Przy naszym domu zakonnym w Czechowicach-Dziedzicach mieszkał sędziwy pan Eugeniusz, który cierpiał na demencję starczą. Pan Eugeniusz był bardzo pobożny, jednak nie mógł wybaczyć urojonemu złodziejowi. Pewnego razu, gdy żalił się i oskarżał rzekomego złodzieja, nasz współbrat zakonny zapytał:

Panie Gienku, jak to jest możliwe, że pan tyle się modli, a nie potrafi przebaczyć?

Pan Gienek pomyślał i odrzekł:

Przebaczę, przebaczę… Tylko niech najpierw przyjdzie i poprosi o przebaczenie!

Przebaczenie i przyjęcie przebaczenia ma wymiar terapeutyczny. Brak przebaczenia rodzi zgorzkniałość i pretensjonalność. Ponadto zniewala. Uzależnia od innych i wciąga w tryby manipulacji. Dopóki nie przebaczymy, jesteśmy związani niewidzialną nicią z innymi osobami i nie jesteśmy sobą. Zamiast duchowego pokoju i radości towarzyszy nam smutek i agresja. Przebaczenie jest wyzwalające.

Nieumiejętność przebaczenia wynika z braku właściwych relacji i nadmiernej koncentracji na odczuciach i potrzebach, a nie na osobach. Nie jesteśmy w stanie wówczas przyjąć i docenić miłości, akceptacji, ciepła, serdeczności i uznania, które ofiarują nam inni. Żądamy miłości absolutnej, do której nie są zdolni. Ponadto zapominamy, że nie wszystkie błędy czy rany, które nam zadają, są ich winą. Czasami ranią nas z własnej słabości  albo po prostu otwierają nasze stare niezagojone rany.

Uzdrowienia potrzebują także relacje z Bogiem. Oczywiście, obiektywnie nie mamy Bogu nic do przebaczania. Bóg jest samą miłością, dobrocią, świętością i wszystko Jemu zawdzięczamy. Jedyną naszą postawą powinna być wdzięczność i uwielbienie. Jednak, z subiektywnego punktu widzenia, oskarżamy Boga o cierpienie, chorobę, ból, zło, obojętność, pogmatwaną historię życia… I wobec takich oskarżeń, pretensji, żalów trudno przyjąć postawę wdzięczności i miłości. Oskarżanie Boga jest zwykle argumentem do negacji życia albo usprawiedliwianiem własnej bierności i egoizmu. W takiej sytuacji trzeba najpierw przebaczyć Bogu Jego winę, by móc nawiązać z Nim przyjazne, bliskie relacje.

Najtrudniejsze jest zwykle przebaczenie sobie. Takie przebaczenie wymaga pokory, życia w prawdzie i odwagi. Trzeba wówczas zstąpić z piedestału swojego idealnego obrazu i swoich przekonań. Trzeba w pokorze uznać, że jest w nas dwubiegunowość – dobro i z zło. Są mocne strony, dobro, zdolność do miłości, duchowa tęsknota za Bogiem i pięknem ale także wady, czułe punkty, lęki, niezdolność nawiązywania relacji, grzeszność, skłonność do pójścia za najniższymi instynktami.

Taka akceptacja, która stoi na drugim biegunie egoizmu i pychy, jest wyzwalająca. Prowadzi do zgody na własną (może nie zawsze wymarzoną) historię oraz pomaga zrozumieć lepiej innych.

Życie w  świecie bez przebaczenia nie jest możliwe. Być może jest to pierwszy krok w ponownym odnalezieniu sensu i wartości życia oraz w porządkowaniu relacji do Boga i innych.

fot. Pexels