Uważna medytacja Chrystusowego krzyża, jeśli przewodnikiem po tej medytacji jest łaska Boża, wszystko zmienia w naszym życiu, czyniąc je nowym, bo kto rzeczywiście wszedł na Golgotę ten nigdy już nie będzie widział świata po staremu. Ma się rozumieć, jeżeli krzyż ten rzeczywiście przeżyje, a nie – zamiast krzyża doświadczyć – posłuży się fantastycznymi wyobrażeniami, że on tam się wspiął, pod chmury i spojrzał konającemu Chrystusowi prosto w oczy.

To wszystko są nie tyle bohaterskie, co raczej zuchwałe skojarzenia, gdy mówi się o krzyżu z wysokości własnych o nim wyobrażeń, a trzeba by raczej powiedzieć: z niskości własnych osądów, o tej głębi cierpienia w której topi się piekło i nowe życie się rodzi, bo w istocie ta głębia stanowi niewyobrażalne piękno miłosiernej i stwórczej Miłości Boga. Jest ona ponad wszystkie nasze standardowe myśli i doświadczenia.

Tam, bardzo blisko krzyża, był w naszym imieniu autentyczny świadek, umiłowany uczeń Jezusa. Należy on do niewielu osób na świecie, które rzeczywiście wiedzą co znaczy miłość, bo rzeczywiście doświadczyły zarówno jej piekielnej ohydy, jak i jej zmartwychwstałego piękna.

Były tam też, oprócz niego, jeszcze trzy Marie. Wszystkie trzy kochały Jezusa, zarówno szalona Magdalena, jak i kochana krewna, siostra Jego matki, żona Kleofasa, oraz przede wszystkim ONA – NAJŚWIĘTSZA MARYJA PANNA.

Wszystkie trzy „stały obok krzyża” , co my poprawiamy w naszych pieśniach i malarskich wyobrażeniach i wznosimy Jezusa wysoko nad głowy tych którzy się tam, na Golgocie, znaleźli w „godzinę Jezusa”. Oczywiście, to też jest prawdą, bo Jezus już tam zaczął królować, ale Jego królowanie jest inne aniżeli tryumfalne tylko odśpiewanie „alleluja”. Jest ono natomiast prawdziwe tylko wtedy, gdy najpierw dostrzeże się i przeżyje osobiście to, że Maryja „stała obok krzyża Jezusa” – jak królowa obok króla.

Dlaczego mówię, że Ona, Matka Jezusa, skoro były tam przecież trzy Maryje? Dlatego, że tak mówi Ewangelia: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował”. Ewangelia zatem wskazuje na nich oboje, na Matkę Jezusa oraz na ucznia którego On miłował, jako bohaterów misterium które tam miało miejsce, porównywalne tylko z chwilą gdy Adam i Ewa stali obok siebie w raju, przy drzewie popełnienia przez nich grzechu, czyniąc na przekór Bożemu Słowu.

Tutaj jednak mężczyzna ma inicjatywę i jakby przekreślając to co wtedy się stało, przekazuje owoc swojej miłości stojącej obok Niego kobiecie: „Niewiasto, oto syn twój”. Ponieważ zaś to co robił w tej chwili pochodziło od Boga – przyniosło niezawodnie Boży skutek – Maryja stała się matką po raz drugi i ponownie znakiem szczególnym tego poczęcia i narodzin było zachowanie przez Nią dziewictwa. Dzięki stwórczej miłości Boga stała się Matką, czego potwierdzeniem było Słowo skierowane do Jego ucznia: «Oto Matka twoja», oraz wynikająca z tego życiowa konkluzja: „ od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.”

Pozostaje jeszcze dopowiedzieć, że „godzina” w którą „uczeń wziął ja do siebie”, to jednocześnie aluzja do „godziny”, w którą dzięki interwencji anioła, Józef wziął Maryję do swego domu, rozumiejąc, dzięki wyjaśnieniu anioła, że jest wybrany przez Boga aby wspierać misję Maryi swoją stałą opieką, misję w której chodzi o zbawienie wszystkich ludzi.

Użyte zaś przez Chrystusa do swojej matki oficjalnie brzmiące słowo: ” Niewiasto”, nawiązuje do Jego pierwszego cudu, który miał miejsce w Kanie Galilejskiej, gdzie też zwrócił się do niej w ten sam sposób, wspominając wówczas swoją „godzinę”, że ona jeszcze nie nadeszła. Odpowiedział jednak na prośbę matki cudem przemienienia wody w wino, co uratowało wówczas wesele które tam się odbywało. Teraz, to wesele i to wino, w „godzinę Jezusa”, znajduje swój pełny epilog i staje się Zbawieniem.

Epilog ten dotyczy Kościoła, który Jezus przeprowadza jak Mojżesz lud Boży, przez grozę wód wiecznego potępienia, mocą swojej krzyżowej męki do Nowego Życia. Ten cud najpierw się spełni w formie symbolicznej, jako sakramentalne spełnienie zawartego Przymierza podczas Ostatniej Wieczerzy – z przebitego Serca Jezusa wytryśnie strumień Nowego Zycia, krew i woda, jak ta która wypłynęła z twardej skały uderzeniem laski Mojżesza, na pustyni.

Jest to jednocześnie moment w którym Maryja rodzi syna, towarzysząc w boleści paschalnej Jezusowi. W ten sposób Kościół to Jezus, Maryja i Jan, czyli święta rodzina i naród nowego przymierza, ustanowiony według jego mistycznej natury, mającej swe zakorzenienie i spełnienie w Bożej Miłości, w odróżnieniu od tej sakramentalnej natury, opartej na wodzie i krwi, a więc na Chrzcie i Eucharystii i apostołach, oraz ich prawie do dzierżenia kluczy Królestwa Bożego, które im zostały wręczone, dla naszego zbawienia i zbawienia wszystkich ludzi.

Ilustracja: Margaret Edith Aldrich Rope