Mam dosyć obłudy fałszywych purystów, którzy pastwią się nad prawdziwą świętością, w imię świętości przez nich samych wymyślonych i podawanych do wierzenia zniewolonym umysłom ofiar ich nachalnej propagandy.
Mam dość koniunkturalistów, którzy szukając ucieczki przed potępieniem ze strony medialnych potentatów, manifestują im swoją polityczną układność i usprawiedliwiają popełniona zdradę, jak to kiedyś czynili księża patrioci, przewrotną retoryką otwarcia na bliźniego i na ideowe z nim porozumienie.
Godni pogardy są szczególnie wtedy, gdy przestraszeni, żeby nie utracić własnych korzyści, biorą udział w spektakularnie organizowanych nagonkach i przyłączają się do oficjalnie zadekretowanego ostracyzmu w stosunku do osamotnionej i maltretowanej fizycznie i moralnie opozycji, pomagając ją w ten sposób społecznie osaczyć, potępić i zbrutalizować.
Godne potępienia jest szczególnie ich fałszywe przyznawanie się do winy i manifestowanie nawrócenia, którego w rzeczywistości nie doświadczyli, a chodzi im tylko o publiczną maskaradę, aby dzięki niej obezwładnić moralnie swych krytyków, odebrać im najcięższe argumenty i nadal mieć wpływy i władzę.
W takiej kulturowej atmosferze doskonale się czuje mentalność faryzejska i jest w wielkiej cenie, gdyż wyświadcza wielkie usługi wszystkim rewolucjom, które opierają się na argumencie siły, czyli wprowadzane są przemocą.
Mentalność faryzejska pomaga powoływać się na dobro i pod hasłami miłosierdzia, wprowadzać rządy zemsty społecznej, dając im legitymację heroiczności, a brak prawdy i wolności usprawiedliwiać doktrynami o miłości selektywnej i o imperatywie skuteczności.
Photo by Ibolya Toldi from Pexels