiązkiem, wypełnij go. Życie jest cenne, doceń je. Życie jest bogactwem, strzeż go. Życie jest miłością, ciesz się nią. Życie jest tajemnicą, odkryj ją. Życie jest obietnicą, spełnij ją. Życie jest hymnem, wyśpiewaj go. Życie jest walką, podejmij ją. Życie jest tragedią, pojmij ją. Życie jest przygodą, rzuć się w nią. Życie jest szczęściem, zasłuż na nie. Życie jest życiem, obroń je.
Matka Teresa jest świętą naszych czasów. Jest znakiem piękna i miłości Boga.
Ale jest również wyzwaniem dla każdego.
Gdy jeden z dziennikarzy powiedział do niej:
– Matko, masz najbrzydszą twarz, jaką kiedykolwiek widziałem, ale też masz najszczęśliwsze oczy, jakie kiedykolwiek napotkałem,
– odpowiedziała:
– Moje oczy są szczęśliwe, ponieważ moje ręce ocierają tyle łez. Ty też tak zrób, a zobaczysz, ile radości wejdzie do twojego serca.
Istnieją święci znani, kanonizowani, stawiani jako wzorce dla pokoleń, ale również nieznani, anonimowi, zwyczajni. Święci żyją wśród nas. Dla mnie taką osobą był znany dobrze współczesnym jezuitom, mój mistrz nowicjatu, ojciec Norbert, człowiek pokory i wielkiego serca. Bóg postawił go na mojej drodze w początkach życia zakonnego. Życie w zakonie w początkowym okresie bywa trudne; jest to czas aklimatyzacji w nowym środowisku; czas poznawania nowych zwyczajów, tradycji, i młody człowiek czuje się w nim trochę zagubiony. Dlatego potrzebuje akceptacji, życzliwości i miłości mądrego mistrza, który jak dobry ojciec wprowadza go stopniowo w sztukę nowego życia. Taką osobą był ojciec Norbert. Spotkania i codzienny kontakt z nim były dla nas uczeniem się nie tylko życia zakonnego, ale przede wszystkim człowieczeństwa i miłości.