Jezus jest człowiekiem dogłębnie pokornym. Pokora sprawia, że jest otwarty i wyrozumiały dla każdego, nikomu nic nie narzuca, do końca szanuje ludzką wolność. Jezus nie zbawia nikogo siłą, ani nie narzuca swojej miłości. Zbawia łagodnością i pokorą.

Atmosfera łagodności i pokory przebija z całej postaci i życia Jezusa. Przyjrzyjmy się dwom przykładom.

1. Mt 3, 13-17. Pokora i uniżenie Jezusa w czasie chrztu. Chrzest Jana miał charakter inicjacji: wprowadzał do wspólnoty, która oczekiwała bliskiego przyjścia Mesjasza. Chrzest poprzedzało wyznanie grzechów. Następnie zanurzano się w wodzie, pozostawiając w jej nurtach grzechy.

Jezus był Mesjaszem, którego oczekiwano, był bez najmniejszego cienia grzechu, a więc nie potrzebował chrztu. Nie musiał również przestrzegać innych przepisów Prawa. Mimo to staje pokornie wśród grzeszników, wyznających przed Janem swe grzechy. W ten sposób Jezus solidaryzuje się z ludźmi, upodabnia się do nas, przyjmuje na siebie nasze grzechy.

Pokora Jezusa uderza również w dialogu z Janem. Jan czuje się niegodny ochrzcić Jezusa; ma świadomość dystansu, jaki dzieli go od Jezusa, nie rozumie Jezusa. Jezus rozumie natomiast Jana, jego ograniczenia, ludzką logikę, ale także pokorę, dlatego cierpliwie prosi i przekonuje go: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe (Mt 3, 15).

Dialog Jezusa z Janem jest przepiękny. Przebija z niego pokora, uległość i uniżenie wobec siebie nawzajem oraz wobec Boga Ojca i Jego woli.

2. Mt 12, 15-21. Za Jezusem ciągną tłumy i Jezus uzdrawia wszystkich. Nakazuje jednak, by zachowali milczenie. Jezus nie wykorzystuje swojej mocy cudotwórczej; nie przeciwstawia się faryzeuszom ani siłą, ani autorytetem, ani nawet swoimi czynami.

Św. Mateusz komentując postawę Jezusa, odwołuje się do proroka Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą (Mt 12, 18-21; Iz 42, 1-4).

Jezus jest Mesjaszem, cichym i pokornym Barankiem, który objawia oblicze Boga nie za pomocą hałaśliwych środków, ale w sposób łagodny, pokorny. Życie Jezusa będzie proste, zwyczajne, ciche, bezpretensjonalne, ukryte, bez krzyku i wielkich środków…

Jezus przychodzi pokonać zło, ale trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi (Mt 11, 20). Z drugiej strony sam stanie się trzciną, która zostanie złamana, zmiażdżona cierpieniem i pozwoli cierpliwie, by zgaszono jak knot Jego życie.   

W czasie publicznej działalności, krewni Jezusa oczekiwali, że udowodni swoją tożsamość efektownymi gestami, spektakularnymi dziełami i ostentacją: Rzekli więc Jego bracia do Niego: Wyjdź stąd i idź do Judei, aby i uczniowie Twoi ujrzeli czyny, których dokonujesz. Nikt bowiem nie dokonuje niczego w ukryciu, jeżeli chce się publicznie ujawnić. Skoro takich rzeczy dokonujesz, to okaż się światu! (J 7, 3n). Jezus objawia publicznie swoją tożsamość, ale odrzuca spektakularne gesty, niejako ukrywa swoją moc. Jego objawienie jest odwagą ukazania się przed światem w postaci pokornego i wyśmianego Króla.

Szczególny wymiar tej cichości połączonej z pokorą ma miejsce w czasie męki. Podczas parodii niesprawiedliwego sądu – milczy, nie broni się, nie usprawiedliwia. Jezus wykorzystywał Bożą moc dla innych, dla ich dobra. Natomiast sam pozostaje słaby i bezbronny, nie unicestwia, nie niszczy, pozwala się wyszydzić prowokacją: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić (Mk 15, 31). Godzi się na pozorne zwycięstwo zła.

Gdy Annasz pyta Jezusa o Jego naukę i uczniów, Jezus powołuje się na swoich słuchaczy. Jezus przemawiał publicznie, otwarcie, jasno, przed światem. Nie uzależniał tego, co mówi od słuchaczy. Przemawiał zawsze z odwagą i szczerze, bez masek,  niezależnie od konsekwencji. Mówił otwarcie nawet wtedy, gdy chciano Go zabić (zob. J 7, 26).

    Pytania do refleksji i modlitwy:

Czy jest we mnie zdrowa pokora, która stanowi złoty środek między pychą a pokorą fałszywą (deprecjonującą własną wartość i godność)? W czym konkretnie objawia się moja pokora?

Czy moim życiem, jak Jan wskazuję innym Jezusa? Czy Go nie przesłaniam sobą?

Czy jest we mnie delikatna łagodność, która nie gasi innych, ale pozwala się im w wolności rozwijać?

Jakie grzechy wynikają z braku mojej pokory (brak delikatności wobec słabszych, próby dominowania i manipulowania innymi, okazywanie swojej władzy, wyższości, brak spokojnej refleksji i dialogu, reakcje zniecierpliwienia, gniew, kłótnie, agresja, atak wobec najmniejszego zagrożenia czy zakwestionowania…)?

Czy słabość Boga wyrażona w cierpieniu Jezusa nie jest dla mnie zgorszeniem?

Czy cierpliwość Boga wobec niesprawiedliwości i zła nie wydaje mi się Jego klęską, przegraną?

Czy nie wątpię w obecność Chrystusa, gdy zamiast naśladowania pokory Jezusa widzę słabość, błędy i grzechy w życiu ludzi Kościoła?

fot. Pixabay