Chodzi o pielgrzymkę Jana Pawła II do Syrii, w roku 2001. Mówię o niej w kontekście Dni Jana Pawła II jakie mają miejsce na uczelniach krakowskich każdego roku. W bieżącym, temat wiodący brzmiał: „ Ku pojednaniu”. Przypadło mi w udziale zająć się nim od strony „praktycznej”, to znaczy zreferować jak zmierzył się z tym problemem Jan Paweł II podczas jego pielgrzymki do Syrii, tym bardziej, że byłem jej uczestnikiem od początku do końca.

Nie chcę dotykać w tym wystąpieniu kwestii treści jego nauczania, analizując wygłoszone przez niego homilie i przemówienia. Dość szczegółowo zajmowano się tym w poprzednich latach. Tutaj chciałbym powiedzieć o stronie symbolicznej tej pielgrzymki i w tym sensie o niej, jako geście prorockim i to w wielu wymiarach.

Na początku jednak chciałbym zgłosić uwagę, która dotyczy również innych pielgrzymek i samej osobowości papieża – jego specyficznym charyzmatem była nadzwyczajna zdolność posługiwania się takimi właśnie, prorockimi gestami. Używam słowa : „prorockimi”, odwołując się biblijnej tradycji posługiwania się takimi gestami przez proroków. Ich znaki zawierały w sobie treść mającą charakter wezwania do określonej mobilizacji duchowej.

Pasją apostolską Jana Pawła II było nawiedzanie wspólnot kościelnych na całym świecie, aby być jak najbliżej wiernych kraju do którego przybywa z pielgrzymką, ponieważ chodziło mu nie tylko o przekazywanie określonych doktrynalnych treści podczas tych spotkań, ale o przeżycie wzajemnej braterskiej więzi uczniów Chrystusa.

Znanym na całym świecie gestem zwianym z jego pielgrzymkami było całowanie ziemi kraju do którego przybywał – gest przyjaźni i szacunku dla wszystkich mieszkańców tej ziemi, a więc nie tylko do chrześcijan, ale również przedstawicieli innych religii i również tych ludzi których w tym momencie razem z nim fizycznie nie było.

Na lotnisku, oprócz episkopatu katolickiego byli obecni również biskupi prawosławni. Co więcej ekumeniczny gest przyjaźni był jeszcze bardziej czytelny, gdy pierwsze kroki w Syrii skierował papież do katedry prawosławnej, gdzie u jej wejścia czekał na niego patriarcha tego kościoła. On tez był pierwszym na liście zapraszających papieża do odwiedzenia Syrii.

Ten gest został uczyniony w sposób jeszcze bardziej elokwentny, gdy papież spotkał się z wszystkimi patriarchami i biskupami syryjskimi, zarówno katolickimi jak i prawosławnymi w syriackiej katedrze prawosławnej. Zdarzenie to trzeba uznać za nie mające precedensu.

Co więcej, na Msza św celebrowana na stadionie Omajadów w Damaszku była potężnym i bardzo radosnym świadectwem chrześcijańskiej jedności. Wzięli w niej udział chrześcijanie z całej Syrii, w całej mozaice ich różnorodnych rytów.

Wielkim zaskoczeniem dla całego świata była wizyta papieża w meczecie i to w pierwszym ze względu na jego prestiż wśród syryjskich muzułmanów. Co więcej, meczet ten znajdujący się w sercu starego miasta, został zbudowany na fundamentach chrześcijańskiej katedry w której znajduje się po dziś dzień cenna relikwia głowy św. Jana Chrzciciela, czczonego przez wyznawców obu religii.

Odwiedziny meczetu odbiły się szerokim echem po całym świecie, tak jak wcześniej odwiedziny synagogi żydowskiej w Rzymie. Papież nie uczynił tego relatywizując chrześcijańską wiarę i prawdę religii katolickiej, ale manifestując nasz szacunek dla Żydów i muzułmanów, poprzez wyrażenie szacunku dla ich miejsc świętych i ich modlitwy.

Kontrowersyjne wydawało się niektórym, że Jan Paweł II udał się również do miasteczka Kunejtra, całkowicie zniszczonego podczas wojny z Izraelem, które Syryjczycy traktują jako swego rodzaju martyrologium narodowe i dlatego mogło to wywołać oskarżenia, że papież angażuje się politycznie przeciwko Izraelowi, ale on nie pojechał tam jako polityk albo turysta, lecz jako zwierzchnik Kościoła, który w ruinach małego prawosławnego kościółka modlił się o pokój, czyli o błogosławieństwo Boże dla wszystkich narodów.

Najbardziej entuzjastycznie przyjętym znakiem, który spowodował prawdziwą eksplozję radości tysięcy młodych ludzi, którzy przybyli na spotkanie z papieżem na plac patriarchatu greko-katolickiego w Damaszku, gdzie odbyła się Eucharystia, gdy w pewnym momencie patriarcha publicznie zobowiązał się przed papieżem, że od tego momentu, termin obchodzenia Wielkanocy będzie wspólny z kościołem prawosławnym.

Entuzjazm przerósł wszelkie oczekiwania. Wiwatom nie było końca . Patriarcha był szczęśliwy. Wydawało się, że został dokonany historyczny przełom. Niestety, po wizycie papieża zaczęły dochodzić wiadomości, że decyzja patriarchy jest zbyt jednostronna, że są inni patriarchowie katoliccy z którymi powinien odbyć konsultacje i że są biskupi którzy sprzeciwiają się tak pospiesznie złożonej deklaracji i w efekcie po dziś dzień świętujemy w Syrii wielkanoc w dalszym ciągu w dwu różnych terminach.

Na tym tle, kiedy trwające już dziesiątki lat mediacje nie przynoszą rezultatu, miast smucić się i pomstować, jawić się zaczyna nowa, zupełnie niedostrzegana dotąd inicjatywa, która wydaje się tak oczywista, że aż absurdalna. Opiera się ona na uznanym fakcie, że religia chrześcijańska jest historyczna, czyli krótko mówiąc, nie jest ani mitem ani zbiorem fantastycznych opowiadań, ale prawdą usytuowaną historycznie w przestrzeni i czasie.

Taki sens posiada na przykład pietyzm dla tradycji chrześcijańskiej , nawiedzania miejsc świętych i czczenia relikwii świętych. Taki sens mają pielgrzymki do Ziemi Świętej, gdzie są miejsca, uświęcone pamięcią o naszych świętych , głównie zaś pamiątki historycznej obecności i działania Jezusa Chrystusa .

To samo odnosi się do terminu odbywania Paschy. Nie powinien on być katolicki albo prawosławny, ale chcąc aby był autentyczny, powinien być żydowski, czyli ten sam co termin paschy celebrowanej dzisiaj przez Żydów, skoro uważa się ich za historyczną kontynuację tej samej społeczności, która przyrządziła przed dwoma tysiącami lat paschę Chrystusa. Jeśli chcemy być wierni autentycznemu duchowi Paschy, powinniśmy ją odbywać zgodnie z czasem w jakim Żydzi ją odbywają.

Foto: Jan Paweł II całujący Koran (maj 1999)