„Jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka staranne, aż ją znajdzie. A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca” (Łk 15,8–10).
Przypowieść o zagubionej drachmie należy umieścić w realiach Palestyny. Jedna z kobiet zgubiła drachmę. Jej cały majątek, dziesięć drachm, był prawdopodobnie wianem i stanowił jej własność, nawet gdyby małżeństwo uległo rozwiązaniu. Drachma grecka stanowiła wartość jednodniowej pracy niewykwalifikowanego robotnika. Była to więc kobieta uboga. Kobiety zwykle nosiły pieniądze w fałdach zwoju na głowie lub jako ozdobę na nim (na czole). Podobnie jak czynią to do dziś Hinduski. Zagubienie 10% wartości posagu sprawiło, że całe życie ubogiej kobiety legło w gruzach.
Dziesięć drachm symbolizuje pełnię, doskonałość, całość. Jest to więc pełnia życia, pełnia radości, która zostaje zakłócona, umniejszona przez nieobecność bardzo niewielkiej, lecz istotnej cząstki (I. Gargano). Jedna drachma wydaje się mała, niemniej jej brak zakłóca harmonię, głębię całości, pełnię.
Po śmierci Jana Pawła II jeden z komentatorów zwrócił uwagę na sposób kontaktu papieża z ludźmi. Uderzało go zawsze, że Jan Paweł II nie spotykał się z tłumem, anonimową masą, ale nawiązywał kontakt z poszczególnym człowiekiem. Na spotkaniach z Janem Pawłem II każdy czuł, że papież mówi do niego, jest dla niego.
My żyjemy dziś w erze globalizacji. Jesteśmy przyzwyczajeni do stawiania społeczeństwa ponad jednostkę. Osoba, jej wartość, godność, prawa często zostają podporządkowane grupie, wspólnocie, państwu itd. I dlatego może trudno nam zrozumieć zachowanie nieostrożnego pasterza i poszukującej drachmy kobiety.
Zagubiona drachma z psychologicznego punktu może być symbolem naszego zagubienia. Zagubienie jednej drachmy jest zagubieniem części siebie, która nie otwarła się jeszcze na Boga, światło prawdy; zagubieniem swojego własnego ja, swojej tożsamości. Bez tej istotnej części nie jesteśmy do końca sobą. Ktoś, kto zagubił samego siebie, może bardzo aktywnie działać w zewnętrznym świecie, ale jego poczynaniom będzie brakowało rdzenia, siły i jasności (A. Grün).
Kobieta, która zgubiła drachmę przystępuje z wielką determinacją do działania. Zapala światło i wymiata dom. Palestyńskie ubogie domy zwykle nie posiadały okien. Jedynym źródłem światła z zewnątrz były niewielkie drzwi. Dlatego kobieta posługuje się lampką oliwną. Przeczesuje posadzkę, w której mogła zagubić się drachma. Kamienne (skalne) posadzki miały liczne szpary i często wpadały do nich monety i fragmenty ceramiki. Kobieta, wymiatając podłogę miotłą, ma nadzieję, że usłyszy dźwięk monety.
Kobieta jest obrazem Boga poszukującego i troszczącego się o zagubionego człowieka. Przypowieść o drachmie ukazuje Boga jak dobrego Ojca. Bóg Ojciec to jedno z najczęstszych określeń Boga w Piśmie św. Sam Jezus nazywa Boga swoim Ojcem aż sto siedemdziesiąt razy. Słowo to przejęte ze słownictwa rodzinnego budzi uczucie bliskości, ufności, bezpieczeństwa, pewności i szacunku. Męski, ojcowski wymiar miłości Boga do człowieka-grzesznika zostaje spotęgowany u św. Łukasza przez obraz kobiety. W Bogu jest pierwiastek ojcowski, ale również kobiecy, matczyny. Bóg troszczy się o zagubionego człowieka jak najlepszy ojciec i najczulsza matka.
Ojcowsko-macierzyńska miłość Boga nie zniechęca się żadnymi przeszkodami. Jest uparta, cierpliwa, wytrwała (por. 1 Kor 13, 4). Bóg szuka i czeka na nas do końca. Nigdy nie przestaje podążać naszym śladem. Nigdy nie przestaje w nas wierzyć ani nie traci nadziei.
Dramat przypowieści Jezusa kończy się radością. Zagubiona drachma zostaje znaleziona przez właściciela. Kobieta zwołuje przyjaciół, by dzielić się z nimi przeżywaną radością.
Skąd ta ogromna radość emanująca na zewnątrz? Skąd taka gorliwość kobiety w poszukiwaniu drobnej monety? Odpowiedź na te pytania kryje się w wartości zagubionej rzeczy. Zagubiona drachma dla kobiety musi być wyjątkowa, musi bardzo wiele dla niej znaczyć.
Przypowieści mówi o nas, grzesznikach. Każdy człowiek jest dla Boga kimś jedynym, niepowtarzalnym, cennym, jak jedna zagubiona drachma. Mądrość ludowa mówi, ze Bóg stworzył człowieka, a potem wyrzucił matrycę. To znaczy, że nie istnieje człowiek przeciętny, typowy, standardowy; nikt nie jest jednym z wielu, jakimś pionkiem na szachownicy, którego można bez trudu zastąpić innym. Każdy jest oryginalny, wyjątkowy, niepowtarzalny; jest jakby jedynym egzemplarzem. I dlatego jest przedmiotem takiej troski i miłości Boga. Gdy się zagubi, Bóg szuka go jako jedynego.
Właściciel zagubionej drachmy wykazuje więcej troski o zagubioną drachmę niż o pozostałe. Postępuje jak matka w wielodzietnej rodzinie, która poświęca więcej czasu dzieciom chorym niż zdrowym. Nie zaniedbuje jednak sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15, 7). Poszukiwanie zagubionych jest dla sprawiedliwych pewnością miłości Boga. Świadomość, że Bóg nie zostawi nikogo zagubionego samemu sobie jest wielką nadzieją. Dla Boga żaden człowiek nie jest nigdy stracony. Boga nie przeraża życie człowieka zepsutego, uwikłanego w największe grzechy, błędy i słabości. Bóg ma dla każdego czas i cierpliwość. Logika Boża wyrasta poza naszą ludzką logikę, w której poszukiwanie jednej drachmy może wydawać się stratą czasu.
Odnalezienie zguby rodzi radość, która pozwala zapomnieć o trudzie i niepokoju związanym z poszukiwaniem. Radość Boga z odnalezienia grzesznika przypomina radość kobiety, która przeżywa bóle porodowe, ale zapomina o nich trzymając w ręku niemowlę: Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat (J 16, 21).
Pytania do refleksji:
- Czy czuję się czasem zagubiony? Czy potrafię określić przyczyny tych przykrych uczuć?
- W jaki sposób określiłbym własną tożsamość? W jakim kierunku się ona rozwija? Czy nie zatraciłem własnego ja?
- Co jest dla mnie ważniejsze: osoba, jej godność, wartość, czy porządek, prawo, interes grupy, wspólnoty, klasy społecznej, partii?
- Czy czuję się, jak jedyne, niepowtarzalne, cudowne dzieło Boże?
- Czy umiem zaakceptować siebie w pełni (swoje ciało, płciowość, osobowość, duchowość…) i kocham siebie tak, jak kocha mnie Bóg?
- Czy doświadczałem w moim życiu szczególnej troski Boga o mnie?
- Czy mogę przypomnieć sobie chwile Jego bliskości i doświadczenia Jego Opatrzności i Miłości?
- Czy łatwiej jest mi wyobrazić siebie w ramionach własnego ojca czy matki? Dlaczego?
- Który aspekt miłości Boga jest mi bardziej potrzebny – męski (ojcowski), wyrażający się w doświadczeniu mocy, stanowczości, poczuciu bezpieczeństwa czy kobiecy (macierzyński), charakteryzujący się delikatnością, ciepłem, serdecznością?
fot. Pexels