Wydaje się, że historia duchowości konkretnych ludzi ale i wspólnot również, posiada często charakter przypadkowości. Ktoś odniósł jakiś sukces, ktoś wpadł w jakieś tarapaty, komuś życie się sprzykrzyło, mimo że jest bogaty, ktoś inny nagle zrozumiał, że bez wartości jest to co dotąd było dla niego takie istotne, bo gdzie indziej skierował swoją uwagę, bo kogoś spotkał, coś usłyszał co poruszyło nie tylko jego umysł ale i duszę.

Jak mówi na przykład jedno z czytań z Dziejów Apostolskich, ktoś czyni pierwszy krok i przyjmuje chrzest Janowy. Nie wie jeszcze o tym, że jest to dopiero prostowanie drogi Temu który ma przyjść, a właściwie który już JEST, ale uczeń Janowy jeszcze Go nie widzi. Potem jakiś Paweł pojawia się w Efezie, „znajduje tam jakichś uczniów” i rozmawiają razem o sprawach wiary. Paweł głosi im Chrystusa, a oni poznają, że to Jego właśnie szukali po całej Azji Mniejszej i na Niego czekali, chociaż jeszcze nic nie wiedzieli o Nim prawie nic. Przeczuwali, że jest Drogą Prawdą i Życiem i że trzeba Mu jakoś wyjść na przeciw.

Potem widzimy, jak z całym przekonaniem „przyjmują chrzest w imię Pana Jezusa” a apostoł Paweł „nakłada na nich ręce”. Ten zwykły gest, praktykowany nie tylko w modlitwie, w tym wypadku sprawił, że „Duch Święty zstąpił na nich, mówili też językami i prorokowali.” Stali się uczniami Chrystusa, członkami Jego mistycznego Ciała, które się zwie Kościołem, a Paweł pozostał jeszcze jakiś czas w Efezie, gdzie „odważnie przemawiał przez trzy miesiące rozprawiając i przekonując o królestwie Bożym”.

Tak właśnie rodził się Kościół w tym miejscu i w tym czasie, ale jego historia jest znacznie bardziej bogata, bo obejmuje wszystkie miejsca gdzie było i gdzie jest głoszone Słowo Boże. Tak rozwija się i dzisiaj Królestwo Boże, które wymaga ludzi takich jak Paweł, mających żywą wiarę, która nie cofa się przed krytyką i groźbami, a chaos i przypadkowość, oraz pozorna prowizorka z jaką Kościół jest budowany w istocie jest Bożym cudem owocowania coraz nowymi wspólnotami, na coraz to nowych terenach, ciągle tej samej świętości, to znaczy tej pochodzącej wprost ze źródła jakim jest Duch Boży, wysłany nam przez Ojca i Syna.

Świętość jest najważniejsza w Kościele, bo Kościół to nie biurokratyczna instytucja i nie maszyna do administrowania sakramentami, ale żywi ludzie, w pielgrzymce do Ziemi Obiecanej, z wszystkimi jej misteriami przechodzenia przez Morze Czerwone i walki z pokusami na pustyni. Świętość to trud drogi, wysiłek apostołowania, ofiara z własnej wygody, niebezpieczeństwa podróży, niechęć doznawana ze strony obcych i brak cierpliwości i zrozumienia ze strony swoich, to często samotność , natręctwo, humory, czasem łzy, a czasem nawet męczeńskiej ofiary.

Kościół prawdziwy, to prawdziwe błogosławieństwo dla świata. Posiada ono zawsze znamię męczeństwa w sobie, ponieważ jego źródłem jest krzyż Chrystusa, a raczej On sam, ukrzyżowany, z otwartym sercem – symbolem oddania życia za nasze przeżycie śmierci, czyli za nasze zbawienie. Darmo zostało ono nam ofiarowane, wyraz prawdziwej miłości Boga, co dla nas stanowi naturalne wezwanie do wdzięczności, której najpełniejszym wyrazem jest szczera, pełna oddania miłość, a wiec – ofiarowanie siebie.

Foto: flickr.com/Iglesia en Valladolid